sobota, 24 grudnia 2016

One-Shot : Munto - Wesołych Świąt ~

Ziemia. Japonia. ~
Od upadku Niebios do Niższego Świata minęło pół roku. Yumemi przez dłuższy czas już nie widziała Munto, a kiedy pytała się o to królewskiej medium, Panny Ryuely, odpowiadała jej tylko, że jest na pewnej misji. Ta odpowiedź mimo wszystko nie satysfakcjonowała dziewczyny.
Święta były już tuż za pasem. Biały puch sypał od rana z nieba. Niebiańskie Istoty nie były przyzwyczajone do śniegu, jednak nie znosili tego źle. Zielonooka siedziała na lekcji wpatrując się w powoli opadające płatki śniegu. Przez upadek Niebios, mogła widzieć niebo tak jak każdy inny. Była szczęśliwa.
* * * * *
Po skończonych lekcjach, wracała wraz z Ichiko i Suzume do domu.
Pożegnała się z dziewczynami na skrzyżowania i szła dalej sama. Nagle usłyszała czyjeś kroki za sobą. Odwróciła lekko głowę chcąc ujrzeć kątem oka profil osoby idącej za nią.
- Yo, Yumemi. - usłyszała męski głos. Szybkim ruchem głowy odwróciła się i ujrzała wyższą od siebie osobę z czerwonymi, rozczochranymi włosami.
- Munto.! - uśmiechnęła się szeroko i wbiegła w niego.
Chłopak trochę się zdziwił, jednak takie przywitanie jak najbardziej go ucieszyło. Objął blondynkę. Po krótkiej chwili spytał.
- Może pójdziemy już ? Nie chcę byś się przeziębiła.
Dziewczyna pokiwała głową i złapała go za rękę. Zaczęła kierować się do swojego domu. Cieszyła się.
* * * * *
Po kilku minutach doszli do mieszkania dziewczyny. Oczywiście wszyscy byli zdziwieni widokiem wysokiego młodego mężczyzny o czerwonych włosach, mimo opowieści Yumemi, widzieli go po raz pierwszy.
Munto szybko nawiązał kontakt z jej młodszym bratem, Chikarą. Kiedy król Niebiańskich Istot spędzał z nim czas, Yumemi pomagała swojej mamie w kuchni przygotowując kolację.
- Miałaś rację, Yumemi-chan. Jest naprawdę miły. - rzekła kobieta.
Zielonooka pokiwała głową i z uśmiechem skierowała się do pokoju swojego brata. Kiedy Chikara dowiedział się, że zaraz leci jego ulubiona bajka, zbiegł po schodach i włączył telewizor. Schodząc na parter, złote oczy młodego króla zastygły na czterech podwieszonych do sufitu gałązkach ozdobionych czerwoną kokardą.
- Oi, Yumemi. CO to jest ? - spytał wskazując placem, gdy byli na parterze.
- Chodzi o jemiołę ? To taka roślinka. To tradycja świąteczna. Kiedy dwie osoby stoją pod jemiołą całują się. Na przykład mama mnie wczoraj pocałowała w czoło. Albo dzisiaj rano, droczyłam się z Chikarą. - zaśmiała się kończąc.
- Dziwny ten zwyczaj... - mruknął. - Nie możecie tego robić w święta bez tej jemioły ??
- To tylko taki świąteczny zwyczaj. - uśmiechnęła się.
- Czyli... - zastanowił się chwilę, po czym chwycił zielonooką za rękę i zrobił kilka kroków w bok. Yumemi spojrzała lekko zdziwiona. Chłopak zrobił się na twarzy lekko czerwony. - W takim razie, mogę cię pocałować ? - spytał, wpatrując się swoimi błyszczącymi oczami w jej.
- Etto... - szepnęła zakłopotana. Jej policzki również ozdobił lekki róż.
Oboje poczuli na sobie wzrok domowników i speszyli się jeszcze mocniej.
* * * * *
Kiedy na niebie pojawił się Księżyc, Munto z Yumemi postanowili pójść na spacer.
- Munto. - zaczęła. - Co to była za misja na której byłeś ??
- Tak myślałem, że o to spytasz. - westchnął. - Jak Niebiosa spadły na ziemię, kilka państw się tym zainteresowało. Jako król, byłem zmuszony wyjaśnić wszystko.
- Sokka... - odparła.
Na jej nos spadł płatek śniegu, po chwili kolejny.
- Yumemi...
- Nan-
Zanim skończyła słowo, jej usta i złotookiego zetknęły się ze sobą. Lekko zrumieniła się, jednak nie zaprotestowała. Po chwili Munto odsunął swoją twarz od jej.
- Podobno ludzie mówią życzenia w takie noce. Gdy niebo jest pełne gwiazd. Moim jest to, żebym nigdy już nie musiał wytrzymywać bez twojego widoku, ciepła ciała, czy bez twojego uśmiechu. - wyszeptał.
- M-Munto... - szepnęła.
Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. łzy szczęścia. To wyznanie było dla niej wielkim zaskoczeniem. Mimo to, cieszyła się, ponieważ żaden inny chłopak nie powiedział takich słów skierowanych do niej. Wtuliła się w chłopaka, a ten objął ją jak kilka godzin temu. Jednak ten uścisk był silniejszy, bo nie chciał już zostać bez niej.
Następnego dnia wieczorem, młody król znowu odwiedził dom rodziny Hidaka. Poprzedniego dnia, podczas spaceru, został zaproszony przez Yumemi. Chciała z nim spędzić święta. Nikt nie protestował, a Chikara przez cały czas czuł się, jakby miał starszego brata.
Zielonooka z uśmiechem przyglądała się swoim rodzicom, młodszemu bratu, oraz temu, kogo darzyła specjalnym uczuciem.
Mały Japończyk pobiegł do rodziców pochwalić się prezentem jaki dostał od czerwonowłosego, a ten w tym czasie podszedł do dziewczyny.
- Dziękuje za zaproszenie. Nie przypuszczałem, że tak mi się spodoba.
- To ja dziękuje, że przyszedłeś. Wiele to dla mnie znaczy.
Niebiańska Istota uśmiechnęła się delikatnie. Schylił się ku niej i złożył na jej ustach pocałunek. Hidaka zamknęła oczy i postanowiła rozkoszować się tą chwilą, która trwała krótko. Chłopak wyprostował się i popatrzył na nią.
- Wooo....mamo, a nee-chan i oni-chan się pocałowali w usta.! - krzyknął chłopczyk i pobiegł do rodziców..
- Ch-Chikara.! - warknęła Japonka czerwieniąc się bardziej.
- Haha...nie przejmuj się tym. To nic wielkiego, tylko pocałunek. - uśmiechnął się. - Wesołych Świąt, Yumemi-chan. - po raz kolejny, tym razem na czole, złożył ciepły dotyk swoich ust.

Blondynka przytuliła go, po czym odwróciła się i spojrzała przez okno na rozgwieżdżone niebo. Zdecydowanie, takich świąt sobie życzyła. ~
_________________________________________________________
Taki świąteczny akcent ;P
Życzę Wam wszystkim wszystkiego co najlepsze. Dużo prezentów i spędzenia czasu w gronie bliskich osób. Żebyście zawsze byli sobą. Również życzę udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku :D

poniedziałek, 5 grudnia 2016

One-Shot : Code Lyoko

 Czy pamiętacie te emocje związane z każdym odcinkiem każdej serii ? Schemat ten sam zawsze, a takie emocje..na przynajmniej ja tak miałem jak byłem młodszy xd krótki one-shot poświęcony jedenj z najlepszych bajek mojego dzieciństwa.
_______________________________________________________________________
Francja. Opuszczona fabryka. ~
- Aelita, leć do wieży.! Chłopaki długo nie wytrzymają. – blondyn nerwowo mówił do mikrofonu obserwując ekran komputera.
- Wiem, ale zostało mi jeszcze trochę drogi.
- Pośpiesz się Aelita. Yumi nadal nie odpowiada.
Lyoko.
-Rozumiem. – odparła różowowołosa lecąc nad drogą, która prowadziła do aktywowanej wieży.
W tyle za dziewczyną Odd i Ulrich walczyli z trzema Tarantulami i dwoma Krabami. Ulrich przez ostatnią kłótnię z Yumi, obwiniał siebie, że nie ma jej teraz w Lyoko. Obawiał się, że przez jego dziecinne zachowanie, młodej Japonce mogło się coś stać. Przez uczucia, które nim targały, nie mógł skoncentrować się na walce.
Fabryka.
- Ulrich, skup się. Zbyt szybko tracisz punkty.
- Uwierz Jeremy, że nie jest łatwo unikać tych laserów. – odparł chłopak i w tym samym czasie został trafiony po raz kolejny. Jego awatar na ekranie zaczął tracić barwy, a wskaźnik punktów życia spadł do zera.
Po chwili na monitorze otworzyło się okno przedstawiające skanery w pomieszczeniu pod laboratorium. Drzwi jednego skanera otworzyły się. Brązowowłosy walnął pięścią o ścianę skanera i wyszedł z niego.
- Żyjesz Ulrich ? – spytał blondyn, gdy usłyszał jak drzwi od wind otwierają się.
- Jakoś…jak radzi sobie Odd ?
- Słabo, zaraz też wypadnie z gry. A Aelita jeszcze nie dotarła do wieży. – poprawił okulary.
Lyoko.
- Jeremy, jestem nie daleko wieży, ale X.A.N.A nie chce łatwo odpuścić - elfka schowała się za skałą.
Na ekranie komputera chłopak widział co się dzieje. Przy wieży czekała Scyfozoa oraz dwa Kraby.
- Jeremy, Aelita dotarła do wieży ? Przydała by mi się tutaj jakaś pomoc. – warknął Della Robia, unikając laserów. – Tarcza.! – skrzyżował ręce, a przed nim pojawiła się fioletowa tarcza okrywająca jego tułów. Lasery odbiły się i trafiły w Kraba i Tarantule.
Fabryka.
- Odd. Aelita jest przy wieży, ale też ma mały problem. – chłopak zaczął wpisywać jakiś program w komputer. – Ależ my mamy pecha dziś.
Chłopak usłyszał dzwonek swojego telefonu. Odebrał.
- Yumi ? Jak dobrze cie słyszeć…gdzie jesteś ? Odd utknął z potworami, a wieżą jest dobrze chroniona.
- Jestem w kanałach, ale mam problem. X.A.N.A stworzył spectrum, które przypomina Aelite. Zmylił mnie.
- Biegnij do skanerów. Ulrich zajmie się tym.
- Spróbuje. – odparła Japonka rozłączając się.
Belpois schował telefon i skinął głową w stronę Stern’a. Brązowowłosy wszedł do windy i pojechał w górę. Gdy blondyn spojrzał na ekran zauważył jak ikona Odd’a zaczyna robić się szara. Znów pojawiło się okno ze skanerami.
- Aelita, jesteś zdana na siebie. – powiedział do mikrofonu.
Lyoko.
- Ughh… - burknęła. – Jeremy mam pomysł. Wyślij mi motor.
- Motor ? Masz skrzydła przecież. – odparł zdziwiony.
- Tak, ale potrzebny mi motor.
Po chwili Jeremy zwirtualizował ciemnookiej motor. Dziewczyna wsiadła na niego i zaczęła jechać z dużą prędkością w stronę potworów. Gdy była już nie daleko nich, zeskoczyła z motoru aktywując skrzydła. Motor uderzył w Kraba, zrucając go do Cyfrowego Morza.
Kanały.
- Ulrich, tutaj.! – zawołała Japonka.
- Yumi. – chłopak uśmiechnął się i podbiegło niej. – Szybko, musimy biec do fabryki.
- Jest aż tak beznadziejnie ? – dziewczyna spojrzała na niego. – Uważaj.! – rzuciła się na niego, a nad ich głowami przeleciała wiązka prądu.
- No to nici z naszej ucieczki przed spectrum… - odparł chłopak wstając z ziemi.
Fabryka.
- Aelita, co ty wyprawiasz ?! To bardzo ryzykowane. Jeśli cie zdewirtualizują, na 12 godzin pożegnamy się z możliwością dezaktywacji wieży. A jeśli Scyphozoa cię złapie, to zniknie sektor leśny. Poczekajmy na Yumi.
- A co jeśli Yumi i Ulrich są właśnie w potrzasku przez spectrum ? Muszę to zrobić. Jeśli spectrum załatwi ich, nawet skok w czasie nie pomoże. – odparła.
Lyoko.
Stones wytworzyła kilka centymetrów ponad dłońmi różowe kule energetyczne i rzuciła nimi w Kraba i Scyphozoe. Jednak potworom udało się zrobić unik. Krab zestrzelił Aelite. Dziewczyna padła na ziemię, a do niej podleciała Scyphozoa.
Potwór objął dziewczynę swoimi mackami. Wokół ciała Aelity wytworzył się czerwony kontur, a przy jej głowie, Scyphozoa usadowiła macki. Przez macki zaczęła przepływać pamięć różowowłosej.
Fabryka.
- Aelita.!  - na ekranie pojawiło się okno, na którym było widać jak potwór wszczepia wirus Aelicie.
Lyoko.
Nagle, potwór zaczął się szamotać, a po chwili wybuchł.
Zza skały wyleciała Aelita i rzuciła polem energii w Kraba. Gdy ten wybuchł, dziewczyna szybko poleciała w stronę wejścia do wieży.
Kanały.
- Mam nadzieję, że Aelita jest już wieży… - Yumi i Ulrich popatrzyli na siebie, a potem na spectrum, które wystrzeliło z rąk wiązki elektryczne i trafiło w nich.
Lyoko.
- Aelita, szybko.! Ulrich nie odpowiada. – krzyknął nerwowo blondyn przez mikrofon.
- Już wchodzę. – Aelita podeszła do wieży.
Położyła na niej ręce i weszła do środka. Stanęła na platformie, zapalił się jeden krąg, a później kolejne dwa. Dziewczyna podniosła głowę w górę i poleciała na najwyższą platformę, do interfejsu.
Położyła dłoń na interfejsie.
AELITA

