wtorek, 6 lutego 2018

Pewne ważne ogłoszenie.

Witam wszystkich  🔷

Nie dawno wróciłem z one-shot'em o Pokemon po dłuższej przerwie, myślałem, że wszystko jest okey, ale...jednak nie.

Bardzo dziękuje osobom, które czytały moje opowiadania i jednocześnie przepraszam was, bo póki co, niestety zawieszam bloga, nie wiem na jak długo.

Nie mam pomysłu by coś pisać, zmęczenie przez szkołę daje w kość często, przez co po prostu nie mam sił by regularnie coś wrzucać, a dodatkowo życie prywatne, które nie jest uporządkowane...

Jak coś, kiedyś napisze to pewnie wrzucę to tutaj, ale nie obiecuję.

Miejmy nadzieję, że ogarnę życie sobie i siły z pomysłami na pisanie wrócą, a tymczasem...

Do zobaczenia. 🌌

sobota, 6 stycznia 2018

Pokemon - Powrót (cz.2)

- Ognisto latający ? Hm. - Ash zauważył lekki uśmiech na twarzy swojego ojca. - Blastiose, dawaj. - W tym momencie na przeciw smoczego Pokemona pojawiła się wielka skorupa, z której z otworów wysunęły się ręce, nogi oraz głowa żółwiego stwora.  - Możesz zacząć. - odparł pewnym tonem.
- Grrr...Charizard. Ognisty Wir.! - smocze cielsko uniosło się trochę powyżej podłoża i zionęła ognistymi okręgami więżąc tym samym wodnego pokemona.
- Nie wiesz, że wodne Pokemony mają przewagę nad ognistymi ? Blastiose, Szybki Zwrot. - po komendzie, żółw schował się do skorupy, a z otworów zaczęło wydobywać się powietrze, wprawiając wielką skorupę w coraz szybszy ruch. Po chwili po ognistym ataku nie było śladu, a Blastoise stanął na nogach. - Armatka Wodna. - Żółwi Pokemon wypuścił w kierunku przeciwnika wielki spiralny strumień wody.
- Charizard, unik.! - zręczne i szybkie ruchy pozwoliły z łatwością uniknąć ataku, jednak w pewnym momencie, smok dostał atakiem w skrzydło, tracąc równowagę lotu. - Niech to. - mruknął nastolatek.
- Pozwolisz, że ostudzę jego zapał ?
- Co ?
- Lodowy promień. - tym razem wodny stworek z ust stworzył mroźne wiązki, które z wielką prędkość uderzyły w oba skrzydła smoka.
- Charizard.! - smok zniżył po raz kolejny lot i w znacznym stopniu zwolnił, a po chwili opadł na ziemię, cicho sapiąc. - Khhh...Gniew Smoka.! - Smok otworzył pysk i uformował kulę smoczej energii trafiając prosto w twarz żółwiego stwora. - Mam cię, Charizard, Smoczy Ogon.! - szybki susem, ognisty Pokemon znalazł się przy skorupie, zrobił wielki zamach ogonem i uderzył w skorupę, odrzucając tym samym Pokemona kawałek dalej. - Hehe. - dodał chłopak uśmiechając się.
- Pompa Wodna.
- Nie wierzę.! - spojrzał na mężczyznę, a potem na swojego stworka. - Charizard, uni-
Zanim chłopak zdążył dokończyć polecenie, w pierś smoka uderzyły dwa strumienie wodne wystrzelone z armatek przeciwnika.
- Za szybko spisałeś mojego pupila na straty. - dodał mężczyzna. Smok próbował podnieść się z ziemi, jednak zdołał tylko spiorunować mężczyznę wzrokiem, po czym opadł, nie zdolny do walki. - Choć przyznam, nie widziałem tak silnego Charizard'a jak twój.
- To nie koniec. - czarnooki wyciągnął do przodu rękę z Pokeball'em, a czerwona wiązka objęła smoka. - Odpocznij przyjacielu. Pikachu. - stworek pokiwał głową i wbiegł na pole bitwy. Blastoise podszedł bliżej po odepchnięciu po Smoczym Ogonie, lekko kulejąc.
- Wszystko dobrze, Blastoise ?
- Blast. - odparł Pokemon.
- Pikachu, Piorun.! - myszowaty Pokemon naładował się, po czym wypuścił ze swojego ciała potężną wiązkę energii elektrycznej w kierunku przeciwnika, sprawiając, że Blastoise padł na ziemie. - Mhm, świetnie Pikachu. - krzyknął chłopak.
- Pika-chu. - odparł stworek.
- Szybki jest twój Pikachu. Może sprawdzimy który z naszych Pokemonów jest szybszy ? - uśmiechnął się. - Scyther, do walki. - przed trenerem pojawiła się ludzkich rozmiarów modliszka po czym wzbiła się w powietrze. - Atak Furii.! - na komendę, modliszka podleciała ku niemu, atakując ostrzami zamiast dłoni.
- Pikachu, uniki. - mały stworek posłusznie wykonał polecenie szybko skacząc z miejsca na miejsce. - Stalowy Ogon.! - kiedy stworek zyskał trochę miejsca dla siebie, jego ogon zaczął połyskiwać i uderzył nim w głowę Scyther'a, przez co ten uderzył ciałem o ziemie. - A teraz, Elektroakcja.! - Pikachu zaczął biec w stronę nieprzytomnego Pokemona robaka, a jego ciało otoczyła elektryczność. Kiedy mysz uderzyła w robaka, poleciał on kawałek dalej, będąc kompletnie nie zdolnym do kontynuacji.
