Witam wszystkich 🔷
Nie dawno wróciłem z one-shot'em o Pokemon po dłuższej przerwie, myślałem, że wszystko jest okey, ale...jednak nie.
Bardzo dziękuje osobom, które czytały moje opowiadania i jednocześnie przepraszam was, bo póki co, niestety zawieszam bloga, nie wiem na jak długo.
Nie mam pomysłu by coś pisać, zmęczenie przez szkołę daje w kość często, przez co po prostu nie mam sił by regularnie coś wrzucać, a dodatkowo życie prywatne, które nie jest uporządkowane...
Jak coś, kiedyś napisze to pewnie wrzucę to tutaj, ale nie obiecuję.
Miejmy nadzieję, że ogarnę życie sobie i siły z pomysłami na pisanie wrócą, a tymczasem...
Do zobaczenia. 🌌
W poszukiwaniu własnego siebie
wtorek, 6 lutego 2018
sobota, 6 stycznia 2018
Pokemon - Powrót (cz.2)
- Ognisto latający ? Hm. - Ash zauważył lekki uśmiech na
twarzy swojego ojca. - Blastiose, dawaj. - W tym momencie na przeciw smoczego
Pokemona pojawiła się wielka skorupa, z której z otworów wysunęły się ręce,
nogi oraz głowa żółwiego stwora. -
Możesz zacząć. - odparł pewnym tonem.
- Grrr...Charizard. Ognisty Wir.! - smocze cielsko uniosło
się trochę powyżej podłoża i zionęła ognistymi okręgami więżąc tym samym
wodnego pokemona.
- Nie wiesz, że wodne Pokemony mają przewagę nad ognistymi ?
Blastiose, Szybki Zwrot. - po komendzie, żółw schował się do skorupy, a z
otworów zaczęło wydobywać się powietrze, wprawiając wielką skorupę w coraz
szybszy ruch. Po chwili po ognistym ataku nie było śladu, a Blastoise stanął na
nogach. - Armatka Wodna. - Żółwi Pokemon wypuścił w kierunku przeciwnika wielki
spiralny strumień wody.
- Charizard, unik.! - zręczne i szybkie ruchy pozwoliły z
łatwością uniknąć ataku, jednak w pewnym momencie, smok dostał atakiem w
skrzydło, tracąc równowagę lotu. - Niech to. - mruknął nastolatek.
- Pozwolisz, że ostudzę jego zapał ?
- Co ?
- Lodowy promień. - tym razem wodny stworek z ust stworzył
mroźne wiązki, które z wielką prędkość uderzyły w oba skrzydła smoka.
- Charizard.! - smok zniżył po raz kolejny lot i w znacznym
stopniu zwolnił, a po chwili opadł na ziemię, cicho sapiąc. - Khhh...Gniew
Smoka.! - Smok otworzył pysk i uformował kulę smoczej energii trafiając prosto
w twarz żółwiego stwora. - Mam cię, Charizard, Smoczy Ogon.! - szybki susem,
ognisty Pokemon znalazł się przy skorupie, zrobił wielki zamach ogonem i
uderzył w skorupę, odrzucając tym samym Pokemona kawałek dalej. - Hehe. - dodał
chłopak uśmiechając się.
- Pompa Wodna.
- Nie wierzę.! - spojrzał na mężczyznę, a potem na swojego
stworka. - Charizard, uni-
Zanim chłopak zdążył dokończyć polecenie, w pierś smoka
uderzyły dwa strumienie wodne wystrzelone z armatek przeciwnika.
- Za szybko spisałeś mojego pupila na straty. - dodał
mężczyzna. Smok próbował podnieść się z ziemi, jednak zdołał tylko spiorunować
mężczyznę wzrokiem, po czym opadł, nie zdolny do walki. - Choć przyznam, nie
widziałem tak silnego Charizard'a jak twój.
- To nie koniec. - czarnooki wyciągnął do przodu rękę z
Pokeball'em, a czerwona wiązka objęła smoka. - Odpocznij przyjacielu. Pikachu.
- stworek pokiwał głową i wbiegł na pole bitwy. Blastoise podszedł bliżej po
odepchnięciu po Smoczym Ogonie, lekko kulejąc.
- Wszystko dobrze, Blastoise ?
- Blast. - odparł Pokemon.
- Pikachu, Piorun.! - myszowaty Pokemon naładował się, po
czym wypuścił ze swojego ciała potężną wiązkę energii elektrycznej w kierunku
przeciwnika, sprawiając, że Blastoise padł na ziemie. - Mhm, świetnie Pikachu.
- krzyknął chłopak.
- Pika-chu. - odparł stworek.
- Szybki jest twój Pikachu. Może sprawdzimy który z naszych
Pokemonów jest szybszy ? - uśmiechnął się. - Scyther, do walki. - przed
trenerem pojawiła się ludzkich rozmiarów modliszka po czym wzbiła się w
powietrze. - Atak Furii.! - na komendę, modliszka podleciała ku niemu, atakując
ostrzami zamiast dłoni.
- Pikachu, uniki. - mały stworek posłusznie wykonał
polecenie szybko skacząc z miejsca na miejsce. - Stalowy Ogon.! - kiedy stworek
zyskał trochę miejsca dla siebie, jego ogon zaczął połyskiwać i uderzył nim w
głowę Scyther'a, przez co ten uderzył ciałem o ziemie. - A teraz,
Elektroakcja.! - Pikachu zaczął biec w stronę nieprzytomnego Pokemona robaka, a
jego ciało otoczyła elektryczność. Kiedy mysz uderzyła w robaka, poleciał on
kawałek dalej, będąc kompletnie nie zdolnym do kontynuacji.
- Sprytnie, ogłuszyć, a potem z pełną mocą zaatakować. -
Pokemon robak został odesłany do Pokeball'a. - Arcanine, pokaż na co cię stać.
- Pikachu, dasz radę walczyć ? - spojrzał na swojego
przyjaciela, natomiast ten pokiwał twierdząco łepkiem.
- Arcanine, Miotacz Płomieni.! - z pyska ognistego Pokemona
wyleciał intensywny strumień ognia na przeciwnika.
- Pikachu, odskocz.
- Chyba zrobił się trochę wolniejszy przez Elektroackje, mam
racje ?
/ - Zauważył, nie
dobrze. - pomyślał chłopak./
- Arcanine, w górę i Kieł Ognia.! - psi stworek skoczył ku
Pikachu, ugryzł małego Pokemona, a po chwili jego ciało zostało pochłonięte
przez płomienie, które wydobyły się z ust psa. Arcanine przerwał atak, i opadł
na ziemię, odkładając myszowatego Pokemon''a na podłoże.
- Pikachu.! - młody czarnowłosy podbiegł do niego. -
Wszystko w porządku, mały ?
- Pi-kaa... - odparł zmęczony Pokemon.
- To były świetne walki, odpocznij teraz. - położył go obok.
- Snorlax, liczę na ciebie.! - z Pokeball'a wyszedł ogromny niedźwiedź, który
opasłym ciałem stanął naprzeciwko psa. - Utwardzenie.! - dzięki temu
posunięciu, Snorlax zwiększył swoją obronę.
- Arcanine, Miotacz Płomieni. - psi Pokemon powtórzył swój
ruch, jednak na niebieskim niedźwiedziu nie zrobiło to wrażenia. - Jak to ?
Dostał bezpośredni atak.!
- Hm. Snorlax jest dobrze wytrenowany. Dawaj, Lodowa Pięść.!
- Niedźwiedź okulał na jedną nogę.
/ - Niech to, jednak
ten Miotacz Płomieni musiał być silniejszy niż myślałem. - pomyślał Ash./
- Snorlax, Odpoczynek. - ogromny stworek wykonał polecenie,
siadając na ziemi i zapadając w sen.