CODE LYOKO

sobota, 5 listopada 2016

Wojna - czyli zniszczenie i śmierć

Splądrowane miasto. Czarnowłosy leżał pośród ruin budynków. Otworzył oczy. Wstał i rozejrzał się dookoła.
- Co do cholery…
Niebo przysłonił cień, jakby przelatywał wielki ptak tuż nad  jego głową. Podniósł wzrok, a ku jego przerażeniu ujrzał rosyjski samolot wojskowy. Dokładnie taki sam jak widział w książce na ostatniej lekcji historii. Patrzył jak samolot przelatuje nad jego głową robiąc potworny hałas. Czarnooki postanowił rozejrzeć się po okolicy. Nie wiedział gdzie jest ani co się dzieje. Czy to był sen ? Czy coś co go mogło ominąć ? Miał nadzieję, że spotka kogoś, kto mu to wszystko wytłumaczy.
Szedł już dość długo, rozglądając się w poszukiwaniu kogoś żywego. Przez cały czas od kiedy się ocknął nie widział nikogo z rodziny, znajomych, albo chociaż osób które by kojarzył z widzenia. Widział tylko trupy. Zmasakrowane ludzkie ciała. Nie było by może to aż takie złe, gdyby nie fakt iż w większości to co widział to były szkielety. W końcu znalazł jeden ocalały dom, który mógł być użytkowany. Otworzył powoli drzwi i poczuł straszliwy odór. Odór, który dochodził z wewnątrz jednego z pomieszczeń.
- C-Co to ma być… - Hiro nabrał powietrza, zatkał nos i wszedł do środka. Otworzył kolejne drzwi i zobaczył że ktoś siedzi na krześle przy stole. Podszedł trochę bliżej i ujrzał coś, co zmroziło krew w żyłach nastolatka. Zobaczył rozkładające się ciało jakiejś kobiety. Miała dziurę w głowie.
Zrozumiał że cokolwiek się dzieje, to nie zabawa. Przyglądając się rozkładającemu ciału kobiety zaczęło brać go na mdłości. Wybiegł szybko na zewnątrz i odetchnął poniekąd z ulgą ,,świeżym powietrzem”.
- Więc stąd był ten odór, to ciało musi się rozkładać już dobre parę tygodni, bądź i miesięcy… - spojrzał za siebie na dom. – To było straszne… - mruknął.
Nie zastanawiając się dłużej ruszył dalej, jego nadzieja coraz bardziej nikła widząc co rusz ludzkie zwłoki.
Szedł już z dobre półtorej godziny i nadal nic. Nikogo żywego.
- Cholera gdzie ci ludzie ?! – krzyknął nie wytrzymując tej sytuacji. Odpowiedziała mu cisza. – Boże…co ja mam niby teraz zrobić ? – podrapał się po głowie.
Nagle usłyszał przeraźliwy hałas, taki sam jak wcześniej. Jednak ten był inny, głośniejszy. Chłopak podbiegł do ruin budynku by się ukryć. Samolot odleciał tak samo jak wcześniej, ale tym razem leciał niżej i wolniej.
- Dziwne…leciał tak jakby czegoś szukał… - myślał na głos.
Poczuł jakiś ciężar na rękach i ostrze na gardle.
- Rusz się, a zginiesz. – usłyszał męski głos. Chciał pokiwać głową, ale przecież na gardle miał ostrze. – Jeśli jesteś Niemcem lub Rosjaninem możesz od razu pożegnać się z życiem.
Czarnowłosy chciał zaprotestować, chciał dać jakiś znak, że nie jest. Jednak nie wiedział jak. Powoli podniósł rękę do góry i ,,pokiwał” nią by zaprotestować. Tylko taki sposób przyszedł chłopakowi w tak krótkim czasie do głowy. Osoba będąca za nim odsunęła trochę ostrze od jego gardła, jednak nadal było blisko.
- Imię. – warknął.
- H-Hiro… - wyszeptał. Teraz mógł zobaczyć to co miał przy gardle. Ostry nóż połyskiwał w blasku promieni słonecznych.
Po usłyszeniu imienia odsunął nóż całkiem i puścił ręce chłopaka. Czarnowłosy odruchowo odskoczył od potencjalnego przeciwnika.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobie. – odparł.
- Przed chwilą mi groziłeś śmiercią, zdecyduj się !! – wydarł się w jego stronę.
- Wybacz. – odpowiedział lakonicznie.
Hiro westchnął i przyjrzał się jemu. Był to niewiele wyższy chłopak od niego. Wyglądał na mniej więcej tyle lat co on. Miał krótkie blond włosy i niebieskie oczy, co było rzadkością w Japonii. Nosił białą bluzkę na krótki rękaw i czarne spodnie, które były podarte w niektórych miejscach.
- A ty jak się nazywasz ? – podszedł do chłopaka.
- Haruto.
- Znów tak krótko odpowiedział… - mruknął lekko zirytowany. Czarnowłosy sam lubił dość dużo gadać przez co nie raz irytowało go jak niektórzy odpowiadali ciągle jednym lub dwoma słowami.
- Czemu powiedziałeś że jeśli jestem Niemcem lub Rosjaninem to mogę się pożegnać z życiem ?? – popatrzyła chłopaka.
- Co ty dajesz ? – spojrzał na niego jak na idiotę.
- Nie rozumiem… - odparł cicho.
- Jesteśmy w trakcie wojny przecież.
- Jakiej wojny ?! Który niby jest rok ?! – czarnooki patrzył na blondyna.
- Udajesz głupiego czy jak ? – popatrzył na chłopaka. – Mamy rok 1915, I wojna światowa. – mruknął.
Teraz Hiro popatrzył na niego jak na idiotę.
- Wojna ? 1915 ? O czym ty do cholery gadasz ??!!
- Echh…skąd ty się wziąłeś…
Czarnowłosy wraz z blondynem zaczęli rozmawiać. Po dłuższej konwersacji blondyn ,,wytłumaczył” nowo poznanemu co się stało. Hiro nadal nie mógł uwierzyć, że jest w 1915 roku.
- Cofnąłem się w czasie ? To sen ? Co tu się dzieje… - pomyślał gdy Haruto skończył mówić.
Przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Haruto…powiedz, jak spędzasz wolny czas ? – przerwał ciszę. Wiedział, że to dziwne pytanie. Jak ktoś na wojnie może spędzać wolny czas ??
- Wolny czas…dobre… - westchnął. – Wiesz, mimo że jest wojna wraz z innymi ocalałymi próbujemy stworzyć choć czasem atmosferę normalności, jeśli można to tak nazwać.
- Czyli jest was więcej ? – dopytywał się, czarnooki chciał wiedzieć więcej.
Niebieskooki pokiwał głową przytakująco.
- Nie wiem jak to ująć, ale ja najczęściej spędzam wolny czas grając na komputerze, lub słuchają muzyki.
- Komputer ? Co to jest ? – popatrzył na niego.
Hiro zdziwił się, ale przypomniał sobie co powiedział mu wcześniej Haruto. Byli przecież w 1915 roku. Wyjaśnił blondynowi co to komputer, do czego służy. Zaczął mówić mu również co to telefon komórkowy, mp3. Haruto był pod wielkim zaskoczeniem. Słuchał z uwagę tego co mówił mu Hiro. Czarnowłosy zaczął opowiadać jak on spędza czas grając z kolegami w koszykówkę lub inne gry, opowiadał mu o tym co robił na co dzień. Haruto słuchał z uwagą chłopaka, a gdy Hiro skończył mówić, głos zabrał niebieskooki i również zaczął mówić jak wyglądało jego życie przed wojną. Jednak i opowiedział trochę jak wygląda od kiedy wojna się zaczęła. Mówił że starsi próbują stworzyć atmosferę normalności, uczą ich historii i innych rzeczy. Grają z nimi, bawią się, mimo że każdy z nich wie jak jest naprawdę. Chcą stworzyć ich własny świat, świat w którym mogą czuć się bezpiecznie.
Rozmowa znów nabrała tempa. Tak jak i wcześniej, Hiro zadawał pytania, a Haruto odpowiadał, jednak tym razem czasem i Haruto o coś zapytał. Mimo że we wcześniejsze wyjaśnienia chłopaka, blondyn zaczął trochę wierzyć jemu na  słowo, że jest z przyszłości. Chłopacy zaczęli mówić o swojej przeszłości, o rodzinie. Porozmawiali też o tym co chcą robić w przyszłości, o tym kim chcą zostać. Okazało się, że mają wiele wspólnych zainteresowań.
- Hiro, wiesz, mimo całej sytuacji i w ogóle, to fajnie że Ciebie spotkałem. – uśmiechnął się.
- Miło mi, ja też się cieszę, że Ciebie poznałem. – odwzajemnił uśmiech.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a oni nadal rozmawiali. W pewnym momencie blondyn ucichł i przysunął się pod ścianę ciągnąć czarnowłosego za sobą.
- Idą tu. – warknął.
Hiro nie wiedząc o co chodzi przysunął się również pod ścianę i siedział cicho, wiedział że to nie czas na zadawanie pytań, tylko na słuchanie tego co on ma do powiedzenia.
Czarnooki usłyszał czyjeś kroki i dziwny metaliczny dźwięk uderzania. Słyszał podobny, ale nie mógł przypomnieć sobie co to. Haruto wychylił się zza ściany przyglądając się dwóm mężczyznom ubranym w rosyjskie mundury. Jeden z nich szturchnął drugiego i pokazał palcem na ścianę.
- Cholera. – wyszeptał tak cicho, że Hiro ledwo usłyszał. Jednak zbliżające się kroki usłyszał. Usłyszał też dźwięk przeładowywania karabinu. Po jego plecach przeszedł dreszcz.
Podniósł głowę do góry i ujrzał lufę karabinu wycelowaną w głowę nie dawno poznanego chłopaka. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, usłyszał huk i poczuł jak coś spływa z jego twarzy. To były łzy…i krew…
Po chwili drugi z żołnierzy wycelował do czarnookiego. Po raz kolejny usłyszał huk, tym razem głośniejszy, bo przecież strzelono do niego.