- Sprytnie, ogłuszyć, a potem z pełną mocą zaatakować. - Pokemon robak został odesłany do Pokeball'a. - Arcanine, pokaż na co cię stać.
- Pikachu, dasz radę walczyć ? - spojrzał na swojego przyjaciela, natomiast ten pokiwał twierdząco łepkiem.
- Arcanine, Miotacz Płomieni.! - z pyska ognistego Pokemona wyleciał intensywny strumień ognia na przeciwnika.
- Pikachu, odskocz.
- Chyba zrobił się trochę wolniejszy przez Elektroackje, mam racje ?
/ - Zauważył, nie dobrze. - pomyślał chłopak./
- Arcanine, w górę i Kieł Ognia.! - psi stworek skoczył ku Pikachu, ugryzł małego Pokemona, a po chwili jego ciało zostało pochłonięte przez płomienie, które wydobyły się z ust psa. Arcanine przerwał atak, i opadł na ziemię, odkładając myszowatego Pokemon''a na podłoże.
- Pikachu.! - młody czarnowłosy podbiegł do niego. - Wszystko w porządku, mały ?
- Pi-kaa... - odparł zmęczony Pokemon.
- To były świetne walki, odpocznij teraz. - położył go obok. - Snorlax, liczę na ciebie.! - z Pokeball'a wyszedł ogromny niedźwiedź, który opasłym ciałem stanął naprzeciwko psa. - Utwardzenie.! - dzięki temu posunięciu, Snorlax zwiększył swoją obronę.
- Arcanine, Miotacz Płomieni. - psi Pokemon powtórzył swój ruch, jednak na niebieskim niedźwiedziu nie zrobiło to wrażenia. - Jak to ? Dostał bezpośredni atak.!
- Hm. Snorlax jest dobrze wytrenowany. Dawaj, Lodowa Pięść.! - Niedźwiedź okulał na jedną nogę.
/ - Niech to, jednak ten Miotacz Płomieni musiał być silniejszy niż myślałem. - pomyślał Ash./
- Snorlax, Odpoczynek. - ogromny stworek wykonał polecenie, siadając na ziemi i zapadając w sen.
- Teraz mam szansę. Arcanine, wszystko w porządku ? - ognisty stworek wrócił szybko na pole bitwy dając sygnał, że jest gotów. - Zakończmy to, Gorący Podmuch.! - Pokemon otworzył pysk, formując biały płomień, po czym uwolnił gorącą falę formując słup z niej. Jednak Snorlax zniknął. - Gdzie on jest ?!
-Tak, liczyłem na to.
- Na co niby ? - odparł zdziwiony trener.
- Lunatykowanie. - odparł zadowolony Ash.
Oboje spojrzeli w górę, Snorlax właśnie leciał w kierunku ziemi, tam gdzie stał Arcanine.
- Arcanine, szybko unik.! - zanim jednak zdołał w całości zejść z pola ataku niedźwiedzia, jego tylnie łapy zostały uderzone łapą Snorlax'a. Cicho pisnął z bólu. Kiedy kurz po ataku Snorlax'a opadł, Pokemon pomimo Odpoczynku, nie był zdolny do dalszej walki.
Nastolatek podbiegł do przyjaciela. Pokemon jednak nie był zadowolony z przegranej.
- W porządku Snorlax, pokazałeś na co cię stać. Następnym razem, wygrasz.! - podparł na duchy swojego Pokemon'a, który uśmiechnął się i polizał trenera.
Wszystko to obserwował z odległości jego ojciec.
- Masz bardzo dobre relacje ze swoimi Pokemon'ami, ten widok cieszy mnie i to bardzo.
- A co z Arcanine ? - popatrzył na psiego Pokemon'a.
- W porządku.
- Dzięki za trening. - mruknął, chcąc odejść.
- Synku, poczekaj. - mężczyzna złapał go za ramię. - Nie oczekuję, że razem z Delią wpadniecie w moje ramiona, nie oczekuję, że na wstępnie nazwiesz mnie swoim tatą. Ale proszę, spróbuj mnie zaakceptować. Nie było mnie przy tobie kiedy tego potrzebowałeś, chce to teraz naprawić. Daj mi szansę. - kiedy skończył mówić, bacznie przyglądał się chłopcu i czekał na jego reakcję. - Ash...
- Mime, mime. - usłyszeli głos Mr.Mime, który trzymając w ręku łyżkę , pokazywał na środek domu. Chłopak ruszył w stronę domku.
- Echh...chodźmy Arcanine do Siostry Joy, opatrzy twoje rany. - westchnął cicho.
- P-Poczekaj. - mruknął Ash. - Może...chcesz zjeść z nami obiad. - spytał, lekko wstydząc się.
- Hmmm...z wielką chęcią. Dawno nie jadłem niczego co wyszło by z pod rąk twojej mamy. - odparł zadowolony. - Naprawdę nie wiesz ile dla mnie znaczy twoje i twojej mamy zdanie na mój temat. - dodał, kładąc dłoń na ramieniu syna, po czym uśmiechnął się i wszedł do środka.
Do nóg chłopca podbiegł jego przyjaciel, zaczepiając łapką o jego spodnie.
- W porządku Pikachu. - odparł. - Mimo że nie było go...cieszę się, że teraz jest, nawet jeśli, zaraz znowu wyruszy. -  elektryczny Pokemon wskoczył na jego brak i jedną łapką wytarł spływającą łzę z jego twarzy. Chłopak przetarł oczy ręką i wbiegł do domu zadowolony.
- Delio, prawie zapomniałem jak twoje jedzenie jest pyszne. - przerwie między wkładaniem kolejnych porcji obiadu, zachwalał jej kuchnię.
- Cieszy mnie twój apetyt. - odparła kobieta.
- Zostaw trochę dla mnie sosu.! Oddaj chochlę.!! - Ash kręcił się przy stole, przekrzykując cały harmider.