- Teraz mam szansę. Arcanine, wszystko w porządku ? - ognisty
stworek wrócił szybko na pole bitwy dając sygnał, że jest gotów. - Zakończmy
to, Gorący Podmuch.! - Pokemon otworzył pysk, formując biały płomień, po czym
uwolnił gorącą falę formując słup z niej. Jednak Snorlax zniknął. - Gdzie on
jest ?!
-Tak, liczyłem na to.
- Na co niby ? - odparł zdziwiony trener.
- Lunatykowanie. - odparł zadowolony Ash.
Oboje spojrzeli w górę, Snorlax właśnie leciał w kierunku
ziemi, tam gdzie stał Arcanine.
- Arcanine, szybko unik.! - zanim jednak zdołał w całości
zejść z pola ataku niedźwiedzia, jego tylnie łapy zostały uderzone łapą
Snorlax'a. Cicho pisnął z bólu. Kiedy kurz po ataku Snorlax'a opadł, Pokemon
pomimo Odpoczynku, nie był zdolny do dalszej walki.
Nastolatek podbiegł do przyjaciela. Pokemon jednak nie był
zadowolony z przegranej.
- W porządku Snorlax, pokazałeś na co cię stać. Następnym
razem, wygrasz.! - podparł na duchy swojego Pokemon'a, który uśmiechnął się i
polizał trenera.
Wszystko to obserwował z odległości jego ojciec.
- Masz bardzo dobre relacje ze swoimi Pokemon'ami, ten widok
cieszy mnie i to bardzo.
- A co z Arcanine ? - popatrzył na psiego Pokemon'a.
- W porządku.
- Dzięki za trening. - mruknął, chcąc odejść.
- Synku, poczekaj. - mężczyzna złapał go za ramię. - Nie
oczekuję, że razem z Delią wpadniecie w moje ramiona, nie oczekuję, że na
wstępnie nazwiesz mnie swoim tatą. Ale proszę, spróbuj mnie zaakceptować. Nie
było mnie przy tobie kiedy tego potrzebowałeś, chce to teraz naprawić. Daj mi
szansę. - kiedy skończył mówić, bacznie przyglądał się chłopcu i czekał na jego
reakcję. - Ash...
- Mime, mime. - usłyszeli głos Mr.Mime, który trzymając w
ręku łyżkę , pokazywał na środek domu. Chłopak ruszył w stronę domku.
- Echh...chodźmy Arcanine do Siostry Joy, opatrzy twoje
rany. - westchnął cicho.
- P-Poczekaj. - mruknął Ash. - Może...chcesz zjeść z nami
obiad. - spytał, lekko wstydząc się.
- Hmmm...z wielką chęcią. Dawno nie jadłem niczego co wyszło
by z pod rąk twojej mamy. - odparł zadowolony. - Naprawdę nie wiesz ile dla
mnie znaczy twoje i twojej mamy zdanie na mój temat. - dodał, kładąc dłoń na
ramieniu syna, po czym uśmiechnął się i wszedł do środka.
Do nóg chłopca podbiegł jego przyjaciel, zaczepiając łapką o
jego spodnie.
- W porządku Pikachu. - odparł. - Mimo że nie było
go...cieszę się, że teraz jest, nawet jeśli, zaraz znowu wyruszy. - elektryczny Pokemon wskoczył na jego brak i
jedną łapką wytarł spływającą łzę z jego twarzy. Chłopak przetarł oczy ręką i
wbiegł do domu zadowolony.
- Delio, prawie zapomniałem jak twoje jedzenie jest pyszne.
- przerwie między wkładaniem kolejnych porcji obiadu, zachwalał jej kuchnię.
- Cieszy mnie twój apetyt. - odparła kobieta.
- Zostaw trochę dla mnie sosu.! Oddaj chochlę.!! - Ash
kręcił się przy stole, przekrzykując cały harmider.
piątek, 5 stycznia 2018
Pokemon - Powrót (cz.1)
Region Kanto. Okolice miasta Alabastii.
Młody czarnowłosy chłopak zbliżał się do niewielkiego
miasteczka. Na jego ramieniu siedział i bacznie przyglądał się okolicy
niewielkich rozmiarów, żółty stworek.
Z drzewa na drzewo skakały małpy, a nad bujnymi, zielonymi
koronami latały stada ptaków.
- Jesteśmy w domu, Pikachu.
- Pikaa.. - mruknął stworek, czując na swojej głowie dłoń
trenera.
* * * * *
W rodzinnym domu, bardzo serdecznie powitała go matka wraz
ze swoim Pokemonem, który pomagał Delii w domu. Klaunopodobny stworek chodził z kuchni do pokoju i z
powrotem, kilkukrotnie niosąc w rękach talerze z jedzeniem.
- Jak minęła ci się podróż, synku ? Jak powrót ? -
wypytywała Delia, nie dając chłopakowi nawet chwili na zjedzenie posiłku.
- W porządku mamo. - odparł, kiedy przełknął jedzenie.
- A co z May i Max'em ? Myślałam, że zajrzysz z Brock'iem do
mnie.
- May postanowiła pojechać do Johto, Max wrócił do sali w Petalburg'u,
a Brock wrócił do siebie. Mamo chciałbym z tobą porozmawiać - odparł, kiedy
odsunął pusty talerz - ale profesor Oak chciał ze mną porozmawiać.
- M..rozumiem..chciałam tylko nacieszyć się tobą, tym, że
wróciłeś do domu. - odparła lekko zasmucona kobieta.
- Mime.. - dodał przyjaciel.
- Mamo, ja nie chc-
- Spokojnie, nic się nie stało synku. - przerwała synowi. -
Tylko wróć szybko. - dodała, uśmiechając się.
- Obiecuje. - odparł i chwytając za plecak wybiegł z domu w
kierunku wzgórza.
- Pikachu.. - elektryczna mysz podbiegła do nóg kobiety, a
ta spojrzała na niego łagodnie.
- Idź Pikachu.
Pokemon pokiwał tylko głową i wyskoczył z domu, pędząc za
trenerem. Gdy oboje wybiegli, Delia przymknęła drzwi i wzięła ze stołu kilka
pustych misek. Jak zwykle, Mr. Mime pośpieszył jej z pomocą.
- Nic się nie zmienił... - westchnęła brązowowłosa, zerkając
na zdjęcie na którym widniał sześcioletni czarnooki.
- Mime, mime. - odparł Pokemon, przytakując jej.
- No dobrze, trzeba wrócić do pracy. - chwytając za talerz
od swojego Pokemona usłyszała pukanie do drzwi. - Taak..już idę. - odparła.
Nacisnęła na klamkę łokciem, a kiedy drzwi się otworzyły, kobieta stanęła w
osłupieniu i upuściła talerze. - C-Co ty tu robisz...
* * * * *
Dochodziła godzina szesnasta.
Ash nadal był w Laboratorium profesora, który bacznie
przyglądał się Pokemonom złapanym w regionie Hoenn.
Sceptile, Corphish, Swellow, Torkoal, Glalie i Pikachu -
komplet Pokemonów przebywających z chłopakiem w lidze Hoenn.
- Naprawdę dobrze je wytrenowałeś chłopcze.
- C-Cieszy mnie to co pan mówi, profesorze. - wysapał
chłopak próbując uwolnić się z uścisku Muk'a. Po kilku ponownych próbach,
szlamisty stworek wypuścił swojego trenera z objęć. - Będę sie powoli zbierał,
obiecałem mamie, że szybko wrócę.
Charizard wraz ze Snorlax'em po jego słowach ruszyli ku
niemu.
- Chyba nie chcą się rozstać z tobą. - stwierdził starszy
mężczyzna.
- Widocznie, dawno nie było mnie przy was. - uśmiechnął się,
po czym stuknął każdego z nich Pokeball'ami. Kiedy schował Pokeball'e, pożegnał
się i wyszedł z Laboratorium.