Opadł na ziemię. Jeszcze przez kilka chwil czul ogromny ból i widział, jak z jego ciała wypływa krew.
________________________________________________
Co do treści opowiadania, była to moja praca na konkurs w 3 klasie gimnazjum xd 

środa, 5 października 2016

One-Shot - Gin (Hotarubi no Mori E)

Ostatnio u mnie ciągle pada więc macie takie coś :P wiem że krótki, i przepraszam bardzo. :C ale postaram się za to, wrzucić kolejną notkę w tym miesiącu, by wynagrodzić wam to :3
_____________________________________________

Zakazany owoc podobno jest najlepszy. Soczysty, jędrny, słodki...ciekawe...czy można ją nazwać tak...?

Nazywam się Gin. Jestem – a raczej byłem – ludzkim dzieckiem. Teraz jestem garstką hotarubi1. Zrodzony z człowieka, wychowany przez leśne youkai2.
Było wtedy upalne lato, gdy ją spotkałem. Małą, ludzką dziewczynkę, która zgubiła się w lesie pełnym youkai.
Gdy mnie ujrzała, przestała płakać i wytarła łzy, podnosząc się z ziemi. Podbiegła do mnie, jednak nie mogłem jej dotknąć, ani ona mnie. Jeśli byśmy się dotknęli, zniknąłbym i miał okazji poznać jej.
Co prawda, nie pamiętam wszystkiego, ale pamiętam jej promienny, dziecięcy uśmiech, ciepłe spojrzenie i piękną, niewinną twarz.
Przyjeżdżała do dziadków co roku w lato. Co lato przychodziła do mnie. A w każdą inną porę roku, tęskniłem za nią i czekałem.
Kiedy nadszedł czas, w którym odbywał się festiwal youkai, postanowiłem ją tam zabrać. Bawiliśmy się, śmialiśmy.
Zdjąłem maskę i założyłem ją na jej twarz. Delikatnie ucałowałem ją, poprzez maskę.
Ostatnia rzecz jaką pamiętam to, to że złapałem ludzkie dziecko przebrane za youkai, a moje ciało zaczęło zmieniać się w świetliki.
Pamiętam jej zapłakaną twarz, pamiętam jej słowa...

,,Gin, nie odchodź.”

Chciałem żeby mnie przytuliła. Chciałem poczuć jej dotyk. Podbiegła i przytuliła mnie...ale...z mojego ciała po chwili nic nie zostało, poza świetlikami, kimonem i maską...
Za miłość straciłem życie...jednak poznałem to uczucie, uczucie bliskości. Poznałem uczucie bliskości kogoś innego.

Poznałem ją...~
______________________________________________
hotarubi1 – świetliki
youkai2 – jest to określenie potworów, stworów, duchów w mitologii japońskiej

poniedziałek, 5 września 2016

One-Shot - Yamada & Shiraishi

A więc mega króciutki one-shot z Yamada-kun to 7-nin no Majo na początek szkoły ;) teraz, że jest szkoła, wrzucać będę jedną notkę, no chyba, że będę miał jakiś spory nadmiar napisany :D tak czy siak, powodzenia w szkole, no i zapraszam na czytanie :P
______________________________________________________________
Japonia. Liceum Suzaku.
Ostatnia lekcja. Piątkowe popołudnie. Te 45 minut w życiu chłopaka zawsze ciągnęło się i ciągnie niezależnie od tego jak jest prowadzona.
- Co za debil na ostatnią lekcję daje matematykę... – mruknął pod nosem granatowłosy patrząc na tablicę, na której nauczyciel zapisywał wzory trygonometryczne i polecenie do zadania.
Od dnia w którym odbył się rytuał, a Shiraishi i pozostałe dziewczyny straciły swoje moce wiedźm wszystko wydawało się wrócić do starej, szarej rzeczywistości, a momenty w którym te moce przysparzały jemu problemów nie raz wydawały się tylko snem na jawie.
- Shiraishi... – szepnął chłopak wpatrując się w blondynkę siedzącą obok niego, która w przeciwieństwie do niego, pilnie słuchała i pisała to co znajdowało się na tablicy.
Nauczyciel widząc wielkie zainteresowanie ciemnookiego od początku lekcji poprosił go o rozwiązanie zadania, które przed chwilą skończył pisać. Yamada zaklął w myślach i wstał z miejsca, kierując się na przód sali. Jednak kiedy dochodził do tablicy, rozległ się hałas szkolnego dzwonka.
* * * * *
- Yamaa-kun – zaczęła dziewczynie, gdy wchodzili po schodach – musisz się zabrać za naukę. Bez mocy wiedźm nie możemy zamieniać się ciałami. – napomknęła.
- Wakatta, wakatta...brakuje mi tego teraz. – jęknął przeciągając się.
- Tak miałem chociaż wymówkę żeby cię pocałować... – pomyślał rozżalony.
- Musze tylko znaleźć jakąś motywację, a to łatwe nie będzie. Ale postaram się, w końcu obiecałem ci że pójdę z tobą na studia. – uśmiechnął się pokazując białe zęby.
- Yamada-kun... – dziewczyna odwzajemniła uśmiech i popatrzyła na niego. Widząc jak chłopak przypatruje się jej nie zauważyła że zbliżają się do zakrętu. – Uwa-
Nie skończyła, chłopak walnął o ścianę, a gdy odsuwał się do ściany, walnął się o zamykającą się szybę okna.
- Shimattaaaaa.!! – krzyknął na cały głos. O tej porze w budynku nie było już praktycznie nikogo, dlatego wiedział, że może tak odreagować.
- Wybacz, Yamada-kun, to moja wina. – odparła szybko dziewczyna klękając przy chłopaka.
- Nie, zagapiłem się, to nie twoja wina. – lekko uśmiechnął się i pogładził z tyłu po głowie.
Niebieskooka cicho zachichotała i pocałowała go w czoło.
- Shi-Shi-Shiraishi...
- W ramach przeprosin. – uśmiechnęła się i ruszyła dalej do Sali ich klubu. ~

sobota, 20 sierpnia 2016

Dragon Ball - Rozmyślanie Goku

Gdzie ja jestem ? A tak, znowu tutaj. – mruknął.
Znowu w Niebie. Znowu zginąłem, ratując innych....
Jest tu pięknie, te kwiaty, ten spokój...
Jednak...chciałbym żyć w końcu jak człowiek.
Hah...dobre... żyć jak człowiek...
Kiedy człowiekiem nie jestem przecież.
To wtedy kim jestem ? Kosmitą ?
Odpowiedziała mu cisza.
Czy ja jestem kosmitą?  - spytał sam siebie.
Nie, ja jestem Saiyaninem.
Cokolwiek to znaczy. – dodał.
Wiem jednak, że znaczy to nic innego jak bardzo wolne starzenie się.
Od wiecznego życia różni się tym, że ja mogę zginąć i być w Niebie. Jak teraz.
Mogę przeżyć panujących, a nawet osoby, które jeszcze się nie narodziły.
Najgorsze, że mogę przeżyć własną żonę, dzieci, wnuki.
Czy to właśnie szczęście ? Przyglądanie się jak bliscy mego serca umierają ?
Życie z boku...unikanie ludzi, omijanie ich niczym ognia.
Nie widzę w tym nic szczęśliwego…
Uratowałem świat przed najeźdźcami z innych planet.
Mimo to, nie umiałem uratować moich przyjaciół, niewinnych istnień, które zginęły bez podstawnie.

Ludzkie życie jest takie kruche, krótkie, czasem monotonne...mimo wszystko, jeśli miałbym okazje to chciałbym nim żyć. - westchnął. ~

piątek, 5 sierpnia 2016

Seiya & Saori - Rycerz swojej Bogini

Grecja. Zbocze niedaleko Sanktuarium. ~
Na ziemi pojawił się sporych rozmiarów okrąg. Po gejzerze światła zostałą niewielka wązka wiązka błyszczącego i ciepłego światła. Po chwili  krąg zniknął, a dziewczyna podeszła do krawędzi urwiska i wpatrywała się w piękny krajobraz.
- Saori-san ? - brązowowłosy Japończyk spojrzał na nią.
- Zawsze jak mnie tutaj przenosisz nie mogę nacieszyć się tym widokiem. Zapiera mi dech w piersi.
Chłopak uśmiechnął się opierając dłonie na biodrach.
- Musimy iść. - odparł przyglądając się fioletowym włosom Japonki, które powiewały na wietrze. Lubił ten kolor.
Ciemnooka odwróciła się na pięcie i podbiegła do chłopaka. Przyjrzała mu się uważnie.
- Nie musisz mieć na sobie zbroi cały czas. - uśmiechnęła się.
- Mimo że to Sanktuarium, jako twój rycerz musze być czujny. - rozczesał włosy lewą ręką, a po chwili jego rozczochrane włosy znów wróciły do poprzedniej formy.
- Mój rycerz... - pomyślała.
Cicho zachichotała przysłaniając usta ręką. Jej oczy zaczęły błyszczeć, śmiać się. Policzki chłopaka lekko się zaczerwieniły.
- Powiedziałem coś nie tak ? - podrapał się po policzku spuszczając wzrok.
Fioletowowłosa pokręciła przecząco głową  nadal się uśmiechając. Chwyciła go za rękę i pociągnęła do przodu. Lekko sie zdziwił przez co nie stracił równowagi, jednak zdołał ją szybko odzyskać. Gdyby Maria zobaczyła jak się wywala po lekkim pociągnięciu, dostałby pożądne kazanie. Dziewczyna zostawiła go w tyle idąc blisko krawędzi wzgórza i podziwiając krajobraz. Seiya szedł około 2-3 metry za nią, bedąc w pogotowiu jakby coś się stało. Włosy dziewczyny były rozwiewane przez powiew delikatnego wiatru, przez co wydawały się dłuższe niż w rzeczywistości. Chłopak przyglądał się jej włosom nie ukrywając zdumienia. Pokonanie Złotego Rycerza Wodnika, Sagi, zbliżyło ich w pewnym stopniu. Saori musiała teraz pogodzić swoje dotychczasowe życie i życie jako reinkarnacją bogini Mądrości i Sprawiedliwej Wojny.
* * * * *
Gdy dotarli do Domu Ateny, weszli do środka. Saori przechodząc przez drzwi zaczęła emanować potężną Energią, a jej strój zmienił się. Miała obecnie na sobie białą spódnice bez rękawów, złote berło oraz złoty diadem na głowie. Brązowooki wchodząc do środka poczuł tą Energię, która w jednym momencie wypełniła wielką powierzchnię Domu.
- Myślisz, że nadaję się na to ? - spytała siadając na tron i bawiąc się kosmykiem włosów.
- Hmmm...szczerze, ja sam nie wiem na czym polega twoje zadanie i czy się nadajesz na to...ale są Złoci Rycerze, którzy ci pomogą.! A poza nimi masz jeszcze wielu innych rycerzy. - uśmiechnął się.
- A ty ? Będziesz mi pomagał ? - spojrzała na Japończyka zostawiając kosmyk włosów.
- Mochiron. - wyszczerzył zęby i podszedł do niej. - Jako Brązowy Rycerz Pegaza, obiecuję, że zawsze będę przy tobie, i będę cię chronił. - mówiąc to zniżył ton głosu i uklęknął.
- S-Seiya...
Chłopak podniósł głowę i zobaczył na jej twarzy delikatny róż. Wstał i podszedł do czarnookiej, pochylił się nad nią.
- Widzę, że Złoci Rycerze są zbędni. - usłyszeli donośny, męski głos.
- A-Aiolia ?! - Seiya odwrócił się natychmiast i stanął po prawej stronie Ateny, cały zaczerwieniony.
- Mogę wyjść. - zaśmiał się widząc ich reakcje. - Chciałem tylko sprawdzić czy wszystko w porządku, Atena-sama...ale jak widzę, Rycerz Pegaza nie odstępuję cię na krok. - mówiąc to spojrzał na coraz czerwieńszą twarz nastolatka.
- Uruse. - burknął pod nosem odwracając wzrok.
Saori cicho się zaśmioała i potakująco pokiwała głową w stronę Złotego Rycerza Lwa.
* * * * *
Zostali w Sanktuarium do późnych godzin, a wieczorem, wraz z Aiolią zeszli na dół. Gdy dziewczyna wyprzedziła ich, Aiolia chwycił Seiye za ramie.
- Mimo moich wypowiedzi...opiekuj się nią. Jesteś jej niajbliżej. Najszybciej będziesz mógł zareagować w razie konieczności. Musi się nauczyć panować nad mocą. - uśmiechnął się.
- Wiem...wiem...obiecuje. - odparł.
- Chłopaki, idziecie czy nie ? - krzyknęła.
Oboje spojrzeli na nią, potem na siebie i zaśmiali się. Aiolia coś jeszcze szepnął mu do ucha, poczochrał jego włosy i popchnął w stronę japonki.
- O czym rozmawialiście ? - spytała gdy Seiya podbiegł do niej.
- A jak facet z facetem. - uśmiechnął się i otworzył przejście. - Mówiłem, że przytyłaś ostatnium czasem i to duużo. - dodał.
- S-Seiya...anata... - dziewczyna naburmuszyła się i odwróciła do Rycerza plecami . - Baka. - powiedziała krótko.
W jego głowie rozbrzmiały słowa Złotego Rycerza Lwa :