piątek, 5 stycznia 2018

Pokemon - Powrót (cz.1)

Region Kanto. Okolice miasta Alabastii.
Młody czarnowłosy chłopak zbliżał się do niewielkiego miasteczka. Na jego ramieniu siedział i bacznie przyglądał się okolicy niewielkich rozmiarów, żółty stworek.
Z drzewa na drzewo skakały małpy, a nad bujnymi, zielonymi koronami latały stada ptaków.
- Jesteśmy w domu, Pikachu.
- Pikaa.. - mruknął stworek, czując na swojej głowie dłoń trenera.
* * * * *
W rodzinnym domu, bardzo serdecznie powitała go matka wraz ze swoim Pokemonem, który pomagał Delii w domu. Klaunopodobny  stworek chodził z kuchni do pokoju i z powrotem, kilkukrotnie niosąc w rękach talerze z jedzeniem.
- Jak minęła ci się podróż, synku ? Jak powrót ? - wypytywała Delia, nie dając chłopakowi nawet chwili na zjedzenie posiłku.
- W porządku mamo. - odparł, kiedy przełknął jedzenie.
- A co z May i Max'em ? Myślałam, że zajrzysz z Brock'iem do mnie.
- May postanowiła pojechać do Johto, Max wrócił do sali w Petalburg'u, a Brock wrócił do siebie. Mamo chciałbym z tobą porozmawiać - odparł, kiedy odsunął pusty talerz - ale profesor Oak chciał ze mną porozmawiać.
- M..rozumiem..chciałam tylko nacieszyć się tobą, tym, że wróciłeś do domu. - odparła lekko zasmucona kobieta.
- Mime.. - dodał przyjaciel.
- Mamo, ja nie chc-
- Spokojnie, nic się nie stało synku. - przerwała synowi. - Tylko wróć szybko. - dodała, uśmiechając się.
- Obiecuje. - odparł i chwytając za plecak wybiegł z domu w kierunku wzgórza.
- Pikachu.. - elektryczna mysz podbiegła do nóg kobiety, a ta spojrzała na niego łagodnie.
- Idź Pikachu.
Pokemon pokiwał tylko głową i wyskoczył z domu, pędząc za trenerem. Gdy oboje wybiegli, Delia przymknęła drzwi i wzięła ze stołu kilka pustych misek. Jak zwykle, Mr. Mime pośpieszył jej z pomocą.
- Nic się nie zmienił... - westchnęła brązowowłosa, zerkając na zdjęcie na którym widniał sześcioletni czarnooki.
- Mime, mime. - odparł Pokemon, przytakując jej.
- No dobrze, trzeba wrócić do pracy. - chwytając za talerz od swojego Pokemona usłyszała pukanie do drzwi. - Taak..już idę. - odparła. Nacisnęła na klamkę łokciem, a kiedy drzwi się otworzyły, kobieta stanęła w osłupieniu i upuściła talerze. - C-Co ty tu robisz...
* * * * *
Dochodziła godzina szesnasta.
Ash nadal był w Laboratorium profesora, który bacznie przyglądał się Pokemonom złapanym w regionie Hoenn.
Sceptile, Corphish, Swellow, Torkoal, Glalie i Pikachu - komplet Pokemonów przebywających z chłopakiem w lidze Hoenn.
- Naprawdę dobrze je wytrenowałeś chłopcze.
- C-Cieszy mnie to co pan mówi, profesorze. - wysapał chłopak próbując uwolnić się z uścisku Muk'a. Po kilku ponownych próbach, szlamisty stworek wypuścił swojego trenera z objęć. - Będę sie powoli zbierał, obiecałem mamie, że szybko wrócę.
Charizard wraz ze Snorlax'em po jego słowach ruszyli ku niemu.
- Chyba nie chcą się rozstać z tobą. - stwierdził starszy mężczyzna.
- Widocznie, dawno nie było mnie przy was. - uśmiechnął się, po czym stuknął każdego z nich Pokeball'ami. Kiedy schował Pokeball'e, pożegnał się i wyszedł z Laboratorium.
* * * * *
- Szybciej Pikachu, jesteśmy prawie w domu.! - krzyknął chłopak.
- Pika.! - odparł stworek, biegnąc za nim.
Gdy młody trener chwycił za klamkę, usłyszał kłótnię. Myszowaty Pokemon zawarczał cicho, a Ash spiął się. Nie mógł usłyszeć co jest powodem kłótni, ale dobrze słyszał damski i męski głos. Nie zwlekając ani chwili dłużej z impetem otworzył drzwi do domu.
- Mama...co to za facet ? - spytał zdziwiony.
- Ash, synku...to jest... - kobieta spuściła głowę w dół, chcąc ukryć smutek - twój tata... - wymruczała cicho, ledwo słyszalnie.
- T-Tata...? - głos chłopaka lekko zadrżał, do jego oczu napłynęły łzy i czując to, szybko odwrócił się i wybiegł z domu. - Charizard - rzucił Pokeball'em w górę, a kiedy smok pojawił się, wbiegł na niego - Szybko, leć. - odparł.
Charizard zmieszany posłuchał trenera i wzbił się na jeszcze wyższą wysokość. Pikachu w ostatniej chwili wskoczył na smoka, po czym ten wielkim i silnym ruchem skrzydeł zaczął lecieć w kierunku lasu.
Tym czasem w domu, Delia pobiegła  na piętro i zamknęła się w pokoju. Mężczyzna został sam.
Myszowaty stworek siedział na głowie smoka, a Ash nie odezwał się słowem od momentu kiedy polecił mu lecieć. Kiedy smok spostrzegł polanę, postanowił obniżyć lot i wylądować tam. Ruch wielkich smoczych skrzydeł poruszył trawę i wystraszył pobliskie, leśne stworki, które czym prędzej pochowały w koronach drzew bądź pomiędzy nimi, w krzakach.
Ash powoli zsunął się ze smoczego cielska, bezwładnie lądując obok niego.
- Mój tata...myślałem, że uciesze się z tego widoku...ale nie mogłem... - szeptał do siebie.
Jeden z Pokeball'i otworzył się, a kiedy jasne światło zniknęło, stał wielki niedźwiedź. Ash nie zareagował.
- Pikachu... - mruknął elektryczny Pokemon, podchodząc do niego.
Wszystkie trzy Pokemony spojrzały na siebie, po czym pokiwały głową. Snorlax położył się niedaleko Ash'a, Charizard chwycił go i rzucił na cielsko żarłoka.
- C-Co wy robicie ? - ocknął się z dłuższego letargu.
- Pika. - odparł stworek, uśmiechając się do trenera i wtulając się w niego.
- Pikachu...Snorlax, Charizard...dziękuje. - szepnął. - Dziękuje, że jesteście ze mną. - po jego policzkach zleciała pojedyncza łza.
Snorlax podniósł się, trzymając swojego trenera w mocnym uścisku.
- Snor...Snorlax... - wymruczał, po czym puścił młodego czarnowłosego.
- Macie racje. Wracajmy do domu. - przetarł ręką oczy uśmiechając się. Dotknął niedźwiedzia Pokeball'em po czym ten zniknął i wsiadł na smoka.
Charizard zaryczał, rozjaśniając i zwiększając swój płomień na końcu ogona, po czym potężnymi ruchami skrzydeł wzbił się w niebo.
* * * * *
W domu Delii i Ash'a, mężczyzna siedział w ogródku, a przy jego boku dumnie Arcanine.
- No i teraz...czemu dziwi mnie reakcja Delii i Ash'a...zostawiłem ich bez słowa kiedy wrócę, jestem żałosny. - westchnął i wstał na równe nogi. - Nie ma sensu tak siedzieć, co nie ? - lekko się uśmiechnął, kiedy ognisty pies podniósł głowę.
- Poczekaj.
- Ash, wróciłeś. - mężczyzna zrobił krok naprzód, ku chłopcowi, jednak zatrzymał się, widząc agresywne zachowanie elektrycznego Pokemona. - Rozumiem. - Arcanine bacznie przyglądał się, również warcząc. - Spokojnie mały. - szepnął, głaszcząc  psowatego stworka.
 Nastolatek na widok mężczyzny poczuł się zdenerwowany, ale ze wszystkich sił opanował złość i zwrócił wzrok ku niemu. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna z blizną na lewym ramieniu. Krótkie spodnie i bluzka bez rękawków.
- Chcę z tobą walczyć.
- Co takiego ? - spytał, zdziwiony mężczyzna.
- To co słyszałeś. Chce stoczyć z tobą pojedynek.!
Mężczyzna opuścił głowę, uśmiechając się pod nosem.
- Jesteś tak samo zaborczy jak ja w twoim wieku. - wyszeptał, po czym dumny podniósł głowę. - Zgadzam się na pojedynek, jakie warunki ?
- Jeden na jeden, 3 rundy. Zmiana następuje po tym, gdy któryś jest niezdolny do dalszej walki, pasuje ? - ojciec chłopaka nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową, zgadzając się. Młody trener chwycił w dłoń jeden z Pokeball'i. - Pokaż co potrafisz, Charizard.! - Jasne światło rozjaśniło pole bitwy, a po chwili na zielonej trawie stanął Pokemon-smok.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Nieoczekiwana przerwa.

Yoooo.....witam wszystkich :D  (o ile jeszcze ktoś tu zagląda ^^")


Na wstępie chciałbym bardzo przeprosić za tą przerwę, która była  dość nieoczekiwana.
Powód był prostu, mianowicie miłość, a potem słaby humor po rozstaniu, ale to nie ważne.!

Dzisiaj jest Nowy Rok, i nie chce myśleć o tym ^^

Również mam pewien dylemat, na czym lepiej pisać, blogspot czy wattpad i muszę dojść, co będzie lepsze dla mnie i dla osób, które czytają.


Mam wiadomość taką, że wróciłem do pisania i mam prawie skończoną pracę o Pokemon, moim pierwszym (tak sądzę) anime. Postaram się skończyć jak najszybciej i wrzucić tutaj ;)

Jeszcze raz, gorąco przepraszam i proszę o cierpliwość do czasu aż dodam nowe historie ^^ z góry dziękuje.

