środa, 6 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.2)

Kolejnego dnia...
Promienie wschodzącego Słońca na niebo wdarły się przez okno do pokoju mężczyzny. Wybrał sobie pokój, który kiedyś należał do niego. Zanim od ojca jego własny syn odwrócił się i wyrzekł się go. Na ścianach wisiały stare, lekko okurzone kartki, na których były różne rysunki z jego dziecięcych lat. Pamiętał jak dziadek zachęcał go by mu coś namalował, a pomimo jego sprzeciwów i twierdzeń ,,nie umiem malować" czy ,,będziesz się śmiał" zawsze dawał się namówić. Dom ten,  a w szczególności ten pokój, sprawiało że coraz bardziej rozumiał ból Spencer'a, który po prostu chronił rodzinę, a mimo to, został odrzucony.
Wpadające promienie, padały prosto na łóżko. Powolnym ruchem zasłonił oczy ręką odrzucając kołdrę na bok.
- Cholera... - przeklął cicho pod nosem i zsunął rękę z oczu, przecierając je.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Ospale wstał z łóżka, chwycił ręcznik oraz ubrania leżące na krześle i skierował się do łazienki. Kiedy ogarnął się, zszedł na parter posiadłości, uważając by nie obudzić Mayi. W tej chwili przypomniało mu się, że jedynym miejscem, na którym nie był, jest taras do którego wchodzi się z kuchni. Szybszym krokiem doszedł do drzwi prowadzących na taras. Przekręcił klamkę i popchnął je. Świeże powietrze poranka i zapach kwiatów sprawił, że chłopakowi ode chciało się wyjeżdżać stąd.
- O, wstałeś. Dzień dobry. - usłyszał głos za plecami.
- Maya..? - odwrócił się powoli, jakby chciał się upewnić że to ona. Westchnął cicho i uśmiechnął się. - Dzień dobry.
Achh...wygląda zupełnie jak zwykłe dziecko, które czyta książkę. A mimo to jest, zupełnie inna.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i przyjrzała się jemu. Z jego postaci wzrok skierowała na kwiaty, a następnie jej zielone oczy znów utkwiły na książce.
* * * * *
Stary zegar wiszący w salonie wybił godzinę 10:30. Od kiedy Johnny wstał, Maya w domu pojawiała się tylko na chwilę, by pójść do biblioteki i zabrać nowe książki. Pochłaniała je jak spragniony człowiek wodę.
- Maya, co tak cię wciągnęło w te książki ? - spytał zaciekawiony opierając się o framugę drzwi i przyglądając kwiatom.
- Lubię książki, ich zapach, dotyk.
- Hah, w sumie, jesteś bramą do Eikoku. Nic dziwnego, że je lubisz. - mruknął.
- Może nie wiesz, ale mimo bycia bramą, mam uczucia, zupełnie jak człowiek. - fuknęła wymijając go z jedną z książek w rękach.
- C-Czekaj, nie o to mi chodziło. - odwrócił się szybko próbując ją złapać, jednak ta była za daleko. Widział tylko szybko oddalającą się niewielką postać o kruczoczarnych włosach. - Echh..spaprałem sprawę. - puknął się w czoło.
Nagle blondyn doznał olśnienia. Wyszedł przed dom i szybszym krokiem doszedł do auta. Wyciągnął z schowka nie dużą książkę, po czym wrócił z powrotem do posiadłości. Skierował się w stronę biblioteki, a widząc zamknięte drzwi zapukał.
- Chce pobyć sama, zostaw mnie.  - usłyszał cichą odpowiedź, jednak zignorował to i powoli otworzył drzwi. Maya siedziała pod jedyną pustą ścianą, a wokół niej leżały książki. Z jej szmaragdowych oczu spływały pojedyncze łzy, które co chwila wycierała rękawem sukni. - To głupie. Żyję tyle lat, a mimo to nadal kiedy ktoś powie że jestem tylko bramą, zaczynam płakać. Powinnam do tego przywyknąć, już nie raz w końcu to słyszałam... - brązowooki poczuł się głupio, nie sądził, że aż tak źle to odbierze. Przykucnął przed nią i wysunął w jej kierunku książkę, którą przyniósł.