* * * * *
- Szybciej Pikachu, jesteśmy prawie w domu.! - krzyknął
chłopak.
- Pika.! - odparł stworek, biegnąc za nim.
Gdy młody trener chwycił za klamkę, usłyszał kłótnię.
Myszowaty Pokemon zawarczał cicho, a Ash spiął się. Nie mógł usłyszeć co jest
powodem kłótni, ale dobrze słyszał damski i męski głos. Nie zwlekając ani
chwili dłużej z impetem otworzył drzwi do domu.
- Mama...co to za facet ? - spytał zdziwiony.
- Ash, synku...to jest... - kobieta spuściła głowę w dół,
chcąc ukryć smutek - twój tata... - wymruczała cicho, ledwo słyszalnie.
- T-Tata...? - głos chłopaka lekko zadrżał, do jego oczu
napłynęły łzy i czując to, szybko odwrócił się i wybiegł z domu. - Charizard -
rzucił Pokeball'em w górę, a kiedy smok pojawił się, wbiegł na niego - Szybko,
leć. - odparł.
Charizard zmieszany posłuchał trenera i wzbił się na jeszcze
wyższą wysokość. Pikachu w ostatniej chwili wskoczył na smoka, po czym ten
wielkim i silnym ruchem skrzydeł zaczął lecieć w kierunku lasu.
Tym czasem w domu, Delia pobiegła na piętro i zamknęła się w pokoju. Mężczyzna
został sam.
Myszowaty stworek siedział na głowie smoka, a Ash nie
odezwał się słowem od momentu kiedy polecił mu lecieć. Kiedy smok spostrzegł
polanę, postanowił obniżyć lot i wylądować tam. Ruch wielkich smoczych skrzydeł
poruszył trawę i wystraszył pobliskie, leśne stworki, które czym prędzej
pochowały w koronach drzew bądź pomiędzy nimi, w krzakach.
Ash powoli zsunął się ze smoczego cielska, bezwładnie
lądując obok niego.
- Mój tata...myślałem, że uciesze się z tego widoku...ale
nie mogłem... - szeptał do siebie.
Jeden z Pokeball'i otworzył się, a kiedy jasne światło
zniknęło, stał wielki niedźwiedź. Ash nie zareagował.
- Pikachu... - mruknął elektryczny Pokemon, podchodząc do
niego.
Wszystkie trzy Pokemony spojrzały na siebie, po czym
pokiwały głową. Snorlax położył się niedaleko Ash'a, Charizard chwycił go i
rzucił na cielsko żarłoka.
- C-Co wy robicie ? - ocknął się z dłuższego letargu.
- Pika. - odparł stworek, uśmiechając się do trenera i
wtulając się w niego.
- Pikachu...Snorlax, Charizard...dziękuje. - szepnął. -
Dziękuje, że jesteście ze mną. - po jego policzkach zleciała pojedyncza łza.
Snorlax podniósł się, trzymając swojego trenera w mocnym
uścisku.
- Snor...Snorlax... - wymruczał, po czym puścił młodego
czarnowłosego.
- Macie racje. Wracajmy do domu. - przetarł ręką oczy
uśmiechając się. Dotknął niedźwiedzia Pokeball'em po czym ten zniknął i wsiadł
na smoka.
Charizard zaryczał, rozjaśniając i zwiększając swój płomień
na końcu ogona, po czym potężnymi ruchami skrzydeł wzbił się w niebo.
* * * * *
W domu Delii i Ash'a, mężczyzna siedział w ogródku, a przy
jego boku dumnie Arcanine.
- No i teraz...czemu dziwi mnie reakcja Delii i Ash'a...zostawiłem
ich bez słowa kiedy wrócę, jestem żałosny. - westchnął i wstał na równe nogi. -
Nie ma sensu tak siedzieć, co nie ? - lekko się uśmiechnął, kiedy ognisty pies
podniósł głowę.
- Poczekaj.
- Ash, wróciłeś. - mężczyzna zrobił krok naprzód, ku
chłopcowi, jednak zatrzymał się, widząc agresywne zachowanie elektrycznego
Pokemona. - Rozumiem. - Arcanine bacznie przyglądał się, również warcząc. -
Spokojnie mały. - szepnął, głaszcząc
psowatego stworka.
Nastolatek na widok
mężczyzny poczuł się zdenerwowany, ale ze wszystkich sił opanował złość i
zwrócił wzrok ku niemu. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna z blizną na lewym
ramieniu. Krótkie spodnie i bluzka bez rękawków.
- Chcę z tobą walczyć.
- Co takiego ? - spytał, zdziwiony mężczyzna.
- To co słyszałeś. Chce stoczyć z tobą pojedynek.!
Mężczyzna opuścił głowę, uśmiechając się pod nosem.
- Jesteś tak samo zaborczy jak ja w twoim wieku. -
wyszeptał, po czym dumny podniósł głowę. - Zgadzam się na pojedynek, jakie
warunki ?
- Jeden na jeden, 3 rundy. Zmiana następuje po tym, gdy
któryś jest niezdolny do dalszej walki, pasuje ? - ojciec chłopaka nic nie
odpowiedział, tylko pokiwał głową, zgadzając się. Młody trener chwycił w dłoń
jeden z Pokeball'i. - Pokaż co potrafisz, Charizard.! - Jasne światło
rozjaśniło pole bitwy, a po chwili na zielonej trawie stanął Pokemon-smok.
poniedziałek, 1 stycznia 2018
Nieoczekiwana przerwa.
Yoooo.....witam wszystkich :D (o ile jeszcze ktoś tu zagląda ^^")
Na wstępie chciałbym bardzo przeprosić za tą przerwę, która była dość nieoczekiwana.
Powód był prostu, mianowicie miłość, a potem słaby humor po rozstaniu, ale to nie ważne.!
Dzisiaj jest Nowy Rok, i nie chce myśleć o tym ^^
Również mam pewien dylemat, na czym lepiej pisać, blogspot czy wattpad i muszę dojść, co będzie lepsze dla mnie i dla osób, które czytają.
Mam wiadomość taką, że wróciłem do pisania i mam prawie skończoną pracę o Pokemon, moim pierwszym (tak sądzę) anime. Postaram się skończyć jak najszybciej i wrzucić tutaj ;)
Jeszcze raz, gorąco przepraszam i proszę o cierpliwość do czasu aż dodam nowe historie ^^ z góry dziękuje.
I oczywiście, wszystkiego dobrego w 2018 roku :D
Haru :3
Na wstępie chciałbym bardzo przeprosić za tą przerwę, która była dość nieoczekiwana.
Powód był prostu, mianowicie miłość, a potem słaby humor po rozstaniu, ale to nie ważne.!
Dzisiaj jest Nowy Rok, i nie chce myśleć o tym ^^
Również mam pewien dylemat, na czym lepiej pisać, blogspot czy wattpad i muszę dojść, co będzie lepsze dla mnie i dla osób, które czytają.
Mam wiadomość taką, że wróciłem do pisania i mam prawie skończoną pracę o Pokemon, moim pierwszym (tak sądzę) anime. Postaram się skończyć jak najszybciej i wrzucić tutaj ;)
Jeszcze raz, gorąco przepraszam i proszę o cierpliwość do czasu aż dodam nowe historie ^^ z góry dziękuje.
I oczywiście, wszystkiego dobrego w 2018 roku :D
Haru :3
środa, 6 września 2017
Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.2)
Kolejnego dnia...