I oczywiście, wszystkiego dobrego w 2018 roku :D


Haru :3

środa, 6 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.2)

Kolejnego dnia...
Promienie wschodzącego Słońca na niebo wdarły się przez okno do pokoju mężczyzny. Wybrał sobie pokój, który kiedyś należał do niego. Zanim od ojca jego własny syn odwrócił się i wyrzekł się go. Na ścianach wisiały stare, lekko okurzone kartki, na których były różne rysunki z jego dziecięcych lat. Pamiętał jak dziadek zachęcał go by mu coś namalował, a pomimo jego sprzeciwów i twierdzeń ,,nie umiem malować" czy ,,będziesz się śmiał" zawsze dawał się namówić. Dom ten,  a w szczególności ten pokój, sprawiało że coraz bardziej rozumiał ból Spencer'a, który po prostu chronił rodzinę, a mimo to, został odrzucony.
Wpadające promienie, padały prosto na łóżko. Powolnym ruchem zasłonił oczy ręką odrzucając kołdrę na bok.
- Cholera... - przeklął cicho pod nosem i zsunął rękę z oczu, przecierając je.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Ospale wstał z łóżka, chwycił ręcznik oraz ubrania leżące na krześle i skierował się do łazienki. Kiedy ogarnął się, zszedł na parter posiadłości, uważając by nie obudzić Mayi. W tej chwili przypomniało mu się, że jedynym miejscem, na którym nie był, jest taras do którego wchodzi się z kuchni. Szybszym krokiem doszedł do drzwi prowadzących na taras. Przekręcił klamkę i popchnął je. Świeże powietrze poranka i zapach kwiatów sprawił, że chłopakowi ode chciało się wyjeżdżać stąd.
- O, wstałeś. Dzień dobry. - usłyszał głos za plecami.
- Maya..? - odwrócił się powoli, jakby chciał się upewnić że to ona. Westchnął cicho i uśmiechnął się. - Dzień dobry.
Achh...wygląda zupełnie jak zwykłe dziecko, które czyta książkę. A mimo to jest, zupełnie inna.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i przyjrzała się jemu. Z jego postaci wzrok skierowała na kwiaty, a następnie jej zielone oczy znów utkwiły na książce.
* * * * *
Stary zegar wiszący w salonie wybił godzinę 10:30. Od kiedy Johnny wstał, Maya w domu pojawiała się tylko na chwilę, by pójść do biblioteki i zabrać nowe książki. Pochłaniała je jak spragniony człowiek wodę.
- Maya, co tak cię wciągnęło w te książki ? - spytał zaciekawiony opierając się o framugę drzwi i przyglądając kwiatom.
- Lubię książki, ich zapach, dotyk.
- Hah, w sumie, jesteś bramą do Eikoku. Nic dziwnego, że je lubisz. - mruknął.
- Może nie wiesz, ale mimo bycia bramą, mam uczucia, zupełnie jak człowiek. - fuknęła wymijając go z jedną z książek w rękach.
- C-Czekaj, nie o to mi chodziło. - odwrócił się szybko próbując ją złapać, jednak ta była za daleko. Widział tylko szybko oddalającą się niewielką postać o kruczoczarnych włosach. - Echh..spaprałem sprawę. - puknął się w czoło.
Nagle blondyn doznał olśnienia. Wyszedł przed dom i szybszym krokiem doszedł do auta. Wyciągnął z schowka nie dużą książkę, po czym wrócił z powrotem do posiadłości. Skierował się w stronę biblioteki, a widząc zamknięte drzwi zapukał.
- Chce pobyć sama, zostaw mnie.  - usłyszał cichą odpowiedź, jednak zignorował to i powoli otworzył drzwi. Maya siedziała pod jedyną pustą ścianą, a wokół niej leżały książki. Z jej szmaragdowych oczu spływały pojedyncze łzy, które co chwila wycierała rękawem sukni. - To głupie. Żyję tyle lat, a mimo to nadal kiedy ktoś powie że jestem tylko bramą, zaczynam płakać. Powinnam do tego przywyknąć, już nie raz w końcu to słyszałam... - brązowooki poczuł się głupio, nie sądził, że aż tak źle to odbierze. Przykucnął przed nią i wysunął w jej kierunku książkę, którą przyniósł.
- Dziadek mi ją kiedyś dał, pewnie jej nie czytałaś. - uśmiechnął się. - Nie chciałem Cię urazić, naprawdę.
- A-Arigato... - mruknęła, biorąc z rąk chłopaka podarunek.
- ,,Arikatso"..? - spróbował powtórzyć przyglądając się dziewczynie. Ta cicho się zaśmiała.
- A-ri-ga-to. To znaczy dziękuję, z japońskiego. Bycie bramą ma zalety, znam sporo legend, tym samym języki i niektóre obyczaje, występujące z krajów z których pochodzą. - uśmiechnęła się i wstała. - To co ? Zbieramy się ?
Młody Storm pokiwał głową i wyprostował nogi. Kiedy wyszli z biblioteki, zamknął ją na klucz i wręczył czarnowłosej.
Maya wygodnie siedziała  już w aucie i czekała aż Johnny skończy pakować niewielkie zapasy jedzenia oraz ubrania. Kiedy w końcu zobaczyła go, stał przed drzwiami przyglądając się kluczowi do posiadłości. Zauważyła jak coś mówi pod nosem i wkłada klucz do zamku. Wrzucił torbę na tył, zapalił silnik i wyjechał z obszaru posiadłości.
Zielonooka nie pytała o to co mówił gdy zamykał posiadłość, po kilku minutach drogi, wciągnęła się w świat, opisany w książce, którą dostała od niego.
* * * * *
Po ponad 2-godzinnej jeździe, chłopak czuł jak samochód stopniowo zwalnia. Kiedy wjeżdżali do niewielkiego miasteczka, pojazd zatrzymał się i mimo starań chłopaka nie ruszył dalej. Johnny otworzył maskę auta i przyjrzał się uważnie. Maya wyskoczyła z samochodu i stanęła obok niego.
- Wygląda na to, że to coś grubszego. - westchnął. - Musimy znaleźć mechanika.
Czarnowłosa pokiwała głową.
Dość szybko znaleźli odpowiednią osobę, a w sumie to on znalazł ich. Młody mężczyzna miał około 35 lat i kiedy napotkał ich na wjeździe od razu zobaczył pod maskę. Zaproponował im naprawę.
- Jest jednak zła wiadomość, nie naprawię tego dzisiaj. Muszę znaleźć część w innym mieście, bo u nas jej nie ma. Ale nie martwcie się, jutro samochód powinien być gotowy. - oznajmił.
- Dobre i to. Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnął się.
- A, bym zapomniał. Ostatnio po zmroku znikają ludzie, lepiej znajdźcie do tego czasu jakiś nocleg.
Mężczyzna nie żartował, dało się to wyczuć w jego głosie.
* ** * *
Kiedy przepytali kilkoro przechodni dowiedzieli się o tanim noclegu, na obrzeżach miasta. Jednak każdy z nich powtarzał to samo co mechanik.
Oboje szli w ciszy. Słychać było ćwierkanie ptaków, szum drzew, które rosły niedaleko. Po kilku minutach spaceru doszli na skraj miasteczka. Okazało się że jest to mały pensjonat, a właściciel jest zapalonym strzelcem. Storm rozmawiając z właścicielem dopytywał się jakim cudem ludzie znikają.
- Ludzie mówią, że w lesie pojawił się wilkołak.
- Wilkołak ?
- Pół człowiek i pół wilk. Wilkołak przemienia się co noc, a w czasie pełni ogarnia go morderczy szał, potężniejszy od zwykłego. Mają nie zwykły słuch i węch. Bardzo zwinnie polują na zarówno ludzi jak i zwierzęta. - oznajmiła Maya.