- Dziadek mi ją kiedyś dał, pewnie jej nie czytałaś. - uśmiechnął się. - Nie chciałem Cię urazić, naprawdę.
- A-Arigato... - mruknęła, biorąc z rąk chłopaka podarunek.
- ,,Arikatso"..? - spróbował powtórzyć przyglądając się dziewczynie. Ta cicho się zaśmiała.
- A-ri-ga-to. To znaczy dziękuję, z japońskiego. Bycie bramą ma zalety, znam sporo legend, tym samym języki i niektóre obyczaje, występujące z krajów z których pochodzą. - uśmiechnęła się i wstała. - To co ? Zbieramy się ?
Młody Storm pokiwał głową i wyprostował nogi. Kiedy wyszli z biblioteki, zamknął ją na klucz i wręczył czarnowłosej.
Maya wygodnie siedziała  już w aucie i czekała aż Johnny skończy pakować niewielkie zapasy jedzenia oraz ubrania. Kiedy w końcu zobaczyła go, stał przed drzwiami przyglądając się kluczowi do posiadłości. Zauważyła jak coś mówi pod nosem i wkłada klucz do zamku. Wrzucił torbę na tył, zapalił silnik i wyjechał z obszaru posiadłości.
Zielonooka nie pytała o to co mówił gdy zamykał posiadłość, po kilku minutach drogi, wciągnęła się w świat, opisany w książce, którą dostała od niego.
* * * * *
Po ponad 2-godzinnej jeździe, chłopak czuł jak samochód stopniowo zwalnia. Kiedy wjeżdżali do niewielkiego miasteczka, pojazd zatrzymał się i mimo starań chłopaka nie ruszył dalej. Johnny otworzył maskę auta i przyjrzał się uważnie. Maya wyskoczyła z samochodu i stanęła obok niego.
- Wygląda na to, że to coś grubszego. - westchnął. - Musimy znaleźć mechanika.
Czarnowłosa pokiwała głową.
Dość szybko znaleźli odpowiednią osobę, a w sumie to on znalazł ich. Młody mężczyzna miał około 35 lat i kiedy napotkał ich na wjeździe od razu zobaczył pod maskę. Zaproponował im naprawę.
- Jest jednak zła wiadomość, nie naprawię tego dzisiaj. Muszę znaleźć część w innym mieście, bo u nas jej nie ma. Ale nie martwcie się, jutro samochód powinien być gotowy. - oznajmił.
- Dobre i to. Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnął się.
- A, bym zapomniał. Ostatnio po zmroku znikają ludzie, lepiej znajdźcie do tego czasu jakiś nocleg.
Mężczyzna nie żartował, dało się to wyczuć w jego głosie.
* ** * *
Kiedy przepytali kilkoro przechodni dowiedzieli się o tanim noclegu, na obrzeżach miasta. Jednak każdy z nich powtarzał to samo co mechanik.
Oboje szli w ciszy. Słychać było ćwierkanie ptaków, szum drzew, które rosły niedaleko. Po kilku minutach spaceru doszli na skraj miasteczka. Okazało się że jest to mały pensjonat, a właściciel jest zapalonym strzelcem. Storm rozmawiając z właścicielem dopytywał się jakim cudem ludzie znikają.
- Ludzie mówią, że w lesie pojawił się wilkołak.
- Wilkołak ?
- Pół człowiek i pół wilk. Wilkołak przemienia się co noc, a w czasie pełni ogarnia go morderczy szał, potężniejszy od zwykłego. Mają nie zwykły słuch i węch. Bardzo zwinnie polują na zarówno ludzi jak i zwierzęta. - oznajmiła Maya.