Promienie wschodzącego Słońca na niebo wdarły się przez okno
do pokoju mężczyzny. Wybrał sobie pokój, który kiedyś należał do niego. Zanim
od ojca jego własny syn odwrócił się i wyrzekł się go. Na ścianach wisiały
stare, lekko okurzone kartki, na których były różne rysunki z jego dziecięcych
lat. Pamiętał jak dziadek zachęcał go by mu coś namalował, a pomimo jego
sprzeciwów i twierdzeń ,,nie umiem malować" czy ,,będziesz się śmiał"
zawsze dawał się namówić. Dom ten, a w
szczególności ten pokój, sprawiało że coraz bardziej rozumiał ból Spencer'a,
który po prostu chronił rodzinę, a mimo to, został odrzucony.
Wpadające promienie, padały prosto na łóżko. Powolnym ruchem
zasłonił oczy ręką odrzucając kołdrę na bok.
- Cholera... - przeklął cicho pod nosem i zsunął rękę z
oczu, przecierając je.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Ospale
wstał z łóżka, chwycił ręcznik oraz ubrania leżące na krześle i skierował się
do łazienki. Kiedy ogarnął się, zszedł na parter posiadłości, uważając by nie
obudzić Mayi. W tej chwili przypomniało mu się, że jedynym miejscem, na którym
nie był, jest taras do którego wchodzi się z kuchni. Szybszym krokiem doszedł
do drzwi prowadzących na taras. Przekręcił klamkę i popchnął je. Świeże
powietrze poranka i zapach kwiatów sprawił, że chłopakowi ode chciało się
wyjeżdżać stąd.
- O, wstałeś. Dzień dobry. - usłyszał głos za plecami.
- Maya..? - odwrócił się powoli, jakby chciał się upewnić że
to ona. Westchnął cicho i uśmiechnął się. - Dzień dobry.
Achh...wygląda
zupełnie jak zwykłe dziecko, które czyta książkę. A mimo to jest, zupełnie
inna.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i przyjrzała się jemu.
Z jego postaci wzrok skierowała na kwiaty, a następnie jej zielone oczy znów
utkwiły na książce.
* * * * *
Stary zegar wiszący w salonie wybił godzinę 10:30. Od kiedy
Johnny wstał, Maya w domu pojawiała się tylko na chwilę, by pójść do biblioteki
i zabrać nowe książki. Pochłaniała je jak spragniony człowiek wodę.
- Maya, co tak cię wciągnęło w te książki ? - spytał
zaciekawiony opierając się o framugę drzwi i przyglądając kwiatom.
- Lubię książki, ich zapach, dotyk.
- Hah, w sumie, jesteś bramą do Eikoku. Nic dziwnego, że je
lubisz. - mruknął.
- Może nie wiesz, ale mimo bycia bramą, mam uczucia,
zupełnie jak człowiek. - fuknęła wymijając go z jedną z książek w rękach.
- C-Czekaj, nie o to mi chodziło. - odwrócił się szybko
próbując ją złapać, jednak ta była za daleko. Widział tylko szybko oddalającą
się niewielką postać o kruczoczarnych włosach. - Echh..spaprałem sprawę. -
puknął się w czoło.
Nagle blondyn doznał olśnienia. Wyszedł przed dom i szybszym
krokiem doszedł do auta. Wyciągnął z schowka nie dużą książkę, po czym wrócił z
powrotem do posiadłości. Skierował się w stronę biblioteki, a widząc zamknięte
drzwi zapukał.
- Chce pobyć sama, zostaw mnie. - usłyszał cichą odpowiedź, jednak zignorował
to i powoli otworzył drzwi. Maya siedziała pod jedyną pustą ścianą, a wokół
niej leżały książki. Z jej szmaragdowych oczu spływały pojedyncze łzy, które co
chwila wycierała rękawem sukni. - To głupie. Żyję tyle lat, a mimo to nadal
kiedy ktoś powie że jestem tylko bramą, zaczynam płakać. Powinnam do tego
przywyknąć, już nie raz w końcu to słyszałam... - brązowooki poczuł się głupio,
nie sądził, że aż tak źle to odbierze. Przykucnął przed nią i wysunął w jej
kierunku książkę, którą przyniósł.
- Dziadek mi ją kiedyś dał, pewnie jej nie czytałaś. -
uśmiechnął się. - Nie chciałem Cię urazić, naprawdę.
- A-Arigato... - mruknęła, biorąc z rąk chłopaka podarunek.
- ,,Arikatso"..? - spróbował powtórzyć przyglądając się
dziewczynie. Ta cicho się zaśmiała.
- A-ri-ga-to. To znaczy dziękuję, z japońskiego. Bycie bramą
ma zalety, znam sporo legend, tym samym języki i niektóre obyczaje, występujące
z krajów z których pochodzą. - uśmiechnęła się i wstała. - To co ? Zbieramy się
?
Młody Storm pokiwał głową i wyprostował nogi. Kiedy wyszli z
biblioteki, zamknął ją na klucz i wręczył czarnowłosej.
Maya wygodnie siedziała
już w aucie i czekała aż Johnny skończy pakować niewielkie zapasy
jedzenia oraz ubrania. Kiedy w końcu zobaczyła go, stał przed drzwiami
przyglądając się kluczowi do posiadłości. Zauważyła jak coś mówi pod nosem i
wkłada klucz do zamku. Wrzucił torbę na tył, zapalił silnik i wyjechał z
obszaru posiadłości.
Zielonooka nie pytała o to co mówił gdy zamykał posiadłość,
po kilku minutach drogi, wciągnęła się w świat, opisany w książce, którą
dostała od niego.
* * * * *
Po ponad 2-godzinnej jeździe, chłopak czuł jak samochód
stopniowo zwalnia. Kiedy wjeżdżali do niewielkiego miasteczka, pojazd zatrzymał
się i mimo starań chłopaka nie ruszył dalej. Johnny otworzył maskę auta i
przyjrzał się uważnie. Maya wyskoczyła z samochodu i stanęła obok niego.
- Wygląda na to, że to coś grubszego. - westchnął. - Musimy
znaleźć mechanika.
Czarnowłosa pokiwała głową.
Dość szybko znaleźli odpowiednią osobę, a w sumie to on
znalazł ich. Młody mężczyzna miał około 35 lat i kiedy napotkał ich na wjeździe
od razu zobaczył pod maskę. Zaproponował im naprawę.
- Jest jednak zła wiadomość, nie naprawię tego dzisiaj.
Muszę znaleźć część w innym mieście, bo u nas jej nie ma. Ale nie martwcie się,
jutro samochód powinien być gotowy. - oznajmił.
- Dobre i to. Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnął się.
- A, bym zapomniał. Ostatnio po zmroku znikają ludzie,
lepiej znajdźcie do tego czasu jakiś nocleg.
Mężczyzna nie żartował, dało się to wyczuć w jego głosie.
* ** * *
Kiedy przepytali kilkoro przechodni dowiedzieli się o tanim
noclegu, na obrzeżach miasta. Jednak każdy z nich powtarzał to samo co mechanik.
Oboje szli w ciszy. Słychać było ćwierkanie ptaków, szum
drzew, które rosły niedaleko. Po kilku minutach spaceru doszli na skraj
miasteczka. Okazało się że jest to mały pensjonat, a właściciel jest zapalonym
strzelcem. Storm rozmawiając z właścicielem dopytywał się jakim cudem ludzie
znikają.
- Ludzie mówią, że w lesie pojawił się wilkołak.
- Wilkołak ?
- Pół człowiek i pół wilk. Wilkołak przemienia się co noc, a
w czasie pełni ogarnia go morderczy szał, potężniejszy od zwykłego. Mają nie
zwykły słuch i węch. Bardzo zwinnie polują na zarówno ludzi jak i zwierzęta. -
oznajmiła Maya.
- Brawo dziewczynko. Ale chyba pańska siostrzyczka jest za
mała na takie historie. - szepnął do Johnny'ego. - Wilkołaki to bestie. - Maya
słysząc słowa właściciela fuknęła cicho, jednak na jego ręce ujrzała dziwny
symbol. - Wybaczcie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, o to wasz
pokój. - wskazał palcem i poszedł w kierunku schodów prowadzących na parter. Po
chwili drzwi zamknęły się.