- Brawo dziewczynko. Ale chyba pańska siostrzyczka jest za mała na takie historie. - szepnął do Johnny'ego. - Wilkołaki to bestie. - Maya słysząc słowa właściciela fuknęła cicho, jednak na jego ręce ujrzała dziwny symbol. - Wybaczcie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, o to wasz pokój. - wskazał palcem i poszedł w kierunku schodów prowadzących na parter. Po chwili drzwi zamknęły się.
Johnny wzruszył rękoma i wszedł do pokoju. Pierwsze co go zaskoczyło to zapach. Zapach sierści.
- Tak jak myślałam. - usiadła na łóżku.
- Co masz na myśli ?
- Widziałeś symbol na dłoni pana Black'a ? Ma niewielki pentagram. Mówił, że widział wielkiego wilka w lesie który go podrapał, a mimo to nie ma żadnych zadrapań ani nawet blizn.
- Sądzisz, że jest on wilkołakiem o którym mówią ludzie ? - spojrzał na nią prostując się. Ta pokiwała głową. - Skoro tak, to chodźmy poszperać, może coś znajdziemy. Poza tym, ten odór przyprawia mnie o mdłości.
Przeszukali dyskretnie cały parter jak i piętro oraz wypytali nową pomocnicę o wilkołaka. Okazało się, że dziś musi zostać na noc, bo jej dom został spustoszony przez złodziei. Wracając po schodach do pokoju, Johnny zauważył zadrapania na końcu korytarza.
- Powinniśmy ostrzec tą dziewczynę ? - mruknął.
- Nie, nie uwierzy nam. Nas zna może godzinę, pana Black'a o wiele dłużej. - odparła wchodząc do pokoju. - Musimy poczekać do zmierzchu, wtedy się okaże czy mam rację.
Johnny wbiegł za nią do pokoju i zamknął drzwi.
* * * * *
Gdy nadszedł czas kolacji, zeszli na dół. Posiłek odbył się w ciszy, jedynie młoda pomocnica na koniec próbowała podjąć jakąś rozmowę. Na daremno jednak. Właściciel pensjonatu nie zwracał nawet uwagi. Maya zerknęła na niego kątem oka. Kiedy Clara zabrała się za czyszczenie starych talerzy, Derig zabrała szybko jeden z nich i podeszła z nim do Black'a. Ten widząc ją wzruszył tylko ramionami i przyglądał się dalej. Kiedy jednak ta wręczyła jemu talerz, mężczyzna szybko go wyrzucił i wydarł się na szmaragdo oką, po czym szybko wybiegł i zamknął się w swoim pokoju.
- B-Bardzo przepraszam. Nigdy tak się nie zachowywał. - przepraszała i kłaniała się młoda kobieta.
- Nic się nie stało...po prostu może miał stresujący dzień. - zaczął blond włosy zabierając Maye do pokoju. - My już pójdziemy na górę. - kiedy weszli do pokoju, Johnny zamknął drzwi na klucz i zerknął na dziewczynę. - To było ryzykowne.
- Tak, ale teraz wiemy, że jest wilkołakiem. A raczej opętanym przez niego.
- Opętanym ? Przecież wilkołaki nie są duchami.
- Masz rację, jednak w ludzkiej postaci nie zareagował by na srebro. Srebro osłabia wilkołaki,  a pentagram znajduje się na zewnętrznej stronie dłoni, a nie na wewnętrznej.
- Czyli...jedynym sposobem by wypędzić tego ducha wilkołaka jest zabicie żywiciela ?
- Poniekąd... - odparła.
* * * * *
Kiedy Słońce chowało się za horyzont, brązowooki czuł narastający nie pokój. Jednak gdy Słońce całkiem zaszło, a na nieboskłonie pojawił się w swej okazałości Księżyc, nie pokój nasilił się. Kilka minut później usłyszeli ciche warczenie i wycie wilka. Był to jasny i klarowny znak. Oboje o tym wiedzieli.
Mijały minuty, a kiedy zbliżała się godzina od zachodu Słońca, oboje usłyszeli krzyk.
- To Clara.! - krzyknął Johnny wybiegając z pokoju.
Zbiegłszy na parter, zobaczył poro zszarpywane ciało dziewczyny, a gdy stwór się odwrócił, w jego pysku zobaczył głowę jasnowłosej. Całe ciało wilkołaka było poplamione, lepkie i cuchnące od świeżej krwi. Mimo tego iż zapach krwi był wyraźny, czuć było też zgnilizną.
- C-Coś ty zrobił... - chłopak czuł jak całe jego ciało jest paraliżowane na widok rozszarpanego ciała. Bestia powoli zaczęła się zbliżać do blondyna, który kiedy tylko usłyszał krzyk Mayi ocknął się. Lykaon przyspieszył tempa. Storm szybko wyciągnął rewolwer i wycelował, jednak ten uskoczył. Młodzieniec wypuścił kilka naboi na darmo. Po kolejnej serii udało mu się trafić w nogę stwora, przez co ten zwolnił.
- Johnny, teraz.!
- Mhm. - skinął głową i wyciągnął z kieszeni klucz, chwytając Maye za talię i trzymając ją blisko. Przyłożył kluczyk do klatki dziewczyny, a jasne światełko rozbłysło. - Orzeźwiam się w spowitej mrokiem nocy. Skrywam za tarczą z błękitnego smoka, w koncentracji i skupieniu siłę swą gromadzę w sercu. W mglistym brzasku poranka rozbrzmiewa legenda o Bibliotece Czasu. - wilkołak skoczył ku nim, jednak Johnny był szybszy. Jasne światło oświetliło całe pomieszczenie, zmuszając potwora skryć się.
Kiedy światło zmalało, wokół Johnny'ego niczym tarcza krążyły różne Księgi Demonów, które zostały sprowadzone przez otwarcie bramy do Biblioteki Czasu i Przestrzeni, do Biblioteki Eikoku.
- ,,Przybędzie bohater z lśniącym mieczem. Z mieczem wykutym z czystego żelaza. Poskromi bestię, która zagnieździła się w nieszczęśniku." - Johnny czytając Księgę przyglądał się zwijającemu z bólu wilkołaki. W swojej głowie słyszał głos Mayi : ,,Czytaj dalej." - ,,Gdy ta próbując uciec, porzuci ciało swego żywiciela, blask srebra pozbawi ducha wilka mocy. Nieszczęśnik pozostanie nieświadom swych czynów, a bestia zamknięta tam gdzie jej miejsce."
Ponad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny zaczęła unosić się szarawa postać. Przyjęła postać wilka, który próbował się wyrwać z objęć słów. Jednak na darmo, został wciągnięty do Księgi Demonów. Księga zamknęła się, a pozostałe zniknęły. Natomiast obok chłopaka, stanęła nie wysoka zielonooka.
Pan Black leżał spokojnie na podłodze. Zupełnie jakby spał.
- Maya...czy on będzie pamiętał to co zrobił...? - spytał zmywając ślady krwi.
- Nie. Nie będzie pamiętał ani tego co robił, ani nas. Bedzie miał wrażenie że był to sen, koszmar. Co do Clary...będzie ją pamiętał jako niewinną dziewczynę. - mruknęła.
Skinął głową. Gdy uporał się z plamami krwi, zauważył że Słońce już wzeszło. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła ósma.
- Musimy iść, w każdej chwili może się obudzić pan Black.
Po cichu weszli na górę, zabrali plecak i wyszli z pensjonatu. Na szczęście mechanik miał już otwarty warsztat i skończył naprawiać ich samochód. Jednak gdy spytał ich o noc, Johnny lekko uśmiechnął się, miał nadzieję, że mężczyzna nie pozna, że jest sztuczny. Blondyn zapłacił, podziękował i pożegnał się.
Kiedy opuścili miasteczko, Maya spojrzała na niego.
- Ostrzegałam. Musisz być przygotowany na więcej takich widoków.
- Wiem...tylko, nie sądziłem, że tak to wszystko wygląda...