Opiekuj się nią i nie złam jej serca, Seiya. 

środa, 20 lipca 2016

One-Shot - Sonic nad jeziorem ??

One-shot z czegoś, co oglądałem za czasów Jetix'a xd ostatnio trudno złapać mi wenę, przez co mało piszę, a jak napiszę to nie wiem czy dobrze...co prawda zacząłem pisać jedno dłuższe opowiadanie i zobaczymy jak mi wyjdzie.
Co do notek w następnym miesiącu - też wstawię 2 one-shot'y, a teraz życzę miłego czytania ;)
___________________________________________________________________
Ziemia. Posiadłość Thorndyke.~
Słońce paliło od samego rana. Niebieski jeż leżał na gałęzi drzewa. Wysoka roślina dawała sporą ochronę, a lekki powiew wiatru ochłodę. Po chwili podbiegł pod drzewo 12-latek z ręcznikiem na ramieniu.
- Sonic, chcesz się ochłodzić ? – zaczął chłopak spoglądając w koronę drzewa.
- A co proponujesz ?? – odparł jeż, zeskakując z drzewa.
- Dziś taki skwar...więc Ella postanowiła zabrać nas nad jezioro. – gdy zobaczył minę przyjaciela od razu dodał. – Wiem że nie umiesz pływać, ale niedaleko tam jest las no i nie musisz pływać, jest dość długi pomost, a wiatr wieje od jeziora, więc będzie chłodno.
Jeż przyglądał się Chris’owi z lekkim zaniepokojeniem.
- Co prawda od jeziora wiatr jest silniejszy, jednak czy warto... – pomyślał.
* * * * *
- Nie wierzę, że się zgodziłem...a w sumie nie wierzę, że dałem się tu zaciągnąć.. – mruknął zgryźliwie Hedgehog1 jadąc samochodem w kierunku jeziora znajdującego się za miastem.
- Nie narzekaj Sonic. Chris pokazywał nam zdjęcia, jest ta cudownie. – odparła uśmiechnięta Amy, która wyglądała przez okno.
- Amy ma rację, może przełamiesz swój strach. – zaśmiał się lis.
Sonic mruknął coś jeszcze pod nosem i spojrzał na oknem, przyglądając się jak budynki zaczynają znikać.
* * * * *
Po 30 minutach auto zatrzymało się. Kiedy wszyscy wysiedli ujrzeli małą polanę z wysokimi drzewami, a w oddali wielkie jezioro. Gdy minęli lasek i doszli w końcu na miejsce, nawet Sonic lekko się uśmiechnął widząc tak czyste jezioro. Teraz nie odczuwał już takiego skwaru, czuć było silniejszy powiew niż na drzewie w posiadłości, a drzewa dawały dodatkowy chłód i cień.
Amy, Creamy, Cheese, Tails oraz Chris szybko się przebrali i wbiegli do wody. Ella rozłożyła dwa duże koce na trawie, posmarowała się olejkiem do opalania i położyła. Co jakiś czas zerkała w stronę reszty.
Kiedy pozostali się bawili w wodzie, Sonic położył się na niskiej gałęzi drzewa.
Po jakimś czasie, rudowłosy wyszedł z wody i podbiegł do niego.
- Jednak nie przyłączysz się do nas, Sonic ? – uśmiechnął się kiedy ten czekał na niego.
- Nie lubimy się z wodą... – odparł. – Nie chciałem jechać by nie psuć wam zabawy.
- Zepsułbyś gdybyś nie przyjechał. Może jednak spróbujesz ? – zachęcił go, kierując wzrok na lisa, królika i różowego jeża, którzy w tym momencie siedzieli do pasa w wodzie i rozmawiali.
Niebieski jeż spojrzał na przyjaciela i w końcu przytaknął na jego propozycję.
* * * * *
Po południu Słońce przysłoniły chmury, przez co zrobiło się chłodniej. Ella postanowiła zabrać wszystkich powrotem do posiadłości. Niektórzy mimo wszystko cieszyli się z powrotu, jednak większość wolała zostać.
Gdy dojechali do domu, każdy zajął się tym co robił. Ella poszła do kuchni przygotować obiad. Amy i Creamy pomagali jej. Tails postanowił, że pogrzebie w Tornado, by je usprawnić.
Natomiast Sonic chcąc wbiec na swoje ulubione miejsce, został zatrzymany przez nastolatka.
- Coś nie tak ? – spojrzał przez ramię jeż.
- Chciałem ci podziękować. – odparł. – Za to że pojechałeś i że spędziliśmy wspólnie czas. – uśmiechnął się.
- Hah, było całkiem fajnie. – mruknął drapiąc się po głowie. Chłopak pokiwał głową i usiadł pod drzewem.
- Widzisz, tak naprawdę to ja chciałem jechać. Chciałem żebyśmy spędzili trochę czasu razem. Sam widzisz, każdy robi to w czym dobrze się czuję, a kiedy jest szkoła to nie mamy zbyt czasu na takie wyjazdy, plus Eggman. A kiedy zbierzecie Szmaragdy Chaosu to wrócicie do domu...chciałbym żebyście dobrze wspominali czas na Ziemi.
Hedgehog usiadł obok chłopaka.
- Nie będziemy żałować ani minuty tutaj. Ja na pewno nie, inni pewnie myślą to samo, więc nie przejmuj się tym tak. – spojrzał na niego szturchając w rękę by ten na niego też spojrzał. – Poza tym...twoje wakacje jeszcze trwają...więc możemy jeszcze się gdzieś wybrać. Kiedy tylko chcesz, nawet nad tą plażę co dziś. – uśmiechnął się.
- Sonic.. – szepnął rudowłosy, a po chwili również uśmiechnął się do przyjaciela. – Ale następnym razem nie każ się tak długo namawiać. – dodał po chwili i roześmiał się. ~
_________________________________________________________

Hedgehog1 – jest to swojego rodzaju nazwisko Sonic’a, tak jak Amy Rose the Hedgehog czy Tails Prower the Fox (tak przynajmniej ja sądzę)