- Brawo dziewczynko. Ale chyba pańska siostrzyczka jest za mała na takie historie. - szepnął do Johnny'ego. - Wilkołaki to bestie. - Maya słysząc słowa właściciela fuknęła cicho, jednak na jego ręce ujrzała dziwny symbol. - Wybaczcie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, o to wasz pokój. - wskazał palcem i poszedł w kierunku schodów prowadzących na parter. Po chwili drzwi zamknęły się.
Johnny wzruszył rękoma i wszedł do pokoju. Pierwsze co go zaskoczyło to zapach. Zapach sierści.
- Tak jak myślałam. - usiadła na łóżku.
- Co masz na myśli ?
- Widziałeś symbol na dłoni pana Black'a ? Ma niewielki pentagram. Mówił, że widział wielkiego wilka w lesie który go podrapał, a mimo to nie ma żadnych zadrapań ani nawet blizn.
- Sądzisz, że jest on wilkołakiem o którym mówią ludzie ? - spojrzał na nią prostując się. Ta pokiwała głową. - Skoro tak, to chodźmy poszperać, może coś znajdziemy. Poza tym, ten odór przyprawia mnie o mdłości.
Przeszukali dyskretnie cały parter jak i piętro oraz wypytali nową pomocnicę o wilkołaka. Okazało się, że dziś musi zostać na noc, bo jej dom został spustoszony przez złodziei. Wracając po schodach do pokoju, Johnny zauważył zadrapania na końcu korytarza.
- Powinniśmy ostrzec tą dziewczynę ? - mruknął.
- Nie, nie uwierzy nam. Nas zna może godzinę, pana Black'a o wiele dłużej. - odparła wchodząc do pokoju. - Musimy poczekać do zmierzchu, wtedy się okaże czy mam rację.
Johnny wbiegł za nią do pokoju i zamknął drzwi.
* * * * *
Gdy nadszedł czas kolacji, zeszli na dół. Posiłek odbył się w ciszy, jedynie młoda pomocnica na koniec próbowała podjąć jakąś rozmowę. Na daremno jednak. Właściciel pensjonatu nie zwracał nawet uwagi. Maya zerknęła na niego kątem oka. Kiedy Clara zabrała się za czyszczenie starych talerzy, Derig zabrała szybko jeden z nich i podeszła z nim do Black'a. Ten widząc ją wzruszył tylko ramionami i przyglądał się dalej. Kiedy jednak ta wręczyła jemu talerz, mężczyzna szybko go wyrzucił i wydarł się na szmaragdo oką, po czym szybko wybiegł i zamknął się w swoim pokoju.
- B-Bardzo przepraszam. Nigdy tak się nie zachowywał. - przepraszała i kłaniała się młoda kobieta.
- Nic się nie stało...po prostu może miał stresujący dzień. - zaczął blond włosy zabierając Maye do pokoju. - My już pójdziemy na górę. - kiedy weszli do pokoju, Johnny zamknął drzwi na klucz i zerknął na dziewczynę. - To było ryzykowne.
- Tak, ale teraz wiemy, że jest wilkołakiem. A raczej opętanym przez niego.
- Opętanym ? Przecież wilkołaki nie są duchami.
- Masz rację, jednak w ludzkiej postaci nie zareagował by na srebro. Srebro osłabia wilkołaki,  a pentagram znajduje się na zewnętrznej stronie dłoni, a nie na wewnętrznej.
- Czyli...jedynym sposobem by wypędzić tego ducha wilkołaka jest zabicie żywiciela ?
- Poniekąd... - odparła.
* * * * *
Kiedy Słońce chowało się za horyzont, brązowooki czuł narastający nie pokój. Jednak gdy Słońce całkiem zaszło, a na nieboskłonie pojawił się w swej okazałości Księżyc, nie pokój nasilił się. Kilka minut później usłyszeli ciche warczenie i wycie wilka. Był to jasny i klarowny znak. Oboje o tym wiedzieli.
Mijały minuty, a kiedy zbliżała się godzina od zachodu Słońca, oboje usłyszeli krzyk.