Johnny wzruszył rękoma i wszedł do pokoju. Pierwsze co go
zaskoczyło to zapach. Zapach sierści.
- Tak jak myślałam. - usiadła na łóżku.
- Co masz na myśli ?
- Widziałeś symbol na dłoni pana Black'a ? Ma niewielki
pentagram. Mówił, że widział wielkiego wilka w lesie który go podrapał, a mimo
to nie ma żadnych zadrapań ani nawet blizn.
- Sądzisz, że jest on wilkołakiem o którym mówią ludzie ? -
spojrzał na nią prostując się. Ta pokiwała głową. - Skoro tak, to chodźmy
poszperać, może coś znajdziemy. Poza tym, ten odór przyprawia mnie o mdłości.
Przeszukali dyskretnie cały parter jak i piętro oraz
wypytali nową pomocnicę o wilkołaka. Okazało się, że dziś musi zostać na noc,
bo jej dom został spustoszony przez złodziei. Wracając po schodach do pokoju,
Johnny zauważył zadrapania na końcu korytarza.
- Powinniśmy ostrzec tą dziewczynę ? - mruknął.
- Nie, nie uwierzy nam. Nas zna może godzinę, pana Black'a o
wiele dłużej. - odparła wchodząc do pokoju. - Musimy poczekać do zmierzchu,
wtedy się okaże czy mam rację.
Johnny wbiegł za nią do pokoju i zamknął drzwi.
* * * * *
Gdy nadszedł czas kolacji, zeszli na dół. Posiłek odbył się
w ciszy, jedynie młoda pomocnica na koniec próbowała podjąć jakąś rozmowę. Na
daremno jednak. Właściciel pensjonatu nie zwracał nawet uwagi. Maya zerknęła na
niego kątem oka. Kiedy Clara zabrała się za czyszczenie starych talerzy, Derig
zabrała szybko jeden z nich i podeszła z nim do Black'a. Ten widząc ją wzruszył
tylko ramionami i przyglądał się dalej. Kiedy jednak ta wręczyła jemu talerz,
mężczyzna szybko go wyrzucił i wydarł się na szmaragdo oką, po czym szybko
wybiegł i zamknął się w swoim pokoju.
- B-Bardzo przepraszam. Nigdy tak się nie zachowywał. -
przepraszała i kłaniała się młoda kobieta.
- Nic się nie stało...po prostu może miał stresujący dzień.
- zaczął blond włosy zabierając Maye do pokoju. - My już pójdziemy na górę. -
kiedy weszli do pokoju, Johnny zamknął drzwi na klucz i zerknął na dziewczynę.
- To było ryzykowne.
- Tak, ale teraz wiemy, że jest wilkołakiem. A raczej
opętanym przez niego.
- Opętanym ? Przecież wilkołaki nie są duchami.
- Masz rację, jednak w ludzkiej postaci nie zareagował by na
srebro. Srebro osłabia wilkołaki, a
pentagram znajduje się na zewnętrznej stronie dłoni, a nie na wewnętrznej.
- Czyli...jedynym sposobem by wypędzić tego ducha wilkołaka
jest zabicie żywiciela ?
- Poniekąd... - odparła.
* * * * *
Kiedy Słońce chowało się za horyzont, brązowooki czuł
narastający nie pokój. Jednak gdy Słońce całkiem zaszło, a na nieboskłonie
pojawił się w swej okazałości Księżyc, nie pokój nasilił się. Kilka minut
później usłyszeli ciche warczenie i wycie wilka. Był to jasny i klarowny znak.
Oboje o tym wiedzieli.
Mijały minuty, a kiedy zbliżała się godzina od zachodu
Słońca, oboje usłyszeli krzyk.
- To Clara.! - krzyknął Johnny wybiegając z pokoju.
Zbiegłszy na parter, zobaczył poro zszarpywane ciało
dziewczyny, a gdy stwór się odwrócił, w jego pysku zobaczył głowę jasnowłosej.
Całe ciało wilkołaka było poplamione, lepkie i cuchnące od świeżej krwi. Mimo
tego iż zapach krwi był wyraźny, czuć było też zgnilizną.
- C-Coś ty zrobił... - chłopak czuł jak całe jego ciało jest
paraliżowane na widok rozszarpanego ciała. Bestia powoli zaczęła się zbliżać do
blondyna, który kiedy tylko usłyszał krzyk Mayi ocknął się. Lykaon przyspieszył
tempa. Storm szybko wyciągnął rewolwer i wycelował, jednak ten uskoczył.
Młodzieniec wypuścił kilka naboi na darmo. Po kolejnej serii udało mu się
trafić w nogę stwora, przez co ten zwolnił.
- Johnny, teraz.!
- Mhm. - skinął głową i wyciągnął z kieszeni klucz,
chwytając Maye za talię i trzymając ją blisko. Przyłożył kluczyk do klatki
dziewczyny, a jasne światełko rozbłysło. - Orzeźwiam
się w spowitej mrokiem nocy. Skrywam za tarczą z błękitnego smoka, w
koncentracji i skupieniu siłę swą gromadzę w sercu. W mglistym brzasku poranka
rozbrzmiewa legenda o Bibliotece Czasu. - wilkołak skoczył ku nim, jednak
Johnny był szybszy. Jasne światło oświetliło całe pomieszczenie, zmuszając
potwora skryć się.
Kiedy światło zmalało, wokół Johnny'ego niczym tarcza
krążyły różne Księgi Demonów, które zostały sprowadzone przez otwarcie bramy do
Biblioteki Czasu i Przestrzeni, do Biblioteki Eikoku.
- ,,Przybędzie bohater z lśniącym mieczem. Z mieczem wykutym
z czystego żelaza. Poskromi bestię, która zagnieździła się w
nieszczęśniku." - Johnny czytając Księgę przyglądał się zwijającemu z bólu
wilkołaki. W swojej głowie słyszał głos Mayi : ,,Czytaj dalej." - ,,Gdy ta
próbując uciec, porzuci ciało swego żywiciela, blask srebra pozbawi ducha wilka
mocy. Nieszczęśnik pozostanie nieświadom swych czynów, a bestia zamknięta tam
gdzie jej miejsce."
Ponad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny zaczęła unosić
się szarawa postać. Przyjęła postać wilka, który próbował się wyrwać z objęć
słów. Jednak na darmo, został wciągnięty do Księgi Demonów. Księga zamknęła
się, a pozostałe zniknęły. Natomiast obok chłopaka, stanęła nie wysoka
zielonooka.
Pan Black leżał spokojnie na podłodze. Zupełnie jakby spał.
- Maya...czy on będzie pamiętał to co zrobił...? - spytał
zmywając ślady krwi.
- Nie. Nie będzie pamiętał ani tego co robił, ani nas.
Bedzie miał wrażenie że był to sen, koszmar. Co do Clary...będzie ją pamiętał
jako niewinną dziewczynę. - mruknęła.
Skinął głową. Gdy uporał się z plamami krwi, zauważył że
Słońce już wzeszło. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła ósma.
- Musimy iść, w każdej chwili może się obudzić pan Black.
Po cichu weszli na górę, zabrali plecak i wyszli z
pensjonatu. Na szczęście mechanik miał już otwarty warsztat i skończył
naprawiać ich samochód. Jednak gdy spytał ich o noc, Johnny lekko uśmiechnął
się, miał nadzieję, że mężczyzna nie pozna, że jest sztuczny. Blondyn zapłacił,
podziękował i pożegnał się.
Kiedy opuścili miasteczko, Maya spojrzała na niego.
- Ostrzegałam. Musisz być przygotowany na więcej takich
widoków.