wtorek, 5 lipca 2016

Mermaid Forest - Yuta & Mana - Arigato, Yuta. ~

Yo. Na początek wakacji opowiadanie nie zbyt pasuje, ale te które mam to wszystkie mają taki nastrój xd ^ ^" oparte jest na dość starym anime Mermaid Forest/Mermaid Saga, gorąco polecam. Co do wrzucania one-shot'ów przez wakacje, to będę robił to 2 razy w miesiącu tak jak było w maju i czerwcu. A teraz życzę miłej lektury ~ ;)
_______________________________________________________
Japonia, Kanał Kii. ~
- Yuta, po co chcesz popłynąć do Honsiu ?
- Nie do Honsiu, tylko do jednej z wysp nie daleko. – uśmiechnął się, jednak po chwili spoważniał. - Niedługo zbliża się rocznica śmierci mojego przyjaciela...chciałem odwiedzić jego grób.
Dziewczyna pokiwała głową i odwróciła głowę w stronę znikającego lądu Sikoku. W ten dzień było słonecznie, wiatr praktycznie nie wiał, czasem na tafli wody widać było cień rzucany przez chmurę. Mana zanurzyła dłoń w wodzie.
* * * * *
Po około 20 minutach dotarli do brzegów wyspy, leżącej nie daleko Honsiu. Yuta przybił do nie wielkiej, drewnianej przystani. Była dziurawa, a deski drewna wyglądały jakby miały złamać się przy najmniejszym powiewie wiatru.
- Sądzisz, że nie zawali się pod nami...? – wyjąkała dziewczyna patrząc na pomost, gdy chłopak cumował łódź.
- No nie powiem...parę lat ma, ale nie bój się. – brązowowłosy uśmiechnął się podając dziewczynie rękę, gdy on już stał na pomoście. Ciemnowłosa niepewnie chwyciła dłoń chłopaka, a po chwili stała na pomoście. – Widzisz ? Mówiłem. – puścił jej dłoń i zaczął iść w głąb wyspy.
Niebieskooka popatrzyła na morze, a po chwili ruszyła za brązowowłosym. Po niedługim czasie doszli do polany, na której rosła trawa i piękne, czerwono-złote kwiaty. Granatowo włosa uśmiechnęła się szeroko i wyprzedziła prowadzącego do tej pory kompana biegnąc w stronę, gdzie rosły kwiaty.
- Jakie piękne kwiaty.. – wyszeptała.
- Ludzie mówią, że to ,,kwiaty Amaterasu”. Kwitną tylko w lato, przy słonecznej pogodzie. – uśmiechnął się dochodząc do niej.
- Nigdy takich nie widziałam...nawet na tam gdzie mieszkałam. – w oczach dziewczyny odbijały się kwitnące kwiaty.
- Jeśli tu poczekasz, to zaraz wróce. Nagrobek jest nie daleko, trochę w głąb polany. Tylko nie oddalaj się nigdzie, dobrze ?
- Wakatta. – przystawiła twarz do kwiatu i wciągnęła zapach. Chłopak nic nie mówiąc odszedł. – Te kwiaty nie tylko pięknie wyglądają ale i cudownie pachną... – dziewczyna zerwała jeden kwiat i podeszła do drzewa znajdującego się parę kroków od kwiatów. Usiadła pod zielonymi liśćmi, wąchając co jakiś czas kwiat i spoglądając na niebo.
* * * * *
- To już tyle lat minęło, Hiroki... – przykląkł przy grobie. Po modlitwie chłopak powyrywał trawę, która zakrywała grób, urwał kilka kwiatów i położył na grobie. Przez chwilę wspominał swojego przyjaciela, po czym uśmiechnął się, odwrócił się i ruszył.
* * * * *
Dziewczyna widząc nadchodzącego chłopaka uśmiechnęła się i pomachała jemu. Brązowowłosy podbiegło niej i usiadł obok Many.
- Yuta...ile lat temu umarł twój przyjaciel ?
- Jakieś 30 lat temu...może 31... – odparł wpatrując się w niebo. – Nazywał się Hiroki, miał 20 lat. Jego rodzice prowadzili sklep, pomagał im. Był ambitnym chłopakiem.
- Rozumiem... – zerknęła na chłopaka. – Jak już tak siedzimy...może opowiesz mi o sobie ? O mnie wiesz praktycznie wszystko, a ja o tobie nie wiele. – bawiła się kwiatem.
- Hmmm....no to, zjadłem mięso syreny gdy miałem jakieś 20 parę lat, czyli jakieś 477 lat temu. Przez cały czas jak żyje, zajmowałem się różnymi zawodami. Oczywiście najczęściej związane były z rybami, bo tym się zajmowałem przed zostaniem Nieśmiertelnym.
- A jeśli byś znowu stał się śmiertelny...to...czy byś nie umarł od razu...? – jej głos zadrżał, położyła kwiat na kolonach, a włosy opadły na twarz.
- Trudno mi powiedzieć...ale jak wiesz, to chyba niemożliwe bym mógł znowu być normalny. – zastanowił się chwilę.
- Bo ja nie chcę byś umarł...chcę żebyś był przy mnie... – wyłkała.
Brązowooki opuścił głowę i spojrzał na granatowo włosą. Na jej ubranie spadały łzy, które po chwili wsiąkały w materiał i zostawiały kropki. Nieśmiertelny chwycił ją za dłoń. Niebieskooka podniosła głowę, a ten włożył za ucho włosy, które spadły na twarz dziewczyny.
- Nie zamierzam cię zostawić, Mana. Pierwszy raz przez te 477 lat spotkałem kogoś, kogo mogę obdarzyć uczuciami na dłużej niż parę dni czy tygodni. Dziewczyny, a raczej kobiety, w których wcześniej się zakochiwałem...sama wiesz, jak się kończyło, bo ci opowiadałem. Ale teraz jest inaczej, też jesteś Nieśmiertelna. – uśmiechnął się. – To nie jest dobre życie...umierasz, a po paru godzinach wstajesz jak gdyby nic się nie stało...ale mimo wszystko to życie jest nasze i musimy je dobrze wykorzystać. Będę przy tobie, tak długo jak będziesz tego chciała, a teraz nie płacz. – palcem lewej ręki wytarł łzę płynącą po jej policzku i uśmiechnął się.

- Arigato, Yuta. – dziewczyna szybko przetarła łzy, uśmiechnęła się i wtuliła w chłopaka. ~

czwartek, 23 czerwca 2016

Vegeta & Trunks - Dad with Son

Ziemia. ~
Vegeta wrócił z treningu po godzinie 20, gdzie zwykle wracał po 21, a czasem nawet po 22, dlatego niebiesko włosa była zaskoczona przyjściem męża.
- Co dziś tak wcześnie skarbie ? – spytała gdy czarnowłosy wszedł do kuchni.
- Zmęczony trochę jestem. – mruknął.
- Może to przez te częste treningi ? Przemęczasz się Vegeta...a co najgorsze, nie masz czasu dla mnie czy dla Trunksa...  – przyjrzała się mężowi, jednak ten nic nie odpowiedział, tylko wyszedł kuchni i skierował się do łazienki. – Vegeta... – szepnęła kobieta.
Saiyanin wziął szybki prysznic, owinął się wokół pasa ręcznikiem i wyszedł z łazienki. Poszedł do niedużego pokoju gdzie stało spore 2-osobowe łóżko, a nad łóżkiem wisiał obraz. Vegeta zdjął ręcznik i założył bokserki, przyglądając się fotografii.
~ Kolejny dzień, ranek. ~
Fioletowo włosy wstał dziś wcześnie. Jak co roku chciał dać coś ojcu, jednak tego nigdy już nie było w domu. Tym razem obiecał sobie, że wręczy jemu prezent osobiście. Szybkim krokiem ruszył do sypialni rodziców. Gdy zbliżał się, zobaczył jak drzwi od sypialni otwierają się, a z nich wychodzi jego matka. Kobieta kątem oka ujrzała syna, który trzymał w rękach pudełko.
- Znowu poszedł...? – spytał od razu. Kobieta poczuła, że znów go zawiodła.
- Hai... – odparła półszeptem.
Chłopak spuścił głowę i poszedł do kuchni. Tam usiadł przy stole i zaczął bawić się pudełkiem.
- Tata wyszedł, ale tym razem wiem gdzie. – weszła do kuchni i ucałowała niebieskookiego. – Może twoim prezentem będzie twoje towarzystwo, synku ? – uśmiechnęła się.
Jasnooka wiedziała, iż Vegeta woli trenować sam, jednak miała nadzieję, że tym razem zrobi wyjątek. Na twarzy chłopaka pojawił się lekko zauważalny uśmiech. Tak szybko jak mógł zjadł śniadanie i ubrał się, po czym ruszył ku miejscu gdzie jego ojciec miał trenować.
* * * * *
Po parunastu minutach lotu zauważył ojca. Wylądował niedaleko i podszedł do niego.
- Oyaji1... – mruknął. Vegeta przerwał trening, otarł pot z czoła i spojrzał na niego. – Mogę z tobą dziś trenować ? – spytał niepewnie.
Mężczyzna i chłopak trwali w ciszy przez dłuższy czas. W tle chłopak słyszał śpiew ptaków i szum letniego wiatru. Czarnooki miał poważną minę, więc chłopak był już przygotowany na to, że się nie zgodzi. Mimo to nadal miał cichą nadzieję.
Saiyanin lekko uśmiechnął się i machnął ręką. Wyglądało to jakby chciał się ochłodzić, jednak Trunks zrozumiał. Uśmiechnął się szeroko i podbiegł do niego. Vegeta kątem oka spojrzał na syna, po czym kontynuował trening.
* * * * *
Po kilku godzinach trenowania bez przerwy, Trunks padł ze zmęczenia. Vegeta też odczuwał zmęczenie, więc postanowił zrobić przerwę. Zwłaszcza, że jak to w lato, popołudnia są upalne. Fioletowo włosy podczołgał się pod wielkie drzewo jabłoni. Promienie Słońca przenikały przez gęsto ułożone liście, a lekki wiatr poruszał nimi i dawał odrobinę orzeźwienia.
Vegeta usiadł obok chłopca, przecierając czoło. Kątem oka zerkał na leżącego obok na trawie chłopca. Oddychał głośno i z trudem łapał oddech. Jednak był szczęśliwy. Spędzając czas z ojcem sporo się dowiedział. O jego rodzinnej planecie i o jego życiu. Rozmawiali przez jakiś czas po czym zapadła cisza.
- Wiesz... – zaczął. – To nie tak, że nie chcę spędzać z tobą czasu...tylko mój ojciec, czyli twój dziadek, inaczej mnie wychowywał niż ja i mama chcemy ciebie wychowywać. Nie wiem do końca jak się przy tobie zachowywać. G-Gomen... – szepnął.
- Nic się nie stało, mama mi mówiła. – uśmiechnął się i podszedł do mężczyzny. – Suki desu2. – mruknął i przytulił się do ojca.
Czarnowłosy czuł się lekko skołowany, rzadko ktoś mu to mówił lub się przytulał. Teraz zrozumiał jak wiele stracił. Zawsze trochę żałował, że spędza mało czasu z jedynym synem, ale w tym momencie to uczucie się nasiliło. Próbował zachować się tak jak zwykle, jednak coś mu nie pozwalało.
~ Szkoda, że ja z ojcem nie mieliśmy takich stosunków.. – westchnął w myślach. ~
- Dobra.! – powiedział głośniej by przerwać ciszę. – Wracamy do treningu ? Dam ci tym razem trochę forów. – uśmiechnął się.
- Nie chcę żadnych forów, walcz na serio. – zadziornie uśmiechnął się i odskoczył od ojca stając w pozycji do walki.
* * * * *
Gdy minęły kolejne 2 godziny, postanowili wrócić do domu na porządny obiad. Bulma była zaskoczona tym, że Vegeta nie chciał zostawić potem Trunksa i cały czas z nim siedział. Mimo to była szczęśliwa. W końcu jej syn miał ojca, takiego jakiego chciała dla niego.
W końcu Vegeta zrozumiał, że ma syna, który go kocha i chce z nim spędzać czas. ~
_________________________________________________
Oyaji1 – ojciec, tata
Suki desu2 –kocham cię

niedziela, 5 czerwca 2016

Fairy Tail - Ryuu & Shishi vs. Hime (Natsu & Loki vs. Lucy)