- Spokojnie, jestem przy tobie. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę. - mruknęła opierając głowę o jego ramię.

wtorek, 5 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.1)

Moja autorska praca, powstała w wyniku konkursu do szkoły :> 
Pomysł zaczerpnięty z anime/mangi Dantalian no Shoka.
______________________________________________________________
Wielka Brytania roku pańskiego 1890.
Mglisty Londyn powoli budził się do życia. Kiedy mieszkańcy miasta leniwie wstawali z łóżek, młody blondyn właśnie ubierał płaszcz i wychodził z mieszkania. Zamykając drzwi przypomniał sobie o pistolecie, który miał zabrać. Wolnym ruchem wszedł ponownie, wyjął pistolet i komody i opuścił dom. W ręce trzymał niewielką torbę, którą wrzucił na siedzenie pasażera w swoim samochodzie.
- Gdzie tak wcześnie się wybierasz młodzieńcze ? - blondyn odwrócił głowę w kierunku ciepłego kobiecego głosu.
- Witam, pani Holmes. - uśmiechnął się. Była to kobieta w starszym wieku, wieloletnia przyjaciółka jego rodziców. Mimo swojego wieku, była w świetnym stanie. Bujne siwe włosy ułożone w kok, a na głowie jasnoniebieska chusta, podarowana przez zmarłego męża. - Sprawy rodzinne wzywają.
- Prosiłam żebyś tak nie mówił. - odparła. - Dobrze, w takim razie nie zatrzymuję. Bezpiecznej drogi.
- Dobrze, pani Kristoff. - w rzeczy samej, ludzie którzy znali ją, często tak ją nazywali. Była osobą bardzo dokładną, przykładała dużą wagę do szczegółów i umiała znaleźć niekonwencjonalne rozwiązania. Dlatego przylgnął do niej przydomek znanego, fikcyjnego detektywa, Sherlock'a Holmes'a.
On ukłonił się grzecznie i ruszył ulicą przed siebie. Czekała go podróż do posiadłości, którą to wybudował jego dziadek. Ostatnią wolą Spencer'a Storm'a było to, by jego kochany wnuk zajął się domem. W testamencie, starzec napomknął o tajemnicach i skarbach, znajdujących się za ścianami posiadłości. Młody mężczyzna nie rozumiał, jaki skarb mógłby dziadek ukryć, ale postanowił spełnić wolę starca.
Posiadłość znajdowała się w oddalonej o około 60 km wsi.
* * * * *
Po jakiejś godzinie jazdy, w oddali można było dostrzec pierwsze wiejskie domy.
- Teraz w którą stronę... - mruknął rozglądając się.
Do mężczyzny podeszła młoda kobieta, ubrana w długi płaszcz.
- Zgubił się pan ?
- Można tak rzec...szukam posiadłości Spencer'a Storm'a. - gdy ciemnooki wspomniał nazwisko ,,Storm" zauważył jak kobietę przeszył dreszcz, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech. Kobieta wskazała ręką drogę, która wiodła przez las. Wspomniała, żeby lepiej nie zostawał tam na dłużej. Blondyn ukłonił się i odjechał. - Czyżby to co mówiono o dziadku to prawda..? I o co chodziło tej kobiecie...
Obecnie jechał wyboistą drogą pomiędzy drzewami. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma. Po kilku minutach, ujrzał wielkich rozmiarów budowle.
Podjechał pod bramę, która okazała się być lepiej zamknięta niż się spodziewał. Dwie kłódki, a do każdej inny klucz. Wyciągnął z kieszeni płaszcza cztery klucze, które były załącznikiem testamentu.
- Szkoda, że nie podpisane.. - mruknął, sprawdzając wielkość klucza do otworów w kłódkach.
Kiedy otworzył bramę, wjechał do środka. Zaparkował tuż przed drzwiami posiadłości, jednak przed tym, wrócił by zamknąć bramę wjazdową.
Tym samym sposobem otworzył drzwi do domu. Poczuł jak zimne powietrze obejmuje jego ciało. Kiedy po kilku sekundach przywykł do chłodu, postanowił przejść się po starej posiadłości. Po drodze znalazła lampę naftową. Zapalił ją i ruszył dalej, sprawdzając pokoje. W głowie ciągle zastanawiał się nad tym co mówił testament i kobieta we wsi. Kurczowo trzymając lampę szedł w głąb domu. Budynek został wzniesiony na początku XIX wieku, a dokładnie w 1815 roku. Rządzący wówczas król przyjaźnił się ze Spencer'em, a za jego zasługi w wojsku, dał mu ziemię, na której zbudował tą posiadłość. Kiedy dom był budowany, Spencer chciał żeby jego jedyny syn tu zamieszkał, jednak on postanowił odciąć się od ojca, który według niego był dziwakiem. Młody Storm przyjeżdżał tutaj, jednak gdy ludzie zaczęli gadać, że w tym domu dzieje się coś podejrzanego, jego ojciec zabronił mu jeździć do dziadka. Przez jakiś czas miał o to żal do ojca, jednak młodzieniec postanowił nie walczyć z ojcem.
 Stare drewniane deski leżące na podłodze trzeszczały kiedy blondyn stawiał kolejne kroki na przód. Po obejściu piętra, zszedł na dół. Rozglądając się po parterze ujrzał błysk. Podszedł bliżej do jego źródła. Okazało się że to promień słoneczny pada na klamkę od drzwi. Jednak klamkę nie pokrywał kurz. Wyciągnął pistolet i niepewnym, wolnym ruchem nacisnął na klamkę, popychając drzwi do przodu. Jednak były zamknięte. W tej chwili przypomniał sobie o ostatnim kluczyku. Wyciągnął go z kieszeni. Był mały i lekko zdobiony, wygrawerowany miał zegar. Włożył go w zamek, przekręcił. Zgrzyt zamka, który chował się w drzwi sprawił, że chłopak poczuł dreszcz podniecenia i niecierpliwości.
Czy to tutaj są te skarby ?! - To właśnie myślał.
Drzwi otworzyły się, a ten ostrożnie i powoli wszedł do środka.
- K-Książki...? To zwykła biblioteka... - jęknął pod nosem. - Gdzie te skarby schowałeś, dziadku ?
