środa, 5 lipca 2017

One-Shot - Sorey & Alisha ~

Hyland. Ladylake.~
Stolica królestwa Hylandu rozkwitała od kiedy pojawił się nowy Pasterz, który według legendy zawartej w Niebiańskich Kronikach miał zapobiec nieszczęściu i katastrofom, które nękały od niedawna wodne miasto. Na ulicach widniały flagi z złotym symbolem Czabana.
Atmosfera ta trwałą od czasu kiedy Sorey wyciągnął miecz strzeżony przez Panią Jeziora, czyli od blisko tygodnia.
Podziw i uwielbienie wśród ludzi nie sprawiało jednak, że Sorey zapominał choć na chwilę o Elizjum. Mimo przebywania wśród ludzi, czasem czuł się bardziej samotny niż wśród niewidocznych dla ludzkiego oka Serafinów. Spokój mógł znaleźć tylko przy boku księżniczki.
* * * * *
Obecnie Sorey udał się do pobliskiego lasu. Tęsknił za swoim domem, za bliskimi, mimo że inni nie mogli tego zobaczyć.
Słońce osiągało swój szczyt, powoli wdrapując się na samą górę nieboskłonu.
* * * * *
Po dwóch godzinach, Pasterz wrócił do Ladylake, a wraz z nim dwójka Serafinów, którzy mieli zamiar poszukać go.
Jadąc przez miasto, ludzie pozdrawiali go, kłaniając się co chwilę.
- Ci ludzie traktują cie prawie jak Boga, Sorey. - odezwał się w końcu niebiesko włosy Serafin.
- Tak.. - odparł, kłaniając się znowu, jako odpowiedź pewnej kobiety.
Lekko poruszył nogami, trącając nimi o boki konia, po czym ten powoli zaczął przyspieszać i mijać przechodniów. Po chwili Czaban był pod królewskim pałacem. Wszedł do pałacu i skierował się do pomieszczenia w którym księżniczka Hylandu spędzała najwięcej czasu. Po drodze do sali minął kilku strażników.
Gdy dotarł do drzwi, zapukał, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Była to bardziej biblioteka niż pokój Alishy. Pod ścianami stały regały z książkami, na przeciwko drzwi natomiast stało biurko, a za nim, rozciągało się wielkie okno ukazujące panoramę miasta.
- Sorey. - powitała go uśmiechem jasnowłosa.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
- Skądże. Coś sie stało ? - odparła.
Ten pokiwał przecząco głową. Blond włosa księżniczka poprosiła służkę o przyniesienie herbaty na pałacowy taras.
* * * * *
Po długiej i przyjemnej rozmowie w ogrodzie, Lailah zaproponowała aby poćwiczył. Kiedy Alisha nie mając nic przeciwko, wyraziła zgodę, Sorey wraz z Serafinem władającym ogniem wyszedł spod zadaszonej części. Stanął po środku i wyciągnął rękę ku niebu.
- Fethmus Mioma.! - po tych słowach, kilka centymetrów nad jego dłonią pojawił się magiczny krąg, który zaczął powoli się obniżać, otaczając sylwetkę brązowowłosego.
Po chwili, chłopak nie przypominał siebie sprzed paru sekund. Miał teraz długie, blond włosy spięte w kucyk, a na sobie biały kombinezon z czerwonymi dodatkami.  W dłoni dzierżył czerwono-złoty miecz, wokół którego tańczyły płomienie.
- Mikleo.! Możesz mnie zaatakować ?
- Yhm. - fioletowo oki szybkim susem skoczył ku niemu. Będąc w powietrzu, wyczarował swój kostur. - Twin Flow.! - bliźniacze strumienie wypłynęły z jego laski, kierując się ku Czabanowi.
Ten zaczął zręcznie odskakiwać bądź obijając jego atak mieczem.
- Fire Spin.! - kreśląc mieczem kółka, stworzył płonące dyski, które skierował ku Serafinowi wody.
* * * * *
Po około godzinnej walce, Sorey musiał zrobić sobie przerwę.
- Wszystko w porządku ? - spytała Alisha, pomagając podnieść się szmaragdookiemu.
- Tak... - westchnął.
- To z powodu obciążonego organizmu. Twoje ciało musi przywyknąć do Nieczystości oraz Armartyzacji. - objaśniła Laila.
- To znaczy, że Sorey obecnie nie może zawrzeć paktu z innymi Serafinami ? - spytał Mikleo, łapiąc chłopaka za drugą rękę i podnosząc go.
- Obecnie nie...jego organizm musi najpierw sie oswoić z tą mocą.
Kilka godzin później...
Zaczął zapadać zmierzch, następnie wieczór i noc. Młody Pasterz jeszcze dwukrotnie armartyzował z Lailą.
Dochodziła teraz północ, a mimo zmęczenia treningiem, zielonooki nie mógł zasnąć. Myślał o domu, o księżniczce Diphda.
Postanowił wyjść z pokoju. Starał się zachowywać jak najciszej, by nie obudzić dwójki śpiących przyjaciół. Gdy zamknął drzwi, stał chwilę nie wiedząc gdzie pójść, a chwilę później, udał się na taras.
Widok czystego, bezchmurnego nieba oraz Księżyca w całej swojej okazałości sprawił, że młody chłopak poczuł się cudownie.
- Dzisiaj pełnia, co ? - usłyszał głos zza pleców. - Tez nie możesz zasnąć ?
Brązowowłosy pokiwał głową, a Diphda podeszłą do barierki.
Nie rozmawiali.
Wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo i wsłuchiwali w nocną pieśń wiatru.
Jasnooka wzięła głęboki wdech.
- Sorey. - zaczęła. - Wiem, że nie znamy się długo, ale musze ci coś powiedzieć... - mruknęła.
- Ja też chce ci coś powiedzieć....jesteś pierwszym człowiekiem jakiego poznałem, cieszę się, że tak się stało. Bardzo sie przywiązałem do ciebie, i nie wiem czemu, ale przy tobie czuje się szczęśliwy, spokojny.

- Sorey... - jej oczy zaczęły się lekko szklić. - Ja czuję to samo. - powoli stanęła na palcach, zbliżając się do jego ust, po czym delikatnie dotknęła je swoimi.  Po chwili bycia w tej pozycji, Alisha zarumieniona, odsunęła się. - Kocham cię. ~