Kolejna notka pojawi się w Dzień Ojca ;)
____________________________________________________
Królestwo Fiore. Magnolia. ~
Do mieszkania blondwłosej zawitał zmierzch. Blask wschodzącego Księżyca wpadał do dużego pokoju, gdzie przed chwilą weszła dziewczyna.
- Dzisiejszy dzień był jakiś dziwny...Natsu z Gray’em dziwnie się zachowywali. Może to przez nieobecność Erzy. – mruczała leżąc na łóżku. Przeciągnęła się i wstała. – Z resztą, nie ważne. – uśmiechnięta chwyciła świeży ręcznik w dłoń i skierowała się do łazienki. Gdy podeszła do drzwi, zobaczyła , że światło jest zapalone. – Huh...nie zgasiłam...? – wzruszyła ramionami i nacisnęła na klamkę popychając drzwi. Kiedy para i fala ciepła uciekły przez otwarte drzwi, dziewczyna ujrzała zanurzonego Natsu w wannie. – C-Co ty robisz w mojej wannie ???!!! – wydarła się czerwieniąc, rzuciła w niego pomarańczowym ręcznikiem i wybiegła trzaskając drzwiami.
W łazience został różowo włosy siedzący w wannie. W lewej ręce trzymał ręcznik.
- Huh...mogłem się jej spytać czy mogę skorzystać... – pomyślał na głos.
Po paru minutach drzwi otworzyły się, a po chwili znowu zamknęły. Jasnowłosy stanął w progu, a brązowooka siedziała na łóżku. Nadal była zdenerwowana i zaczerwieniona.
- Gomen Lucy... – zaczął – mogłem się spytać.
- Tak, mogłeś. – warknęła podnosząc głowę w górę.
Ku jej oczom ukazał się praktycznie nagi Salamander, który był owinięty ręcznikiem. Na prawym obojczyku miał bliznę, a z lewej strony na klatce piersiowej miał ranę, którą zrobił sobie kilka dni temu podczas treningu z Gildarts’em. Często widziała jego klatkę, jednak tym razem, nie mogła oderwać od niej oczu. Kropelki wody mknęły ku ręcznikowi owiniętemu wokół bioder chłopaka. Z jego spiczastych włosów kapała woda, a spadające krople stukały o drewniane panele. Ciemnooki podniósł rękę i przeczesał włosy palcami.
- N-Nie ważne... – westchnęła odwracając głowę – wytrzyj się porządnie i ubierz się.
- Tylko że...moje ubrania są jakby to...część brudna, a część zniszczona... – podrapał się po policzku i wyszczerzył zęby ku blondynce.
Brązowooka rzuciła w niego poduszką i kazała mu ubrać chociaż bieliznę. Po chwili chłopak wyszedł łazienki w samych bokserkach i usiadł na fotelu niedaleko niej. Heartfilia poszła do łazienki, wrzuciła brudne spodnie Natsu do pralki, po czym wróciła do pokoju. Nastała niezręczna cisza.
- Czemu w sumie nie poszedłeś umyć się do siebie ? – spytała w końcu.
- Bo widzisz...ciepła woda wyszła. – uśmiechnął się pokazując białe kły – poza tym, u ciebie jest przyjemniejsza atmosfera.
- Natsu... – szepnęła.
- A że mam brudne ubrania i zaczyna padać, to mógłbym zostać ciebie ??
- Powiedz mi, czy mam inne wyjście ? Nawet psa bym nie wyrzuciła w taką pogodę. – westchnęła lekko zakłopotana.
- Arigato.! – krzyknął i rzucił się na nią, ściskając dziewczynę. Mocno objął Lucy, tak jakby nie chciał jej wypuścić ze swoich rąk.
Dziewczyna goszcząc na twarzy czerwone ślady, również objęła chłopaka. Po krótkiej chwili rozbłysło złote światło, a gdy światło zaczęło przygasać, oboje ujrzeli postać wysokiego mężczyzny w czarnym garniturze i okularach. Pomarańczowo-złote włosy chłopaka opadły na uszy, a lekko przydługa grzywka na czoło.
- Loki ? – blondynka zerknęła zaskoczona na Gwiezdnego Ducha Lwa.
- Anata1...czemu dotykasz tego brudasa i to gdy jest w samych bokserkach ?? – ciemnooki pociągnął Natsu za bieliznę, a gdy ten puścił Lucy - podniósł go za nie.
- Ty, Loki, co się wtrącasz ? – warknął Dragneel – zazdrość zżera ?? – czarnooki wyszczerzył zęby podnosząc głowę.
- Bronię tylko godności i czystości mojej narzeczonej... – zaczął i puścił bokserki Natsu. Ten spadł na ziemię, a gdy podniósł się, przywalił w twarz Lwu.
- Narzeczoną to sobie znajdź, a od Lucy się odwal.! – krzyknął.
- Chcesz się bić, pusty łbie ?? – Loki poprawił okulary i spojrzał na niego groźnie.
- Pokaż co umiesz, podrywaczu za dychę. – różowo włosy zacisnął pieści i podpalił je, używając Magii Smoczego Zabójcy.
Blondynka przyglądała się i wsłuchiwała w to co gadają obaj przyjaciele. Lecz gdy w ruch poszły zaklęcia i jej przedmioty między innymi fotel, krzesło i stolik, dziewczyna poczuła narastający gniew.
- Ekhem...Natsu, Loki... – Lucy wstała ze spuszczoną głową z łóżka, dzierżąc w dłoni bicz. Gdy podniosła głowę, w jej oczach chłopcy ujrzeli wściekłość – Fleuve d’etoiles2.!! – po tych słowach bicz wydłużył się i zaczął błyszczeć. Przypominał jak płynąca rzeka, ozdobiona wieloma gwiazdami.
- L-Lucy..to on zaczął przecież, nie wzywałaś go.!
- My Lady...chciałem cię obronić przed tym zboczeńcem...
Natsu zmierzył go wzrokiem.
- Kogo nazywasz zboczeńcem, słaby duszku ? – warknął.
- URUSE.! – krzyknęła dziewczyna.
Obaj przełknęli ślinę i popatrzyli na siebie. Gdy zdobyli się na odwagę, spojrzeli na blond wściekłość i na jej smagający o podłogę bicz. ~
________________________________________________________
Anata1 – kochanie, skarbie (anata wa – zwrot którym zwracają się do siebie głównie małżeństwa lub narzeczeni)

Fleuve d’etoiles2 – broń Lucy, polska nazwa to Rzeka Gwiazd 

czwartek, 26 maja 2016

OBAN Star Racers - Tadaima, oka-san ~

Planeta Ziemia. ~
Od kiedy Molly wróciła z ojcem z wyścigów na Oban’ie minął miesiąc. Przyzwyczajenie się do swojego monotonnego życia szło dziewczynie tragicznie. Miała obawy związane z ojcem przed przylotem, jednak okazały się bez podstawne. Don spełnił obietnice, że od teraz zamieszkają razem w domu, gdzie mieszkali przed śmiercią jej matki, Mayi. Dziewczyna była zadowolona. Po tylu latach, w końcu będzie z ojcem, a nie w jakimś internacie, gdzie nikt jej nie potrafił zrozumieć. Evie jednak brakowało adrenaliny i wrażeń, którą dostarczały jej wyścigi na Oban’ie. Chciała to poczuć znów, choćby na chwilę, jednak na czas obecny musiała się skupić na nadrabianiu zaległości.
- Musume1. – do pokoju wszedł mężczyzna – zapisałem cię już do nowe szkoły. – uśmiechnął się i podszedł do niej.
Dziewczyna obróciła się gdy ojciec mówił do niej. Była uśmiechnięta, pogodna. Mężczyzna na chwilę zamarł.
- Oto-san2 ?? – spytała czarnooka.
- Nic..wybacz. – odpowiedział po chwili. – ucz się dalej, kochanie. – pogłaskał dziewczynę po głowie i wyszedł pokoju córki.
Wei zszedł z piętra na parter i usiadł na fotelu w dużym pokoju. Obok skórzanego fotela stał niewielkich rozmiarów szklany stolik, na którym była filiżanka z kawą i fotografia pięknej, różowowłosej kobiety. Don pamiętał bardzo dobrze, kiedy zrobił to zdjęcie.
~ 10 lat temu ~
Było to upalne lato. Przez większość czasu nie było deszczu, co nie było przychylne dla osób, które zajmowały się obrabianiem pól uprawnych.
Jednak w domu Wei nie przeszkadzało to nikogo w sumie. Maya lubiła siedzieć w takie dni na tarasie czy w ogrodzie pośród kolorowych kwiatów i drzew owocowych. Słodki zapach kwiatów przyciągał pszczoły i motyle. Kobieta siedziała na hamaku, lekko odpychając się nogami od zielonej trawy. Nad głową dla ochrony miała materiał złączony z hamakiem metalowymi prętami. Bzyczenie i trzepot barwnych skrzydeł uspokajał ciemnooką. Don wrócił z pracy i skierował się do ogrodu.
- Jak poszło kochanie ? Załatwiłeś wszystko ? – spytała jasnowłosa odwracając się do męża.
- Mam nadzieję. Jak się czujesz ? – podszedł do niej i ucałował ją w policzek.
- Dobrze, Eva dała mi teraz chwilę przerwy. – zaśmiała się cicho.
Mężczyzna przysiadł się do żony. Rozmawiali o swojej córeczce, która biegała niedaleko, w głębi kwiatów i niewysokich drzew jabłoni oraz wiśni. Mała odwróciła się do mamy, a kiedy ujrzała obok wysokiego mężczyznę szczupłej postury, podbiegła do obojga i wtuliła się w ojca, klęczącego przy żonie. Brązowowłosa wręczyła ciemnookiemu kilka kwiatów po czym uśmiechnięta pobiegła z powrotem w głąb kwiatostanów.
~ Czas obecny ~
- Maya...gdybyś wiedziała jak ona ciebie przypomina... – westchnął przecierając oczy. Napił się kawy, odłożył zdjęcie na stolik i położył rękę na podpórce.
Zmrużył oczy. Mężczyźnie przed oczyma pojawił się obraz ukochanej, lecz nie obecnej żony, która trzymała na rękach małą Evę. Słyszał słowa dziewczynki.
,,Mamo, tato, kocham was. Zostańmy razem na zawsze.”
Do oczu Don’a zaczęły napływać łzy. Smutek po niedotrzymanej obietnicy. Ból po stracie tej jedynej, a potem po oddaniu się wyłącznie pracy, a nie cierpiącej córeczce.
Eva słysząc dziwne dźwięki, postanowiła zejść na dół i zobaczyć co to. Gdy zeszła do salonu ujrzała ojca siedzącego na fotelu, który zakrywał oczy ręką. Jednak łzy nadal spływały po policzkach, a potem kapały na spodnie.
- Tato...? – brązowowłosa podeszła do ciemnookiego i klęknęła przed nim – wszystko w porządku...?
- Evo...ja...przepraszam... – wyjąkał – że cię porzuciłem...
Ciemnooka poczuła przypływ ciepła i jak jej serce przyspiesza. Zdziwiła się, jej ojciec płakał i przepraszał...
~ Dwa dni później ~
Dziewczyna leniwie otworzyła oczy i przesłoniła je ręką, by Słońce nie raziło jej. Położyła się na bok i spojrzała na zdjęcie matki. Dość niewysoka, szczupła kobieta w ciemnym kombinezonie, a pod pachą trzymająca kask. Długie , jasne włosy lekko pofalowane od wiatru, a obok ścigasz którego używała. Westchnęła cicho, a w jej głowie odbił się echem śmiech jej matki oraz jej słowa, które pamiętała.
,,Evo, zobaczysz. Wyrośniesz na piękną dziewczynę, a ja i tatuś będziemy zawsze blisko ciebie. Nie ważne co się wydarzy.”
* * * * *
Po kilku godzinach Eva zeszła na dół, szybko zjadła śniadanie i zaczęła ubierać buty.
- Gdzie idziesz, kochanie ? – spytał Don.
- Do mamy. – odpowiedział cicho.
- Chcesz żebym poszedł z Toba ?? – podszedł do dziewczyny. Ta nic nie powiedziała tylko przytuliła go.
Gdy byli gotowi, wyszli i pojechali autem na cmentarz. Przy grobie Mayi było kilka kwiatów z ostatniej wizyty ciemnookiego. Eva podeszła do grobu, przykucnęła.
- Tadaima, oka-san3. – uśmiechnęła się, a po jej policzkach mimowolnie pociekły łzy. Sama nie wiedziała czy ze szczęścia czy smutku. Położyła bukiet orchidei i przyjrzała się zdjęciu matki na grobie. Uśmiechała się.
- Mama na pewno jest z ciebie dumna i pewnie nie chce widzieć twoich łez. – rzekł, kładąc rękę na jej ramieniu.
Eva teraz zrozumiała znaczenie słów matki. Powiedziała ciche słowo - ,,Arigato.”
- Masz rację. Nie mogę płakać w jej święto. – przetarła łzy ręką i wyszczerzyła w uśmiechu zęby, spoglądając w niebo, tam gdzie jej mama lubiła być. ~