- To Clara.! - krzyknął Johnny wybiegając z pokoju.
Zbiegłszy na parter, zobaczył poro zszarpywane ciało dziewczyny, a gdy stwór się odwrócił, w jego pysku zobaczył głowę jasnowłosej. Całe ciało wilkołaka było poplamione, lepkie i cuchnące od świeżej krwi. Mimo tego iż zapach krwi był wyraźny, czuć było też zgnilizną.
- C-Coś ty zrobił... - chłopak czuł jak całe jego ciało jest paraliżowane na widok rozszarpanego ciała. Bestia powoli zaczęła się zbliżać do blondyna, który kiedy tylko usłyszał krzyk Mayi ocknął się. Lykaon przyspieszył tempa. Storm szybko wyciągnął rewolwer i wycelował, jednak ten uskoczył. Młodzieniec wypuścił kilka naboi na darmo. Po kolejnej serii udało mu się trafić w nogę stwora, przez co ten zwolnił.
- Johnny, teraz.!
- Mhm. - skinął głową i wyciągnął z kieszeni klucz, chwytając Maye za talię i trzymając ją blisko. Przyłożył kluczyk do klatki dziewczyny, a jasne światełko rozbłysło. - Orzeźwiam się w spowitej mrokiem nocy. Skrywam za tarczą z błękitnego smoka, w koncentracji i skupieniu siłę swą gromadzę w sercu. W mglistym brzasku poranka rozbrzmiewa legenda o Bibliotece Czasu. - wilkołak skoczył ku nim, jednak Johnny był szybszy. Jasne światło oświetliło całe pomieszczenie, zmuszając potwora skryć się.
Kiedy światło zmalało, wokół Johnny'ego niczym tarcza krążyły różne Księgi Demonów, które zostały sprowadzone przez otwarcie bramy do Biblioteki Czasu i Przestrzeni, do Biblioteki Eikoku.
- ,,Przybędzie bohater z lśniącym mieczem. Z mieczem wykutym z czystego żelaza. Poskromi bestię, która zagnieździła się w nieszczęśniku." - Johnny czytając Księgę przyglądał się zwijającemu z bólu wilkołaki. W swojej głowie słyszał głos Mayi : ,,Czytaj dalej." - ,,Gdy ta próbując uciec, porzuci ciało swego żywiciela, blask srebra pozbawi ducha wilka mocy. Nieszczęśnik pozostanie nieświadom swych czynów, a bestia zamknięta tam gdzie jej miejsce."
Ponad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny zaczęła unosić się szarawa postać. Przyjęła postać wilka, który próbował się wyrwać z objęć słów. Jednak na darmo, został wciągnięty do Księgi Demonów. Księga zamknęła się, a pozostałe zniknęły. Natomiast obok chłopaka, stanęła nie wysoka zielonooka.
Pan Black leżał spokojnie na podłodze. Zupełnie jakby spał.
- Maya...czy on będzie pamiętał to co zrobił...? - spytał zmywając ślady krwi.
- Nie. Nie będzie pamiętał ani tego co robił, ani nas. Bedzie miał wrażenie że był to sen, koszmar. Co do Clary...będzie ją pamiętał jako niewinną dziewczynę. - mruknęła.
Skinął głową. Gdy uporał się z plamami krwi, zauważył że Słońce już wzeszło. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła ósma.
- Musimy iść, w każdej chwili może się obudzić pan Black.
Po cichu weszli na górę, zabrali plecak i wyszli z pensjonatu. Na szczęście mechanik miał już otwarty warsztat i skończył naprawiać ich samochód. Jednak gdy spytał ich o noc, Johnny lekko uśmiechnął się, miał nadzieję, że mężczyzna nie pozna, że jest sztuczny. Blondyn zapłacił, podziękował i pożegnał się.
Kiedy opuścili miasteczko, Maya spojrzała na niego.
- Ostrzegałam. Musisz być przygotowany na więcej takich widoków.