- Wiem...tylko, nie sądziłem, że tak to wszystko wygląda...
- Spokojnie, jestem przy tobie. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę.
- mruknęła opierając głowę o jego ramię.
wtorek, 5 września 2017
Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.1)
Moja autorska praca, powstała w wyniku konkursu do szkoły :>
Pomysł zaczerpnięty z anime/mangi Dantalian no Shoka.
______________________________________________________________
Wielka Brytania roku pańskiego 1890.
Mglisty Londyn powoli budził się do życia. Kiedy mieszkańcy
miasta leniwie wstawali z łóżek, młody blondyn właśnie ubierał płaszcz i
wychodził z mieszkania. Zamykając drzwi przypomniał sobie o pistolecie, który
miał zabrać. Wolnym ruchem wszedł ponownie, wyjął pistolet i komody i opuścił
dom. W ręce trzymał niewielką torbę, którą wrzucił na siedzenie pasażera w
swoim samochodzie.
- Gdzie tak wcześnie się wybierasz młodzieńcze ? - blondyn
odwrócił głowę w kierunku ciepłego kobiecego głosu.
- Witam, pani Holmes. - uśmiechnął się. Była to kobieta w
starszym wieku, wieloletnia przyjaciółka jego rodziców. Mimo swojego wieku,
była w świetnym stanie. Bujne siwe włosy ułożone w kok, a na głowie
jasnoniebieska chusta, podarowana przez zmarłego męża. - Sprawy rodzinne
wzywają.
- Prosiłam żebyś tak nie mówił. - odparła. - Dobrze, w takim
razie nie zatrzymuję. Bezpiecznej drogi.
- Dobrze, pani Kristoff. - w rzeczy samej, ludzie którzy
znali ją, często tak ją nazywali. Była osobą bardzo dokładną, przykładała dużą
wagę do szczegółów i umiała znaleźć niekonwencjonalne rozwiązania. Dlatego
przylgnął do niej przydomek znanego, fikcyjnego detektywa, Sherlock'a Holmes'a.
On ukłonił się grzecznie i ruszył ulicą przed siebie.
Czekała go podróż do posiadłości, którą to wybudował jego dziadek. Ostatnią
wolą Spencer'a Storm'a było to, by jego kochany wnuk zajął się domem. W
testamencie, starzec napomknął o tajemnicach i skarbach, znajdujących się za
ścianami posiadłości. Młody mężczyzna nie rozumiał, jaki skarb mógłby dziadek
ukryć, ale postanowił spełnić wolę starca.
Posiadłość znajdowała się w oddalonej o około 60 km wsi.
* * * * *
Po jakiejś godzinie jazdy, w oddali można było dostrzec
pierwsze wiejskie domy.
- Teraz w którą stronę... - mruknął rozglądając się.
Do mężczyzny podeszła młoda kobieta, ubrana w długi płaszcz.
- Zgubił się pan ?
- Można tak rzec...szukam posiadłości Spencer'a Storm'a. -
gdy ciemnooki wspomniał nazwisko ,,Storm" zauważył jak kobietę przeszył
dreszcz, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech. Kobieta wskazała ręką drogę, która
wiodła przez las. Wspomniała, żeby lepiej nie zostawał tam na dłużej. Blondyn
ukłonił się i odjechał. - Czyżby to co mówiono o dziadku to prawda..? I o co
chodziło tej kobiecie...
Obecnie jechał wyboistą drogą pomiędzy drzewami. Spojrzał na
zegarek. Dochodziła ósma. Po kilku minutach, ujrzał wielkich rozmiarów budowle.
Podjechał pod bramę, która okazała się być lepiej zamknięta
niż się spodziewał. Dwie kłódki, a do każdej inny klucz. Wyciągnął z kieszeni
płaszcza cztery klucze, które były załącznikiem testamentu.
- Szkoda, że nie podpisane.. - mruknął, sprawdzając wielkość
klucza do otworów w kłódkach.
Kiedy otworzył bramę, wjechał do środka. Zaparkował tuż
przed drzwiami posiadłości, jednak przed tym, wrócił by zamknąć bramę wjazdową.
Tym samym sposobem otworzył drzwi do domu. Poczuł jak zimne
powietrze obejmuje jego ciało. Kiedy po kilku sekundach przywykł do chłodu,
postanowił przejść się po starej posiadłości. Po drodze znalazła lampę naftową.
Zapalił ją i ruszył dalej, sprawdzając pokoje. W głowie ciągle zastanawiał się
nad tym co mówił testament i kobieta we wsi. Kurczowo trzymając lampę szedł w
głąb domu. Budynek został wzniesiony na początku XIX wieku, a dokładnie w 1815
roku. Rządzący wówczas król przyjaźnił się ze Spencer'em, a za jego zasługi w
wojsku, dał mu ziemię, na której zbudował tą posiadłość. Kiedy dom był
budowany, Spencer chciał żeby jego jedyny syn tu zamieszkał, jednak on
postanowił odciąć się od ojca, który według niego był dziwakiem. Młody Storm
przyjeżdżał tutaj, jednak gdy ludzie zaczęli gadać, że w tym domu dzieje się
coś podejrzanego, jego ojciec zabronił mu jeździć do dziadka. Przez jakiś czas
miał o to żal do ojca, jednak młodzieniec postanowił nie walczyć z ojcem.
Stare drewniane deski
leżące na podłodze trzeszczały kiedy blondyn stawiał kolejne kroki na przód. Po
obejściu piętra, zszedł na dół. Rozglądając się po parterze ujrzał błysk.
Podszedł bliżej do jego źródła. Okazało się że to promień słoneczny pada na
klamkę od drzwi. Jednak klamkę nie pokrywał kurz. Wyciągnął pistolet i
niepewnym, wolnym ruchem nacisnął na klamkę, popychając drzwi do przodu. Jednak
były zamknięte. W tej chwili przypomniał sobie o ostatnim kluczyku. Wyciągnął
go z kieszeni. Był mały i lekko zdobiony, wygrawerowany miał zegar. Włożył go w
zamek, przekręcił. Zgrzyt zamka, który chował się w drzwi sprawił, że chłopak
poczuł dreszcz podniecenia i niecierpliwości.
Czy to tutaj są te
skarby ?! - To właśnie myślał.
Drzwi otworzyły się, a ten ostrożnie i powoli wszedł do
środka.
- K-Książki...? To zwykła biblioteka... - jęknął pod nosem. -
Gdzie te skarby schowałeś, dziadku ?
Kiedy rozczarowanie młodzieńca minęło, objechał wzrokiem
pomieszczenie. Kilka regałów zapełnionych książkami po sam sufit. Na ziemi również
leżało dużo książek, wyglądało to jakby ktoś je niedawno czytał. Mimo wszystko
to co go zaskoczyło znajdowało się na środku pokoju. W samym sercu biblioteki
znajdował się piedestał, a na nim natomiast leżał jakiś zwinięty, stary
pergamin. Blond włosy postawił lampę na piedestale i oświetlił nim pergamin od
tyłu. Uważnie przyjrzał się słowom zapisanym na nim.
- Łacina...? - po chwili zastanowienia postanowił przeczytać
zawartość pergaminu. - Cae lie imam plati nor main. Tempo le imam celer or mint. Nihil dis scio Igo
rina nis. Colle Sintac mi Scina cader plutien.
Po przeczytaniu ostatniego słowa zapisanego piórem, kawałek
papieru zaczął lekko się błyszczeć. Mężczyzna odruchowo odrzucił go i wyciągnął
zza pazuchy pistolet. Światło stawało się coraz jaśniejsze przez co przysłonił
oczy ręką. Kiedy zabrał rękę z oczu nie było książek, ani pergaminu, ani nawet
biblioteki.