Kiedy rozczarowanie młodzieńca minęło, objechał wzrokiem pomieszczenie. Kilka regałów zapełnionych książkami po sam sufit. Na ziemi również leżało dużo książek, wyglądało to jakby ktoś je niedawno czytał. Mimo wszystko to co go zaskoczyło znajdowało się na środku pokoju. W samym sercu biblioteki znajdował się piedestał, a na nim natomiast leżał jakiś zwinięty, stary pergamin. Blond włosy postawił lampę na piedestale i oświetlił nim pergamin od tyłu. Uważnie przyjrzał się słowom zapisanym na nim.
- Łacina...? - po chwili zastanowienia postanowił przeczytać zawartość pergaminu. - Cae lie imam plati nor main. Tempo le imam celer or mint. Nihil dis scio Igo rina nis. Colle Sintac mi Scina cader plutien.
Po przeczytaniu ostatniego słowa zapisanego piórem, kawałek papieru zaczął lekko się błyszczeć. Mężczyzna odruchowo odrzucił go i wyciągnął zza pazuchy pistolet. Światło stawało się coraz jaśniejsze przez co przysłonił oczy ręką. Kiedy zabrał rękę z oczu nie było książek, ani pergaminu, ani nawet biblioteki.
Za plecami usłyszał dziecięcy śmiech. Znajomy głos. Nerwowo odwrócił się. Kiedy zobaczył siebie sprzed wielu lat oraz swoich rodziców, poczuł ból w klatce, jakby ktoś miażdżył mu płuca, chcąc dotrzec do serca.
- C-Co to ma być do cholery ?! To jakiś żart ?!
- Słowa mają moc. Szczególnie te, które mają coś wspólnego z Księgami Demonów.
Słysząc kolejny głos wymierzył pistolet w dal, gdzie widział kontury ciała. Postać stopniowo zbliżała się, a kiedy w końcu ją ujrzał, zdębiał. Była to bowiem ta sama osoba, która śniła mu się i której wisiał portret w jednym z pokoi.
- To jest sen, prawda ? - szepnął.
W tym samym momencie znowu rozbłysło światło. Mężczyzna nadal trzymając wymierzony pistolet przysłonił znów oczy.
Kiedy je otworzył znów znajdował się w bibliotece, lecz tym razem nie sam.
- Nazywam się Maya. A ty kim jesteś ? - dziewczyna spojrzała na niego, stojąc kilka kroków dalej.
- Jonathan Anthony Storm. Wnuk Spencer'a William'a Storm'a.
- Wnuk Spencer'a..? - jej oczy rozbłysły. - Może porozmawiajmy.
- Mam ci jedno do powiedzenia. Mianowicie, wyjdź z mojego domu. - rzekł stanowczym tonem.
- Ja mimo wszystko mam więcej do powiedzenia, więc wole zostać.
Odparła krótko i ruszyła w stronę drzwi. Johnny niepewnym krokiem ruszył za nią. Była niższa od niego o jakieś 40-50 cm. Ubrana w długa, ciemną spódnicę. Kruczoczarne włosy sięgały jej trochę poniżej pasa.
Kiedy weszli do salonu, ta wygodnie usadowiła się w fotel. Młody Storm zauważył, że to jedyne tak dobrze oświetlone miejsce w całym domu. Ogromne okno naprzeciwko wejścia wpuszczało pełno światła z zewnątrz, kiedy w innych pokojach nie było okien, albo było tylko jedno.
- A więc co tutaj robisz ? I skąd się tutaj wzięłaś ? Jesteś dzieckiem.
- Uwierz mi, jestem starsza nawet niż ten dom, ale po kolei. - Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem słysząc jej słowa, kiedy ta zmierzyła go wzrokiem, uspokoił się i usiadł naprzeciwko. - Mam na imię Maya. Tak naprawdę to nie jestem 100% dzieckiem. Jestem Derig'iem, czyli bramą do Biblioteki Eikoku, gdzie znajdują się zakazane Księgi Demonów.
- Czekaj. Chcesz mi wmówić, że demony żyją i stworzyły księgi ? Masz ciekawą wyobraźnie mała. - uśmiechnął się i pogładził ją po głowie. Ta odtrąciła jego rękę i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczami.
- Spoważniej. Widać, że ze Spencer'em jesteście rodziną. - warknęła. - Skoro to co mówię to nieprawda, to jak wytłumaczysz swoje wspomnienia w bibliotece i moje pojawienie się ? To że twój ojciec miał Spencer'a za dziwaka, nie znaczy, że musiałeś się go słuchać jak pies.
- Mimo że jesteś dziewczynką istnieją granice, których lepiej nie przekraczać jak i tematy których lepiej nie poruszać. - warknął patrząc na nią spod byka. Zielonooka otworzył usta, jednak po chwili dał sobie spokój. W pokoju nastała cisza. Po kilku minutach, przerwało ją burczenie brzucha Mayi. Johnny zwrócił swój wzrok na nią. - Może pójdziemy najpierw coś zjeść ? - uśmiechnął się łagodnie.
Ciemnowłosa pokiwała głową, wstała z fotela i z opuszczoną głową skierowała się do kuchni.
* * * * *
Po skończonym obiedzie, wygodnie usadowili się w salonie.
- Czyli podsumowując. Jesteś bramą do mitycznej Biblioteki Eikoku, gdzie znajdują się Księgi Demonów. Każda z Ksiąg opisuje jeden mit bądź legendę, która po przeczytaniu i po spełnieniu warunków przyzwania, ożywa. Księgi same w sobie nie przekraczają granic, chyba że inny Derig je tutaj sprowadzi. Zgadza się ? - podniósł filiżankę z herbatą cały czas obserwując swoją rozmówczynię. Ta tylko pokiwała głową i upiła herbatę. - Ponadto, mój dziadek był przez 15 lat twoim partnerem, a teraz ja nim jestem.
- Widze, że rozumiesz. Mimo to brakuje Ci czegoś. A mianowicie klucza. - odstawiła filiżankę.
- To mi go daj. - wzruszył ramionami.
- Kiedy dostaniesz klucz, połączy nas kontrakt. Nie ma możliwości by go zdjąć. Zostanie on zerwany przez śmierć - twoją lub moją. Chcesz tego nadal ?
- Skoro Strażników jest mało, bo każdy Derig woli się nie angażować w sprawy ludzi, a potwory z Ksiąg przedostają się korzystając z uczuć ludzi, to raczej nie mam wyjścia.
- Zupełnie jak Spencer... - westchnęła uśmiechając się delikatnie, po czym rzuciła w jego stronę klucz. - Mam tylko nadzieję, że nie masz fetyszu na punkcie małych dziewczynek.  - upiła łyk herbaty.
- O-Oczywiście, że nie.! Za kogo ty mnie masz ?! - krzyknął w jej stronę, lekko czerwieniąc się na twarzy.
Derig cicho zaczęła się śmiać, a po chwili wybuchła śmiechem widząc reakcję oburzonego młodego mężczyzny na jej wypowiedź. Storm widząc uśmiech na twarzy szmaragdo okiej również lekko się uśmiechnął, podpierając się ręką.