- Wiem...tylko, nie sądziłem, że tak to wszystko wygląda...

- Spokojnie, jestem przy tobie. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę. - mruknęła opierając głowę o jego ramię.

wtorek, 5 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.1)

Moja autorska praca, powstała w wyniku konkursu do szkoły :> 
Pomysł zaczerpnięty z anime/mangi Dantalian no Shoka.
______________________________________________________________
Wielka Brytania roku pańskiego 1890.
Mglisty Londyn powoli budził się do życia. Kiedy mieszkańcy miasta leniwie wstawali z łóżek, młody blondyn właśnie ubierał płaszcz i wychodził z mieszkania. Zamykając drzwi przypomniał sobie o pistolecie, który miał zabrać. Wolnym ruchem wszedł ponownie, wyjął pistolet i komody i opuścił dom. W ręce trzymał niewielką torbę, którą wrzucił na siedzenie pasażera w swoim samochodzie.
- Gdzie tak wcześnie się wybierasz młodzieńcze ? - blondyn odwrócił głowę w kierunku ciepłego kobiecego głosu.
- Witam, pani Holmes. - uśmiechnął się. Była to kobieta w starszym wieku, wieloletnia przyjaciółka jego rodziców. Mimo swojego wieku, była w świetnym stanie. Bujne siwe włosy ułożone w kok, a na głowie jasnoniebieska chusta, podarowana przez zmarłego męża. - Sprawy rodzinne wzywają.
- Prosiłam żebyś tak nie mówił. - odparła. - Dobrze, w takim razie nie zatrzymuję. Bezpiecznej drogi.
- Dobrze, pani Kristoff. - w rzeczy samej, ludzie którzy znali ją, często tak ją nazywali. Była osobą bardzo dokładną, przykładała dużą wagę do szczegółów i umiała znaleźć niekonwencjonalne rozwiązania. Dlatego przylgnął do niej przydomek znanego, fikcyjnego detektywa, Sherlock'a Holmes'a.
On ukłonił się grzecznie i ruszył ulicą przed siebie. Czekała go podróż do posiadłości, którą to wybudował jego dziadek. Ostatnią wolą Spencer'a Storm'a było to, by jego kochany wnuk zajął się domem. W testamencie, starzec napomknął o tajemnicach i skarbach, znajdujących się za ścianami posiadłości. Młody mężczyzna nie rozumiał, jaki skarb mógłby dziadek ukryć, ale postanowił spełnić wolę starca.
Posiadłość znajdowała się w oddalonej o około 60 km wsi.
* * * * *
Po jakiejś godzinie jazdy, w oddali można było dostrzec pierwsze wiejskie domy.
- Teraz w którą stronę... - mruknął rozglądając się.
Do mężczyzny podeszła młoda kobieta, ubrana w długi płaszcz.
- Zgubił się pan ?
- Można tak rzec...szukam posiadłości Spencer'a Storm'a. - gdy ciemnooki wspomniał nazwisko ,,Storm" zauważył jak kobietę przeszył dreszcz, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech. Kobieta wskazała ręką drogę, która wiodła przez las. Wspomniała, żeby lepiej nie zostawał tam na dłużej. Blondyn ukłonił się i odjechał. - Czyżby to co mówiono o dziadku to prawda..? I o co chodziło tej kobiecie...
Obecnie jechał wyboistą drogą pomiędzy drzewami. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma. Po kilku minutach, ujrzał wielkich rozmiarów budowle.
Podjechał pod bramę, która okazała się być lepiej zamknięta niż się spodziewał. Dwie kłódki, a do każdej inny klucz. Wyciągnął z kieszeni płaszcza cztery klucze, które były załącznikiem testamentu.
- Szkoda, że nie podpisane.. - mruknął, sprawdzając wielkość klucza do otworów w kłódkach.
Kiedy otworzył bramę, wjechał do środka. Zaparkował tuż przed drzwiami posiadłości, jednak przed tym, wrócił by zamknąć bramę wjazdową.