______________________________________________________
Musume1 – córka, córeczka
Oto-san2 – ojciec, tata
Tadaima, oka-san3 – Wróciłam, mamo (tadaima – wróciłem/łam ; oka-san – mama, matka)

czwartek, 5 maja 2016

Rin & Shiemi - Egzamin ~

W tym miesiącu, oraz w czerwcu, dodam 2 one-shot'y. Jak co miesiąc, 5 dnia miesiąca + w tym miesiącu, dodam jeszcze w Dzień Matki. A w czerwcu w Dzień Ojca.
_______________________________________________________________
Akademia Prawdziwego Krzyża. ~
W budynku akademii tego ranka było dość gwarno, wszyscy byli przejęci faktem, że zaraz podejdą do najtrudniejszego egzaminu. Nagle rozległ się dzwonek informujący o tym, by wejść do sali.
Po chwili przyszedł wysoki demon, który postukiwał laską o posadzkę pomieszczenia. Podszedł od blatu przy którym ustawione były 3 krzesła. Stanął za największym z nich.
- Ostatni czas był dla was trudny. Stres związany z zaliczaniem różnych przedmiotów, a teraz, nadszedł czas na ostateczny sprawdzian. Jako dyrektor, chcę życzyć wszystkim powodzenia, na ostatnim, kwalifikacyjnym egzaminie. Macie 90 minut, kto skończy szybciej, oddaje prace i wychodzi. Sądzę, że wyniki będą za jakieś 2 dni. Jeszcze raz, gambatte1. – wyszczerzył kły i usiadł w fotelu.
Dwójka nauczycieli przystąpiła do rozdawania prac, po czym zajęli miejsca po stronach Mephisto. Egzamin pisała niewielka grupa, która się ostała. Liczyła ona około 100 osób.
* * * * *

Po jakichś 85 minutach w sali siedziało 5 osób. Tylko ta piątka uczniów jeszcze nie skończyła, a czas działał na ich nie korzyść. Po kilku minutach rozległ się dźwięk informujący piszących o końcu czasu.
~ Wieczór. Pokój rodzeństwa Okumury. ~
Rin siedział na łóżku i czytał swoją ulubioną mange, gdy usłyszał jak drzwi się otwierają. Niezainteresowany nadal był pogrążony w lekturze.
- Rin. Jak ci poszedł egzamin ? – zabrzmiał męski głos. Zero odpowiedzi. Ponowił pytanie poprawiając okulary, lecz odpowiedziała tylko cisza.
Będąc lekko podirytowany, okularnik przykucnął przy łóżku, delikatnie chwycił ogon brata i po chwili pociągnął go. Ciemnowłosy jak poparzony wrzasnął z bólu, rzucił mange na bok i chwycił swój demoniczny ogon.
- Odbiło ci ??!! – wydarł się głaskając swój ogon.
- Pytałem o egzamin. Nie reagowałeś więc zastosowałem inne środki. – odparł spokojnym, miłym głosem, choć nie ukrywał, że chciał to zrobić i to nie jeden raz.
- Wystarczyło mnie szturchnąć, nie sądzisz ?? – warknął. – Nie wiem, zobaczymy jak sprawdzą. – odparł krótko i chwycił w łapy mange.
- Byłeś u Shiemi ?? – spytał młodszy biorąc bokserki do spania. Półnagi Rin pokiwał tylko głową i zaczął dalej czytać.
~ Dwa dni później. Akademia. ~
Przy barierce stał Bon, Renzo i Koneko. Po chwili doszła do nich nie wysoka blondynka.
- Rin’a jeszcze nie ma ? – spojrzała na chłopaków.
- Napisałem do niego z 10 minut temu. – odparł brązowowłosy.
Po chwili blond włosa ujrzała wysokiego i zadowolonego Okumure.
- Wybaczcie za spóźnienie. – uśmiechnął się i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę tablicy z wynikami. Przyglądał się jej przez chwilę, rozejrzał się i podbiegł do nadchodzącego Yukio. – Wiesz, chyba nie sprawdziliście mojej pracy, nie ma mnie n-
Nie dokończył, dostał w twarz.
- Bo oblałeś, jełopie.! – wydarł się, lecz po chwili opadł na kolana. – Te godziny uczenia go...poszły na marne... – westchnął.
~ Parę godzin później. ~
Po spotkaniu z Mephisto, Rin dowiedział się, że wszystko pomieszał. Był załamany, jednak gdy Mephisto postanowił dać mu ostatnią szansę, bardzo się ucieszył. Miał 2 dni do poprawki, więc Yukio postanowił, że Shiemi poduczy starszego brata.
- Shiemi ? – spojrzał zdziwiony na brata.
- Miała jeden z najwyższych wyników. Jutro przyjdzie do nas. – odparł.
~ Następny dzień. Ranek ~
W pokoju rozległ się dźwięk pukania. Yukio wstał od biurka i otworzył drzwi. Po krótkiej rozmowie z dziewczyną, postanowił, że skoro nic innego nie pomaga, zrzuci brata z łóżka. Jak postanowił tak zrobił. Syn Szatana uderzając o panele od razu wstał i zaczął wyzywać brata. Jednak gdy zrozumiał, że stoi wyłącznie w samych bokserkach, a jasnooka stoi praktycznie tuż przed nim, natychmiast się zaczerwienił i poleciał do łazienki. Yukio wiedząc co się szykuje, pożegnał się z dziewczyną i wyszedł.
- Niech ja go tylko dorwę...zabiję go zaraz. – krzyczał w łazience, jednak gdy wyszedł i ujrzał, że zwiał, warknął coś pod nosem i podszedł do blond włosej. – Wybacz za to. – uśmiechnął się lekko do niej.
- Nic nie szkodzi...Yukio mnie uprzedził przed tym. – odwzajemniła uśmiech i usiadła obok chłopaka. – Ale koniec gadania, dzisiaj musimy zrobić powtórkę całości, jutro masz poprawkę. Yukio mówił mi, że większość była dobrze, gdybyś nie pozamieniał odpowiedzi z pytaniami byś zdał. – odparła stanowczo.
- Proszę...nie dobijaj... – wymamrotał zrezygnowany.
Po króciutkiej rozmowie, zabrali się do pracy. Rin starał się zrobić dobrze wrażenie na dziewczynie, przez co czasem gadał głupoty, lub jak to on, mieszał odpowiedzi z pytaniami.
* * * * *
Dobiegał wieczór. Shiemi postanowiła, że po takim powtórzeniu, ciemnowłosy nie powinien mieć problemu ze zdaniem. Gdy dziewczyna chciała już wychodzić, zatrzymał ją przed drzwiami.
- O co chodzi, Rin ? – spojrzała zdziwiona.
- C-Chciałem ci podziękować...za dzisiaj...za to że chcesz mi pomóc, za to że wierzysz we mnie. – spuścił głowę w dół gdy to mówił, jego twarz lekko się zaczerwieniła.
- Nie ma za co. Ty też mi pomagasz i wierzysz we mnie. Uratowałeś mi  życie i to nie jeden raz, więc chociaż tak mogę ci się odwdzięczyć. – uśmiechnęła się. – Powodzenia. – dokończyła i ucałowała chłopaka w policzek, po czym szybko pobiegła do domu.
Rin chwilę stał w osłupieniu po czym krzyknął z radości. Gdy Yukio wrócił jakieś 30 minut później, nie miał pojęcia czemu starszy brat jest w takim dobrym nastroju, ale chociaż nie chciał go już zabić.
~ Następnego dnia. Akademia. ~
Rin o dziwo teraz nie stresował się wcale. Napisał egzamin w dość szybkim tempie. Mephisto postanowił sprawdzić od razu, by mieć potem spokój. Młodszego Okumury dziś nie było w komisji, miał wolne. Był tylko dyrektor i on.
* * * * *
- Nawet nie  zostali do końca egzaminu, co za typy... – mruknął otwierając drzwi do pokoju.
W środku pomieszczenia Rin zobaczył siedzących na sofie Shiemi i Yukio. Świeża egzorcystka od razu spytała starszego Okumure jak poszła jemu poprawka. Rin nic jednak nie odrzekł i położył przed nimi swój egzamin.
- Świetnie Rin, gratuluje. – zielonooka wzięła do rąk egzamin, po czym z uśmiechem przytuliła Rin’a.
- Jakbyś nie mógł tak za pierwszym razem. – odparł uśmiechając się Yukio, który spojrzał na test.
Okumura objął Moriyame i wytknął język swojemu bratu.
- Jakby to była twoja zasługa. – uśmiechnął się, po czym skierował wzrok na Shiemi. – To twoja zasługa, że zdałem. I chciałem cie o coś spytać.
Dziewczyna puściła chłopaka i przyjrzała mu się uważnie.
- O co takiego ??
- Umówisz się ze mną ?? – walnął prostu z mostu, patrząc na nią swoim zabójczym uśmiechem.
Dla zielonookiej był to jak grom z jasnego nieba, przez co z zakłopotania nie wiedziała co odpowiedzieć. Jednak po chwili, pokiwała potakująco głową. ~ 
________________________________________________________
gambatte1 - powodzenia

