Hyland. Ladylake.~
Stolica królestwa Hylandu rozkwitała od kiedy pojawił się
nowy Pasterz, który według legendy zawartej w Niebiańskich Kronikach miał
zapobiec nieszczęściu i katastrofom, które nękały od niedawna wodne miasto. Na
ulicach widniały flagi z złotym symbolem Czabana.
Atmosfera ta trwałą od czasu kiedy Sorey wyciągnął miecz
strzeżony przez Panią Jeziora, czyli od blisko tygodnia.
Podziw i uwielbienie wśród ludzi nie sprawiało jednak, że
Sorey zapominał choć na chwilę o Elizjum. Mimo przebywania wśród ludzi, czasem
czuł się bardziej samotny niż wśród niewidocznych dla ludzkiego oka Serafinów. Spokój
mógł znaleźć tylko przy boku księżniczki.
* * * * *
Obecnie Sorey udał się do pobliskiego lasu. Tęsknił za swoim
domem, za bliskimi, mimo że inni nie mogli tego zobaczyć.
Słońce osiągało swój szczyt, powoli wdrapując się na samą
górę nieboskłonu.
* * * * *
Po dwóch godzinach, Pasterz wrócił do Ladylake, a wraz z nim
dwójka Serafinów, którzy mieli zamiar poszukać go.
Jadąc przez miasto, ludzie pozdrawiali go, kłaniając się co
chwilę.
- Ci ludzie traktują cie prawie jak Boga, Sorey. - odezwał się
w końcu niebiesko włosy Serafin.
- Tak.. - odparł, kłaniając się znowu, jako odpowiedź pewnej
kobiety.
Lekko poruszył nogami, trącając nimi o boki konia, po czym
ten powoli zaczął przyspieszać i mijać przechodniów. Po chwili Czaban był pod
królewskim pałacem. Wszedł do pałacu i skierował się do pomieszczenia w którym
księżniczka Hylandu spędzała najwięcej czasu. Po drodze do sali minął kilku
strażników.
Gdy dotarł do drzwi, zapukał, nacisnął klamkę i wszedł do
środka.
Była to bardziej biblioteka niż pokój Alishy. Pod ścianami
stały regały z książkami, na przeciwko drzwi natomiast stało biurko, a za nim,
rozciągało się wielkie okno ukazujące panoramę miasta.
- Sorey. - powitała go uśmiechem jasnowłosa.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
- Skądże. Coś sie stało ? - odparła.
Ten pokiwał przecząco głową. Blond włosa księżniczka
poprosiła służkę o przyniesienie herbaty na pałacowy taras.
* * * * *
Po długiej i przyjemnej rozmowie w ogrodzie, Lailah
zaproponowała aby poćwiczył. Kiedy Alisha nie mając nic przeciwko, wyraziła
zgodę, Sorey wraz z Serafinem władającym ogniem wyszedł spod zadaszonej części.
Stanął po środku i wyciągnął rękę ku niebu.
- Fethmus Mioma.! - po tych słowach, kilka centymetrów nad
jego dłonią pojawił się magiczny krąg, który zaczął powoli się obniżać,
otaczając sylwetkę brązowowłosego.
Po chwili, chłopak nie przypominał siebie sprzed paru
sekund. Miał teraz długie, blond włosy spięte w kucyk, a na sobie biały
kombinezon z czerwonymi dodatkami. W
dłoni dzierżył czerwono-złoty miecz, wokół którego tańczyły płomienie.
- Mikleo.! Możesz mnie zaatakować ?
- Yhm. - fioletowo oki szybkim susem skoczył ku niemu. Będąc
w powietrzu, wyczarował swój kostur. - Twin Flow.! - bliźniacze strumienie
wypłynęły z jego laski, kierując się ku Czabanowi.
Ten zaczął zręcznie odskakiwać bądź obijając jego atak
mieczem.
- Fire Spin.! - kreśląc mieczem kółka, stworzył płonące
dyski, które skierował ku Serafinowi wody.
* * * * *
Po około godzinnej walce, Sorey musiał zrobić sobie przerwę.
- Wszystko w porządku ? - spytała Alisha, pomagając podnieść
się szmaragdookiemu.
- Tak... - westchnął.
- To z powodu obciążonego organizmu. Twoje ciało musi przywyknąć
do Nieczystości oraz Armartyzacji. - objaśniła Laila.
- To znaczy, że Sorey obecnie nie może zawrzeć paktu z
innymi Serafinami ? - spytał Mikleo, łapiąc chłopaka za drugą rękę i podnosząc
go.
- Obecnie nie...jego organizm musi najpierw sie oswoić z tą
mocą.
Kilka godzin później...
Zaczął zapadać zmierzch, następnie wieczór i noc. Młody
Pasterz jeszcze dwukrotnie armartyzował z Lailą.
Dochodziła teraz północ, a mimo zmęczenia treningiem, zielonooki
nie mógł zasnąć. Myślał o domu, o księżniczce Diphda.
Postanowił wyjść z pokoju. Starał się zachowywać jak
najciszej, by nie obudzić dwójki śpiących przyjaciół. Gdy zamknął drzwi, stał
chwilę nie wiedząc gdzie pójść, a chwilę później, udał się na taras.
Widok czystego, bezchmurnego nieba oraz Księżyca w całej
swojej okazałości sprawił, że młody chłopak poczuł się cudownie.
- Dzisiaj pełnia, co ? - usłyszał głos zza pleców. - Tez nie
możesz zasnąć ?
Brązowowłosy pokiwał głową, a Diphda podeszłą do barierki.
Nie rozmawiali.
Wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo i wsłuchiwali w nocną
pieśń wiatru.
Jasnooka wzięła głęboki wdech.
- Sorey. - zaczęła. - Wiem, że nie znamy się długo, ale
musze ci coś powiedzieć... - mruknęła.
- Ja też chce ci coś powiedzieć....jesteś pierwszym człowiekiem
jakiego poznałem, cieszę się, że tak się stało. Bardzo sie przywiązałem do
ciebie, i nie wiem czemu, ale przy tobie czuje się szczęśliwy, spokojny.
- Sorey... - jej oczy zaczęły się lekko szklić. - Ja czuję
to samo. - powoli stanęła na palcach, zbliżając się do jego ust, po czym
delikatnie dotknęła je swoimi. Po chwili
bycia w tej pozycji, Alisha zarumieniona, odsunęła się. - Kocham cię. ~