Tym samym sposobem otworzył drzwi do domu. Poczuł jak zimne powietrze obejmuje jego ciało. Kiedy po kilku sekundach przywykł do chłodu, postanowił przejść się po starej posiadłości. Po drodze znalazła lampę naftową. Zapalił ją i ruszył dalej, sprawdzając pokoje. W głowie ciągle zastanawiał się nad tym co mówił testament i kobieta we wsi. Kurczowo trzymając lampę szedł w głąb domu. Budynek został wzniesiony na początku XIX wieku, a dokładnie w 1815 roku. Rządzący wówczas król przyjaźnił się ze Spencer'em, a za jego zasługi w wojsku, dał mu ziemię, na której zbudował tą posiadłość. Kiedy dom był budowany, Spencer chciał żeby jego jedyny syn tu zamieszkał, jednak on postanowił odciąć się od ojca, który według niego był dziwakiem. Młody Storm przyjeżdżał tutaj, jednak gdy ludzie zaczęli gadać, że w tym domu dzieje się coś podejrzanego, jego ojciec zabronił mu jeździć do dziadka. Przez jakiś czas miał o to żal do ojca, jednak młodzieniec postanowił nie walczyć z ojcem.
 Stare drewniane deski leżące na podłodze trzeszczały kiedy blondyn stawiał kolejne kroki na przód. Po obejściu piętra, zszedł na dół. Rozglądając się po parterze ujrzał błysk. Podszedł bliżej do jego źródła. Okazało się że to promień słoneczny pada na klamkę od drzwi. Jednak klamkę nie pokrywał kurz. Wyciągnął pistolet i niepewnym, wolnym ruchem nacisnął na klamkę, popychając drzwi do przodu. Jednak były zamknięte. W tej chwili przypomniał sobie o ostatnim kluczyku. Wyciągnął go z kieszeni. Był mały i lekko zdobiony, wygrawerowany miał zegar. Włożył go w zamek, przekręcił. Zgrzyt zamka, który chował się w drzwi sprawił, że chłopak poczuł dreszcz podniecenia i niecierpliwości.
Czy to tutaj są te skarby ?! - To właśnie myślał.
Drzwi otworzyły się, a ten ostrożnie i powoli wszedł do środka.
- K-Książki...? To zwykła biblioteka... - jęknął pod nosem. - Gdzie te skarby schowałeś, dziadku ?
Kiedy rozczarowanie młodzieńca minęło, objechał wzrokiem pomieszczenie. Kilka regałów zapełnionych książkami po sam sufit. Na ziemi również leżało dużo książek, wyglądało to jakby ktoś je niedawno czytał. Mimo wszystko to co go zaskoczyło znajdowało się na środku pokoju. W samym sercu biblioteki znajdował się piedestał, a na nim natomiast leżał jakiś zwinięty, stary pergamin. Blond włosy postawił lampę na piedestale i oświetlił nim pergamin od tyłu. Uważnie przyjrzał się słowom zapisanym na nim.
- Łacina...? - po chwili zastanowienia postanowił przeczytać zawartość pergaminu. - Cae lie imam plati nor main. Tempo le imam celer or mint. Nihil dis scio Igo rina nis. Colle Sintac mi Scina cader plutien.
Po przeczytaniu ostatniego słowa zapisanego piórem, kawałek papieru zaczął lekko się błyszczeć. Mężczyzna odruchowo odrzucił go i wyciągnął zza pazuchy pistolet. Światło stawało się coraz jaśniejsze przez co przysłonił oczy ręką. Kiedy zabrał rękę z oczu nie było książek, ani pergaminu, ani nawet biblioteki.
Za plecami usłyszał dziecięcy śmiech. Znajomy głos. Nerwowo odwrócił się. Kiedy zobaczył siebie sprzed wielu lat oraz swoich rodziców, poczuł ból w klatce, jakby ktoś miażdżył mu płuca, chcąc dotrzec do serca.