Za plecami usłyszał dziecięcy śmiech. Znajomy głos. Nerwowo
odwrócił się. Kiedy zobaczył siebie sprzed wielu lat oraz swoich rodziców, poczuł
ból w klatce, jakby ktoś miażdżył mu płuca, chcąc dotrzec do serca.
- C-Co to ma być do cholery ?! To jakiś żart ?!
- Słowa mają moc. Szczególnie te, które mają coś wspólnego z
Księgami Demonów.
Słysząc kolejny głos wymierzył pistolet w dal, gdzie widział
kontury ciała. Postać stopniowo zbliżała się, a kiedy w końcu ją ujrzał,
zdębiał. Była to bowiem ta sama osoba, która śniła mu się i której wisiał
portret w jednym z pokoi.
- To jest sen, prawda ? - szepnął.
W tym samym momencie znowu rozbłysło światło. Mężczyzna
nadal trzymając wymierzony pistolet przysłonił znów oczy.
Kiedy je otworzył znów znajdował się w bibliotece, lecz tym
razem nie sam.
- Nazywam się Maya. A ty kim jesteś ? - dziewczyna spojrzała
na niego, stojąc kilka kroków dalej.
- Jonathan
Anthony Storm. Wnuk Spencer'a William'a Storm'a.
- Wnuk Spencer'a..? - jej oczy rozbłysły. - Może
porozmawiajmy.
- Mam ci jedno do powiedzenia. Mianowicie, wyjdź z mojego
domu. - rzekł stanowczym tonem.
- Ja mimo wszystko mam więcej do powiedzenia, więc wole
zostać.
Odparła krótko i ruszyła w stronę drzwi. Johnny niepewnym
krokiem ruszył za nią. Była niższa od niego o jakieś 40-50 cm. Ubrana w długa,
ciemną spódnicę. Kruczoczarne włosy sięgały jej trochę poniżej pasa.
Kiedy weszli do salonu, ta wygodnie usadowiła się w fotel.
Młody Storm zauważył, że to jedyne tak dobrze oświetlone miejsce w całym domu.
Ogromne okno naprzeciwko wejścia wpuszczało pełno światła z zewnątrz, kiedy w
innych pokojach nie było okien, albo było tylko jedno.
- A więc co tutaj robisz ? I skąd się tutaj wzięłaś ? Jesteś
dzieckiem.
- Uwierz mi, jestem starsza nawet niż ten dom, ale po kolei.
- Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem słysząc jej słowa, kiedy ta zmierzyła go
wzrokiem, uspokoił się i usiadł naprzeciwko. - Mam na imię Maya. Tak naprawdę
to nie jestem 100% dzieckiem. Jestem Derig'iem, czyli bramą do Biblioteki
Eikoku, gdzie znajdują się zakazane Księgi Demonów.
- Czekaj. Chcesz mi wmówić, że demony żyją i stworzyły
księgi ? Masz ciekawą wyobraźnie mała. - uśmiechnął się i pogładził ją po
głowie. Ta odtrąciła jego rękę i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi
oczami.
- Spoważniej. Widać, że ze Spencer'em jesteście rodziną. -
warknęła. - Skoro to co mówię to nieprawda, to jak wytłumaczysz swoje
wspomnienia w bibliotece i moje pojawienie się ? To że twój ojciec miał
Spencer'a za dziwaka, nie znaczy, że musiałeś się go słuchać jak pies.
- Mimo że jesteś dziewczynką istnieją granice, których
lepiej nie przekraczać jak i tematy których lepiej nie poruszać. - warknął
patrząc na nią spod byka. Zielonooka otworzył usta, jednak po chwili dał sobie
spokój. W pokoju nastała cisza. Po kilku minutach, przerwało ją burczenie
brzucha Mayi. Johnny zwrócił swój wzrok na nią. - Może pójdziemy najpierw coś
zjeść ? - uśmiechnął się łagodnie.
Ciemnowłosa pokiwała głową, wstała z fotela i z opuszczoną
głową skierowała się do kuchni.
* * * * *
Po skończonym obiedzie, wygodnie usadowili się w salonie.
- Czyli podsumowując. Jesteś bramą do mitycznej Biblioteki
Eikoku, gdzie znajdują się Księgi Demonów. Każda z Ksiąg opisuje jeden mit bądź
legendę, która po przeczytaniu i po spełnieniu warunków przyzwania, ożywa.
Księgi same w sobie nie przekraczają granic, chyba że inny Derig je tutaj
sprowadzi. Zgadza się ? - podniósł filiżankę z herbatą cały czas obserwując
swoją rozmówczynię. Ta tylko pokiwała głową i upiła herbatę. - Ponadto, mój
dziadek był przez 15 lat twoim partnerem, a teraz ja nim jestem.
- Widze, że rozumiesz. Mimo to brakuje Ci czegoś. A
mianowicie klucza. - odstawiła filiżankę.
- To mi go daj. - wzruszył ramionami.
- Kiedy dostaniesz klucz, połączy nas kontrakt. Nie ma
możliwości by go zdjąć. Zostanie on zerwany przez śmierć - twoją lub moją.
Chcesz tego nadal ?
- Skoro Strażników jest mało, bo każdy Derig woli się nie
angażować w sprawy ludzi, a potwory z Ksiąg przedostają się korzystając z uczuć
ludzi, to raczej nie mam wyjścia.
- Zupełnie jak Spencer... - westchnęła uśmiechając się
delikatnie, po czym rzuciła w jego stronę klucz. - Mam tylko nadzieję, że nie
masz fetyszu na punkcie małych dziewczynek.
- upiła łyk herbaty.
- O-Oczywiście, że nie.! Za kogo ty mnie masz ?! - krzyknął
w jej stronę, lekko czerwieniąc się na twarzy.
Derig cicho zaczęła się śmiać, a po chwili wybuchła śmiechem
widząc reakcję oburzonego młodego mężczyzny na jej wypowiedź. Storm widząc
uśmiech na twarzy szmaragdo okiej również lekko się uśmiechnął, podpierając się
ręką.
sobota, 5 sierpnia 2017
One-Shot - William & Dantalion (yaoi)
XIX-wieczna Anglia. Akademia. ~
Młody Twining wychodził właśnie z Kościoła, po krótkiej
rozmowie z Kevin'em.
- Nikt nie pamięta Dantaliona ani pozostałych...tak jakby
nie istnieli.. - mruknął zamykając kościelne drzwi. - A z resztą.! To były
tylko irytujące demony.! - fuknął i szybkim krokiem podążył w stronę swojego
pokoju.
Nagle blondyn upadł, a z kieszeni mundurka wypadł srebrny
pierścień, który zatrzymał się przed czyimiś nogami.
- Powinieneś uważać, w końcu to rodzinna pamiątka.
William na chwilę zamarł. Niski i stanowczy głos, który
znał. Wyciągnął w jego kierunku rękę, a ten powoli podniósł głowę, odsłaniając
postać chłopaka.
- Dantalion.! - krzyknął ze zdziwienia i szczęścia, rzucając
się na demona.
- W-William.. - szepnął zaskoczony Nefilim1. W momencie kiedy ten już chciał objąć młodego
chłopaka, do prefekta dotarło ci się stało, po czym szybko odepchnął go od
siebie. Wielki Książę był bliski spotkania z podłogą, jednak w ostatnim
momencie odzyskał równowagę, a po chwili spojrzał na blondwłosego. - To Tak
mnie witasz po tym jak posprzątałem bałagan, który zrobiłeś w Piekle ?!
- Nikt nie prosił cię o to.! - odparł, odwracając się do demona
plecami. Starał się opanować.
- Spokojnie...jesteś
realistą, nawet wielkie umysły miały w życiu pewne chwilę słabości. -
myślał, próbując usprawiedliwiać się jak zawsze.