sobota, 5 sierpnia 2017

One-Shot - William & Dantalion (yaoi)

XIX-wieczna Anglia. Akademia. ~
Młody Twining wychodził właśnie z Kościoła, po krótkiej rozmowie z Kevin'em.
- Nikt nie pamięta Dantaliona ani pozostałych...tak jakby nie istnieli.. - mruknął zamykając kościelne drzwi. - A z resztą.! To były tylko irytujące demony.! - fuknął i szybkim krokiem podążył w stronę swojego pokoju.
Nagle blondyn upadł, a z kieszeni mundurka wypadł srebrny pierścień, który zatrzymał się przed czyimiś nogami.
- Powinieneś uważać, w końcu to rodzinna pamiątka.
William na chwilę zamarł. Niski i stanowczy głos, który znał. Wyciągnął w jego kierunku rękę, a ten powoli podniósł głowę, odsłaniając postać chłopaka.
- Dantalion.! - krzyknął ze zdziwienia i szczęścia, rzucając się na demona.
- W-William.. - szepnął zaskoczony Nefilim1. W momencie kiedy ten już chciał objąć młodego chłopaka, do prefekta dotarło ci się stało, po czym szybko odepchnął go od siebie. Wielki Książę był bliski spotkania z podłogą, jednak w ostatnim momencie odzyskał równowagę, a po chwili spojrzał na blondwłosego. - To Tak mnie witasz po tym jak posprzątałem bałagan, który zrobiłeś w Piekle ?!
- Nikt nie prosił cię o to.! - odparł, odwracając się do demona plecami. Starał się opanować.
- Spokojnie...jesteś realistą, nawet wielkie umysły miały w życiu pewne chwilę słabości. - myślał, próbując usprawiedliwiać się jak zawsze.
- W ramach przeprosin i podziękowań możesz mnie wybrać. - uśmiechnął się demon.
- Znowu zaczynasz ? - mruknął podirytowany.
- Spokojnie Twining, póki co nie musisz nikogo wybierać.
Słysząc kolejny znajomy głos spojrzał za siebie.
- Przewodniczący.!
- Echh...i nie wyszło.. - mruknął, zawiedziony czerwonooki.
Zielonooki zmierzył go wzrokiem, po czym wrócił do Piekielnego Dowódcy, Camio.
- Czemu nikt was nie pamięta ?
- Nie mamy po co tutaj być, skoro Jego Wysokość Lucyfer się obudził. To znaczy, że zarówno dla Piekła i Nieba nie masz aż takiej władzy. Przynajmniej do czasu.
- Czyli wrócicie do Piekła ? - mruknął Twining.
- Owszem. - odparł Camio, z takim samym poważnym wyrazem twarzy jak zwykle.
- Ja tu trochę zabawię jeszcze. - dopowiedział Huber, opierając sięo potomka Salomona. - Cieszysz się, William ? 
- Nie rób ze mnie podpórki, cholerny demonie.!! - krzyknął, uderzając czarnowłosego w głowę. - Mattaku2...jak mogłem zatęsknić za takim irytującym stworzeniem. - burknął, kierując się w stronę akademika świętego Jakuba.
W tym samym czasie, przez kościelne okno, wszystkiemu bacznie przyglądał się, młody ksiądz wraz ze swoim pomocnikiem.
- Książę Piekieł znowu się pojawił.
- Mhm..widzę.. - odparł spokojnym tonem mężczyzna.
 - Oby Panicz był bezpieczny... - pomyślał.
Kilka godzin później...
- Rozumiem, że jesteś Księciem i obecnie gościem..ale mógłbyś ruszyć się z mojego łóżka ?! - warknął Twining widząc jak Dantalion wygodnie leży na jego łóżku i czyta jakiś komiks. - Poza tym, skąd wytrzasnąłeś ten komiks ?
- Po primo, mówiłem, że zostanę. Mimo wszystko Niebo może chcieć wykorzystać to i porwać Cię, a potem zniewolić. - poważny ton demona zaskoczył realistę. - A po secundo, tęskniłeś ?
- A-Aho3.!! Za takim upierdliwym demonem kto by tęsknił.! - natychmiast odparł, lekko czerwieniąc się na twarzy. - Złaź z MOJEGO ŁÓŻKA.!!
Następnego dnia...
Przez cały poranek i popołudnie pogoda była pochmurna i burzowa. Po godzinie 14 krople deszczu zaczęły stukać w okna szkoły, przez co zajęcia sportowe zostały odwołane.
Pod koniec zajęć Twinig był całkiem zmęczony, więc myśl o tym, że zajęcia sportowe zostały odwołane poprawiał mu nastrój.
- Mam nadzieję, że nie obija się.. - mruknął, wkładając kluczyk do drzwi swojego pokoju. Kiedy otworzył je, wszedł do środka. Okazało się, że pomieszczenie było puste.
- Czyżby moja moc sprawiła, że zniknął ?! - myślał zachwycony. - Nie, jesteś realistą Wailliamie.! - dodał po chwili.
Deszcz coraz mocniej uderzał o okna. Prefekt przez chwilę przyglądał się jak krople szybko spływały, po czym ściągnął kamizelkę i skierował się do łazienki.
Położył rękę na klamce, lecz zanim zdążył na nią nacisnąć i popchnąć, same się otworzyły a chłopak stracił równowagę i poleciał do środka łazienki. Zamiast upaść na podłogę, poczuł czyjąś rękę na swoim brzuchu.
- William ? Co ty tu robisz ? - spytał kładąc ręce na jego barkach.
Chłopak spojrzał na twarz demona, po czym, nie wiedząc czemu, zniżył wzrok niżej, a kiedy zorientował się, że mężczyzna jest nagi, błyskawicznie obrócił się.
- C-Co ja tu robię ?! To moja łazienka, zboczony demonie.!! Ubierz się w coś. - dodał ciszej.
- Mhm...nie wolisz żeby tak zostało ? - wymruczał, obejmując delikatnie blondyna od tyłu. - Pewnie nie wiesz, ale umiem czytać w ludzkich myślach. - szepnął. - Nie pomyślałbym, że możesz o czymś takim pomyśleć. - dodał śmiejąc się cicho.
Zielonooki słuchając Hubera coraz bardziej czerwienił się na twarzy, a gdy ten skończył mówić, prefekt porządnie uderzył go w głowę.
- Nie czytaj moich myśli.! Masz się natychmiast ubrać.! - krzyknął, trzaskając drzwiami.
Potomek Salomona usiadł na łóżku i postanowił się uspokoić. Po kilku sekundach, Dantalion wyszedł z łazienki, Nie miał na sobie żadnych ubrań, poza ręcznikiem owiniętym wokół pasa. Roztrzepane i wilgotne włosy, umięśniona klatka.
Na twarzy Williama pojawił się lekki rumieniec, a kiedy Książę Piekieł zaczął się do niego zbliżać, czuł jak jego serce przyspiesza. Czarnowłosy oparł się rękoma o łóżku, sprawiając, że chłopak nie mógł się ruszyć.
- Może jednak chciałbyś żeby tamta myśl się spełniła ? - wyszeptał mu do ucha, wsuwając jedną rękę pod jego bluzkę.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Paniczu, mogę wejść ?
- K-Kevin ?!
- Wchodzę. - rzekł, pchając drzwi. Na łóżku siedział teraz tylko szmaragdooki.
- C-Co się stało ? - spytał, próbując zachowywać się naturalnie.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku, usłyszałem jakiś krzyk. Czemu kołdra ma takie wybrzuszenie ??
- A..a to...to tylko książki. Ha..haha...
- Cholerny anioł.! Wciął się w takim momencie... - myślał Dantalion, słysząc głos szkolnego proboszcza.
- Skoro wszystko w porządku, to w takim razie, dobranoc Paniczu. - uśmiechnął się, po czym wyszedł i zamknął drzwi.
- Oyasumi...
Młody Twining odczekał jeszcze chwilę i pozwolił czarnowłosemu wyjść spod kołdry.
- Prawie udusiłeś Wielkiego Księcia Piekła. - mówił co chwila łapiąc oddech. - Ale skoro już nikt nie przeszk-
- Nie. - odparł stanowczo blondyn, nie dając jemu dokończyć.
- C-Co takiego ? Przed chwilą przecież.. - odparł
- Chwila słabości. - stanowczo i szybko chciał zakończyć ten temat.
- Pff...najpierw napali, a terasz zostawia... - mruknął zawiedziony, jednak w momencie kiedy William chciał się do niego obrócić, ten chwycił go za ręce i pocałował. - Tym razem ci daruje, ale następnym razem już nie. - powiedział, kiedy położył głowę na jego ramieniu. Oboje byli cali czerwoni na twarzach.  - To teraz spać.! - dodał po chwili, kładąc się.
- Nie będziemy spać razem.! I nadal jesteś praktycznie nagi.! - warknął na demona, który szybkim ruchem chwycił go za ręce, którą opierał się i pociągnął do siebie, sprawiając, że William wleciał w niego.
- Też tęskniłem za tobą. - mruknął czerwonooki, opierając swoją głowę o jego.
________________________________________________________
Nefilim1 - określenie używane w przypadku demona, który będąc człowiekiem zawarł pakt z demonem i przybył do Piekła to swojej śmierci
Mattaku2 - jejku, rany, naprawdę, serio

Aho3 - głupek, idiota