wtorek, 5 kwietnia 2016

Goku & Chichi - Wspólne życie ~

Dzisiaj z okazji tego, iż Akira Toriyama - dla nie wiedzących, twórca Dragon Ball - obchodzi swoje 61 urodziny powstał właśnie one-shot o tematyce DB ^ ^
Na początku miałem całką inną koncepcję, ale doszedłem do wniosku że nie jest ona dobra, na takie okazje, jednak to nie znaczy, że pierwotny one-shot nie pojawi się na moim blogu ;) 
Tak czy siak, zapraszam do czytania ^ ^
_____________________________________________________________
Ziemia. Japonia.  ~
Na polanie między wzniesieniami dało usłyszeć się donośny męski krzyk. Na chwilę ucichł, by po chwili z większym impetem powrócić.
Goku trenował nową technikę, o której dowiedział się od mistrza Roshi’ego. Nie była to szczególnie trudna technika do wykonania, jednak, by zapanować nad nią trzeba było się mocno postarać. Trenując ją, Saiyan zdążył powalić kilkanaście drzew i o mało co, atak trafiłby w dom, w którym znajdowała się ChiChi i mały Gohan. Zniechęcony mężczyzna spojrzał na kolejne powalone drzewa.
- Muszę ją opanować... – mruknął zaciskając pięść. Jednak gdy poczuł jak jego brzuch burczy, skierował się do domu na przekąskę.
Od niedawna trenował parę kilometrów od domu. Więc spacer jeszcze bardziej sprawił, że stał się głodny. Wbiegł do domu, rzucił przyjazne spojrzenie swojej żonie, która była w salonie i przeszedł do kuchni. Kobieta odwzajemniła uśmiech, odłożyła książkę i podeszła do Goku. Zanim zdążyła dojść do niego, została prześcignięta przez Gohan’a, który jak torpeda skoczył na ojca.
- Bron sie.! – krzyknął 4-letni chłopczyk obejmując szyję mężczyzny by nie spaść.
- Gohan, nie atakuj taty jak jest głodny, jeszcze cie zje. – zaśmiała się kobieta podchodząc do nich.
Chłopak skinął głową i smutny zsunął się po plecach Goku na ziemie.
- Straszysz mi syna, kochanie. – odparł zamykając lodówkę nogą.
- Hai, hai. – uśmiechnęła się.
Chłopak pobiegł do ojca, gdy ten odstawił jedzenie na stół. Skoczył w górę, a mężczyzna szybko go złapał. Po krótkiej rozmowie z synem, mężczyzna posadził na miejscu obok siebie chłopca, a sam zabrał się do jedzenia.
- Jak ci poszedł trening, kochanie ? – spytała czarnowłosa bawiąc się kosmykiem włosów i przyglądając się jemu.
Saiyan pokiwał tylko głową przecząco i dalej objadał się. Kobieta westchnęła i wstała od stołu idąc do sypialni. Zabrała koszulę nocną i skierowała się do łazienki. Goku i Gohan spojrzeli na siebie wzajemnie i wzruszyli ramionami. Po skończonej kolacji Goku poszedł z chłopcem się umyć. ChiChi w tym czasie siedziała w salonie i kończyła czytać książkę. Z łazienki dochodził śmiech i ciche rozmowy. ChiChi siedział na kanapie i spoglądała przez okno. Gdy Gohan wybiegł z łazienki, po chwili za nim wyszedł Goku w samych bokserkach. Złapał chłopca, wziął go na ręce i zaniósł do jego pokoju.
~ Około 15 minut później ~
Czarnowłosy wszedł do salonu i spojrzał na żonę, która nadal spoglądała na widok za oknem.
- Wszystko dobrze, ChiChi ??
Ona tylko pokiwała głową potakując. Odeszła od okna i skierowała się do sypialni. Saiyan zgasił światło w pokoju i poszedł za nią. Kobieta ściągnęła czerwone kolczyki, które były prezentem od jej ojca. Usiadła na łóżku, ściągnęła przepaskę na włosy. Kruczoczarne włosy opadły na jej plecy i ramiona. Sięgały do połowy pleców. Niesforny kosmyk włożyła za ucho i spojrzała na stojącego w drzwiach mężczyznę. Przyglądała się jego twarzy, na której nie było widać ani jednej zmarszczki i jego umięśnionej klatce piersiowej, którą zdobiły liczne blizny.
- Goku...czy nawet jak się zestarzeje, będziesz mnie kochał ? - jej oczy zaszkliły się i cichym szeptem spytała.
- Chichi... – mruknął.
- Ze względu na to że nie jesteś człowiekiem, nie starzejesz się tak jak ja, czy inni ludzie. Wiem, że nie jesteśmy oboje w podstarzałym wieku, ale gdy myślę jak byśmy wyglądali za parę lat...ja jako siwowłosa kobieta, a ty jako młody energiczny mężczyzna...mimo że jesteśmy w porównywalnym wieku... – mówiła cicho. Czarnooki podszedł do kobiety i przytulił ją mocno.
- Jesteś moją żoną. Obiecaliśmy sobie, że bez względu na wszystko, będziemy razem. Gdybym nie chciał cię za żonę, nie brałbym z tobą ślubu. Wiem, że życie z Saiyanin’em to trudne...dla mnie też, bo nie mogę zestarzeć się przy kobiecie, którą kocham. Ale nie zostawię cię. – odgarnął włosy z jej czoła i ucałował je. – Kocham cię. – szepnął.
Po policzkach czarnookiej spłynęła jedna łza, potem kolejna. Gdy Goku odsunął się kawałek, szybko przetarła ręką twarz i uśmiechnęła się.
Trwali w tej pozycji jakiś czas, patrząc sobie w oczy. Wyrwało ich z niej płacz Gohan’a. Oboje szybko przeszli ze swojej sypialni do pokoju naprzeciwko, w którym znajdował się pokój chłopca. Chichi nie brała chłopca z łóżka tylko pocałowała go w czółko. Gohan chwycił ręką za dłoń matki, a drugą za dłoń ojca i uspokoił się. Oboje spojrzeli na siebie i cicho zaśmiali się, by nie obudzić syna.
- Też cie kocham, Goku. – szepnęła kobieta. – I będę zawsze kochać. ~

niedziela, 6 marca 2016

Kaito & Aoko - Kaito Kid, to ja. ~ (cz.2)

Otóż i tym razem nie było inaczej. Kuroba przeklął pod nosem, wstał z ławki i skierował się w stronę Wesołego Miasteczka. Uśmiechnięta Aoko pobiegła za nim.
~ Wieczór. ~
- Załatwiliśmy wszystko co chciałaś ? -spytał chłopak niosąc trzy reklamówki z ubraniami.
- Wydaje mi się że tak... - zastanowiła się chwilę. - Wiesz co, Kaito...arigato7. - uśmiechnęła się.
- Za co ? - Kaito podał jej siatki, gdy byli już pod mieszkaniem dziewczyny.
- Za dzisiejszy dzień, no i za tą bransoletkę, jest piękna. Ale jutro też cię obudzę. - wystawiła język i otworzyła drzwi do domu. - Oyasumi8. - pomachała mu i zamknęła drzwi.
Chłopak chwilę stał pod drzwiami.
- Ja nie mogę... - westchnął i poszedł do swojego mieszkania.
Gdy był w swoim pokoju, przeszedł do tajnego pomieszczenia, które zrobił jego ojciec, Kuroba Toichi, poprzedni Kaito Kid. Niebieskooki czasem lubił tam przyjść ot tak. Wydawało mu się, że w tym pomieszczeniu najlepiej mu się myśli i że to tutaj, może być tak blisko ojca, jak tylko się da.
- Oyaji9...nie dam rady chyba być już dłużej Kaito Kid'em... - mruknął. - Gdy Aoko jest blisko nie mogę normalnie udawać, to zbyt trudne. Nie powiedziałem jej o jutrzejszym wyjeździe... - przyglądał się strojowi Kid'a.
Wyszedł z pokoju i położył się na łóżku, zasypiając.
Kolejnego dnia, Aoko wyszła z domu po godzinie 10:00. Na ręce miała bransoletkę, a w drugiej miała prezent dla przyjaciela. Po wczorajszym dniu miała bardzo dobry humor. Gdy tylko przyszła do domu, od razu opowiedziała wszystko swojemu ojcu.
Gdy brązowooka weszła do domu Kuroby, zapukała do jego pokoju i nie czekając otworzyła drzwi. Już chciała podejść do śpiącego nastolatka, gdy jej uwagę przykuł dziwnie nie równy plakat.
- Czemu ściana jest tu krzywa... - mruknęła popychając plakat. Ku jej oczom ukazał się pokój z szafą, gramofonem i innymi przedmiotami, których używał Kaito Kid.
Z ręki wypadła jej torebka z prezentem. Kuroba słysząc szelest otworzył oczy.
- Aoko, ohayo. - uśmiechnął się przecierając oczy.
Ta podeszła do niego i strzeliła mu z dłoni w policzek. Chłopak dotknął policzek, w który dostał i spojrzał uważnie na dziewczynę.
- Jak mogłeś... - zaczęła przez łzy. Chłopak nie rozumiał na początku o co chodzi, jednak gdy spojrzał natychmiast na plakat i ujrzał że pokój jest odsłonięty, wszystko zrozumiał. - Jak mogłeś, oszukiwać całą policję...mojego ojca...jak mogłeś oszukiwać mnie...? - z policzków dziewczyny leciały pojedyncze łzy, które spadały na nogi nastolatka.
- Aoko, to nie tak.! Mój ojciec był Kaito Kid'em, został zabity i to nie był przypadek, wtedy.! Jacyś ludzie chcą znaleźć Pandorę, kamień który da im wieczne życie, chce ich tylko powstrzymać.! Oni są niebezpieczni, dlatego nic ci nie mówiłem...
Brązowowłosa uderzyła chłopaka po raz kolejny, tym razem mocniej.
-Usotsuki10.! - krzyknęła i wybiegła z mieszkania.
Młody Kuroba został w pokoju, usiadł na łóżko i westchnął. Poniekąd odetchnął z ulgą. Chciał powiedzieć dziewczynie kim jest Kaito Kid, ale się bał. Nakamori się dowiedziała, lecz on nie chciał by to wyszło w ten sposób. Zerknął na torebkę, którą przyniosła Aoko, otworzył ją. W  środku znajdowała się imitacja szmaragdu, rozpoznał to od razu. Obok była mała karteczka z napisem : ,,Mimo naszych kłótni, zawsze trzymajmy się razem.! Jesteś moim najlepszym przyjacielem...i nie tylko nim...
Aoko."
Brązowowłosy padł na ziemię. W całej ciszy dało się słyszeć jedynie ciche jęki i płacz. W tym momencie do mieszkania wszedł Jii. Słysząc płacz i jęki pobiegł szybko na górę.
- Młody Paniczu11, co się stało ? - spojrzał przestraszony, widząc jego na podłodze, płaczącego.
- Aoko..wie o wszystkim... - Jii spojrzał szybko na tajne przejście, potem jego wzrok znów wrócił na Kaito i imitacyjny szmaragd. - Młody Paniczu... - szepnął staruszek podchodząc do niego. Objął niebieskookiego, a ten nadal cicho łkał.
~ Godzinę później. Stacja kolejowa. ~
- Młody Paniczu, jesteś pewien, że nie mam porozmawiać z panienką Aoko ? - spytał ponownie staruszek.
- Nie musisz..i tak mnie nienawidzi teraz... - odparł. - Może i lepiej..nie jest już wcale w niebezpieczeństwie... - pochylił głowę w dół, a z jego oczu poleciały pojedyncze łzy.
Jii poczochrał chłopaka po głowie i uśmiechnął się delikatnie.
- Wszystko się ułoży. - rzekł.
Na stacje wjechał pociąg, którym młodzieniec miał pojechać zobaczyć szkołę, do której chciał pójść po zdaniu egzaminów. Kuroba wsiadł do pociągu, położył torbę i usiadł przy oknie uchylając je wcześniej.
- Do zobaczenia, Jii-chan.!  -krzyknął chłopak machając staruszkowi na pożegnanie, prawda tymczasowe, ale jednak pożegnanie.
- Do zobaczenia, Młody Paniczu i powodzenia. - uśmiechnął się z pod wąsa i pomachał również.
Gdy pociąg wyjechał ze stacji, chłopak wygodnie usiadł i patrzył na widok za oknem. Po paru minutach podeszła do niego młoda dziewczyna, jednak nie zwrócił na nią uwagi i cały czas wpatrywał się w widok za oknem.
- Ekhem. - odchrząknęła i nachyliła się. - Czy można usiąść koło Kaito Kid'a ? - szepnęła.
- K-Kaito Kid'a ??! - chłopak prawie krzyknął ze zdziwienia, obawiał się że Aoko powiedziała ojcu o wszystkim. Kuroba od razu zerknął na młodą panienkę i ujrzał przyjazną twarz. - A-Aoko..c-co ty tutaj robisz...? - uspokoił się.
Brązowowłosa usiadł naprzeciw chłopaka, chwyciła jego rękę.
- Jii-san wszystko mi opowiedział. Gdy ty się pakowałeś, zadzwonił do mnie, wyjaśnił mi całą historię. O twoim ojcu również. Teraz wiem, że wtedy mówiłeś prawdę... - uśmiechnęła się do niego. - Powiedział mi też, że robiłeś to dla mojego dobra, by mnie chronić. Jestem ci wdzięczna, ale nie zapominaj, że mam ojca policjanta i umiem sie bronić. - puściła jemu oczko. - Nie mówiłam nic tacie, więc się nie bój.
- Aoko... - oczy chłopaka zaczęły błyszczeć jak klejnoty. - Jesteś cudowna.! - krzyknął, przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno.
- K-Kaito... - dziewczyna zszokowana reakcją Kuroby zaczerwieniła się. - P-Puść mnie, Bakaito. - mruknęła.

- Nie, jestem w końcu Kaito Kid, złodziej-dżentelmen, a pięknych dam, trzeba się mocno trzymać . - szepnął uśmiechając się. ~  
____________________________________________
arigato7 - dziękuje
Oyasumi8- dobranoc
Oyaji9 - ojciec/ojcze, tata/tato
Usotsuki10 - kłamca
Młody Paniczu11 - ze względu, że Jii Konosuke był asystentem Toichi'ego, zwraca się do Kaito ,,Młody Paniczu"