- W ramach przeprosin i podziękowań możesz mnie wybrać. -
uśmiechnął się demon.
- Znowu zaczynasz ? - mruknął podirytowany.
- Spokojnie Twining, póki co nie musisz nikogo wybierać.
Słysząc kolejny znajomy głos spojrzał za siebie.
- Przewodniczący.!
- Echh...i nie wyszło.. - mruknął, zawiedziony czerwonooki.
Zielonooki zmierzył go wzrokiem, po czym wrócił do
Piekielnego Dowódcy, Camio.
- Czemu nikt was nie pamięta ?
- Nie mamy po co tutaj być, skoro Jego Wysokość Lucyfer się
obudził. To znaczy, że zarówno dla Piekła i Nieba nie masz aż takiej władzy.
Przynajmniej do czasu.
- Czyli wrócicie do Piekła ? - mruknął Twining.
- Owszem. - odparł Camio, z takim samym poważnym wyrazem
twarzy jak zwykle.
- Ja tu trochę zabawię jeszcze. - dopowiedział Huber,
opierając sięo potomka Salomona. - Cieszysz się, William ?
- Nie rób ze mnie podpórki, cholerny demonie.!! - krzyknął,
uderzając czarnowłosego w głowę. - Mattaku2...jak
mogłem zatęsknić za takim irytującym stworzeniem. - burknął, kierując się w
stronę akademika świętego Jakuba.
W tym samym czasie, przez kościelne okno, wszystkiemu
bacznie przyglądał się, młody ksiądz wraz ze swoim pomocnikiem.
- Książę Piekieł znowu się pojawił.
- Mhm..widzę.. - odparł spokojnym tonem mężczyzna.
- Oby Panicz był bezpieczny... - pomyślał.
Kilka godzin później...
- Rozumiem, że jesteś Księciem i obecnie gościem..ale
mógłbyś ruszyć się z mojego łóżka ?! - warknął Twining widząc jak Dantalion
wygodnie leży na jego łóżku i czyta jakiś komiks. - Poza tym, skąd wytrzasnąłeś
ten komiks ?
- Po primo, mówiłem, że zostanę. Mimo wszystko Niebo może
chcieć wykorzystać to i porwać Cię, a potem zniewolić. - poważny ton demona
zaskoczył realistę. - A po secundo, tęskniłeś ?
- A-Aho3.!! Za
takim upierdliwym demonem kto by tęsknił.! - natychmiast odparł, lekko
czerwieniąc się na twarzy. - Złaź z MOJEGO ŁÓŻKA.!!
Następnego dnia...
Przez cały poranek i popołudnie pogoda była pochmurna i
burzowa. Po godzinie 14 krople deszczu zaczęły stukać w okna szkoły, przez co
zajęcia sportowe zostały odwołane.
Pod koniec zajęć Twinig był całkiem zmęczony, więc myśl o
tym, że zajęcia sportowe zostały odwołane poprawiał mu nastrój.
- Mam nadzieję, że nie obija się.. - mruknął, wkładając
kluczyk do drzwi swojego pokoju. Kiedy otworzył je, wszedł do środka. Okazało
się, że pomieszczenie było puste.
- Czyżby moja moc
sprawiła, że zniknął ?! - myślał zachwycony. - Nie, jesteś realistą Wailliamie.! - dodał po chwili.
Deszcz coraz mocniej uderzał o okna. Prefekt przez chwilę
przyglądał się jak krople szybko spływały, po czym ściągnął kamizelkę i
skierował się do łazienki.
Położył rękę na klamce, lecz zanim zdążył na nią nacisnąć i
popchnąć, same się otworzyły a chłopak stracił równowagę i poleciał do środka
łazienki. Zamiast upaść na podłogę, poczuł czyjąś rękę na swoim brzuchu.
- William ? Co ty tu robisz ? - spytał kładąc ręce na jego
barkach.
Chłopak spojrzał na twarz demona, po czym, nie wiedząc
czemu, zniżył wzrok niżej, a kiedy zorientował się, że mężczyzna jest nagi,
błyskawicznie obrócił się.
- C-Co ja tu robię ?! To moja łazienka, zboczony demonie.!!
Ubierz się w coś. - dodał ciszej.
- Mhm...nie wolisz żeby tak zostało ? - wymruczał, obejmując
delikatnie blondyna od tyłu. - Pewnie nie wiesz, ale umiem czytać w ludzkich
myślach. - szepnął. - Nie pomyślałbym, że możesz o czymś takim pomyśleć. -
dodał śmiejąc się cicho.
Zielonooki słuchając Hubera coraz bardziej czerwienił się na
twarzy, a gdy ten skończył mówić, prefekt porządnie uderzył go w głowę.
- Nie czytaj moich myśli.! Masz się natychmiast ubrać.! -
krzyknął, trzaskając drzwiami.
Potomek Salomona usiadł na łóżku i postanowił się uspokoić.
Po kilku sekundach, Dantalion wyszedł z łazienki, Nie miał na sobie żadnych
ubrań, poza ręcznikiem owiniętym wokół pasa. Roztrzepane i wilgotne włosy,
umięśniona klatka.
Na twarzy Williama pojawił się lekki rumieniec, a kiedy
Książę Piekieł zaczął się do niego zbliżać, czuł jak jego serce przyspiesza.
Czarnowłosy oparł się rękoma o łóżku, sprawiając, że chłopak nie mógł się
ruszyć.
- Może jednak chciałbyś żeby tamta myśl się spełniła ? -
wyszeptał mu do ucha, wsuwając jedną rękę pod jego bluzkę.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Paniczu, mogę wejść ?
- K-Kevin ?!
- Wchodzę. - rzekł, pchając drzwi. Na łóżku siedział teraz
tylko szmaragdooki.
- C-Co się stało ? - spytał, próbując zachowywać się
naturalnie.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku, usłyszałem
jakiś krzyk. Czemu kołdra ma takie wybrzuszenie ??
- A..a to...to tylko książki. Ha..haha...
- Cholerny anioł.!
Wciął się w takim momencie... - myślał Dantalion, słysząc głos szkolnego
proboszcza.
- Skoro wszystko w porządku, to w takim razie, dobranoc
Paniczu. - uśmiechnął się, po czym wyszedł i zamknął drzwi.
- Oyasumi...
Młody Twining odczekał jeszcze chwilę i pozwolił
czarnowłosemu wyjść spod kołdry.
- Prawie udusiłeś Wielkiego Księcia Piekła. - mówił co
chwila łapiąc oddech. - Ale skoro już nikt nie przeszk-
- Nie. - odparł stanowczo blondyn, nie dając jemu dokończyć.
- C-Co takiego ? Przed chwilą przecież.. - odparł
- Chwila słabości. - stanowczo i szybko chciał zakończyć ten
temat.
- Pff...najpierw napali, a terasz zostawia... - mruknął
zawiedziony, jednak w momencie kiedy William chciał się do niego obrócić, ten
chwycił go za ręce i pocałował. - Tym razem ci daruje, ale następnym razem już
nie. - powiedział, kiedy położył głowę na jego ramieniu. Oboje byli cali
czerwoni na twarzach. - To teraz spać.!
- dodał po chwili, kładąc się.
- Nie będziemy spać razem.! I nadal jesteś praktycznie
nagi.! - warknął na demona, który szybkim ruchem chwycił go za ręce, którą
opierał się i pociągnął do siebie, sprawiając, że William wleciał w niego.
- Też tęskniłem za tobą. - mruknął czerwonooki, opierając
swoją głowę o jego.
________________________________________________________
Nefilim1 - określenie
używane w przypadku demona, który będąc człowiekiem zawarł pakt z demonem i
przybył do Piekła to swojej śmierci
Mattaku2 - jejku,
rany, naprawdę, serio
Aho3 - głupek,
idiota
Subskrybuj:
Posty (Atom)