- C-Co to ma być do cholery ?! To jakiś żart ?!
- Słowa mają moc. Szczególnie te, które mają coś wspólnego z Księgami Demonów.
Słysząc kolejny głos wymierzył pistolet w dal, gdzie widział kontury ciała. Postać stopniowo zbliżała się, a kiedy w końcu ją ujrzał, zdębiał. Była to bowiem ta sama osoba, która śniła mu się i której wisiał portret w jednym z pokoi.
- To jest sen, prawda ? - szepnął.
W tym samym momencie znowu rozbłysło światło. Mężczyzna nadal trzymając wymierzony pistolet przysłonił znów oczy.
Kiedy je otworzył znów znajdował się w bibliotece, lecz tym razem nie sam.
- Nazywam się Maya. A ty kim jesteś ? - dziewczyna spojrzała na niego, stojąc kilka kroków dalej.
- Jonathan Anthony Storm. Wnuk Spencer'a William'a Storm'a.
- Wnuk Spencer'a..? - jej oczy rozbłysły. - Może porozmawiajmy.
- Mam ci jedno do powiedzenia. Mianowicie, wyjdź z mojego domu. - rzekł stanowczym tonem.
- Ja mimo wszystko mam więcej do powiedzenia, więc wole zostać.
Odparła krótko i ruszyła w stronę drzwi. Johnny niepewnym krokiem ruszył za nią. Była niższa od niego o jakieś 40-50 cm. Ubrana w długa, ciemną spódnicę. Kruczoczarne włosy sięgały jej trochę poniżej pasa.
Kiedy weszli do salonu, ta wygodnie usadowiła się w fotel. Młody Storm zauważył, że to jedyne tak dobrze oświetlone miejsce w całym domu. Ogromne okno naprzeciwko wejścia wpuszczało pełno światła z zewnątrz, kiedy w innych pokojach nie było okien, albo było tylko jedno.
- A więc co tutaj robisz ? I skąd się tutaj wzięłaś ? Jesteś dzieckiem.
- Uwierz mi, jestem starsza nawet niż ten dom, ale po kolei. - Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem słysząc jej słowa, kiedy ta zmierzyła go wzrokiem, uspokoił się i usiadł naprzeciwko. - Mam na imię Maya. Tak naprawdę to nie jestem 100% dzieckiem. Jestem Derig'iem, czyli bramą do Biblioteki Eikoku, gdzie znajdują się zakazane Księgi Demonów.
- Czekaj. Chcesz mi wmówić, że demony żyją i stworzyły księgi ? Masz ciekawą wyobraźnie mała. - uśmiechnął się i pogładził ją po głowie. Ta odtrąciła jego rękę i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczami.
- Spoważniej. Widać, że ze Spencer'em jesteście rodziną. - warknęła. - Skoro to co mówię to nieprawda, to jak wytłumaczysz swoje wspomnienia w bibliotece i moje pojawienie się ? To że twój ojciec miał Spencer'a za dziwaka, nie znaczy, że musiałeś się go słuchać jak pies.
- Mimo że jesteś dziewczynką istnieją granice, których lepiej nie przekraczać jak i tematy których lepiej nie poruszać. - warknął patrząc na nią spod byka. Zielonooka otworzył usta, jednak po chwili dał sobie spokój. W pokoju nastała cisza. Po kilku minutach, przerwało ją burczenie brzucha Mayi. Johnny zwrócił swój wzrok na nią. - Może pójdziemy najpierw coś zjeść ? - uśmiechnął się łagodnie.
Ciemnowłosa pokiwała głową, wstała z fotela i z opuszczoną głową skierowała się do kuchni.
* * * * *
Po skończonym obiedzie, wygodnie usadowili się w salonie.
- Czyli podsumowując. Jesteś bramą do mitycznej Biblioteki Eikoku, gdzie znajdują się Księgi Demonów. Każda z Ksiąg opisuje jeden mit bądź legendę, która po przeczytaniu i po spełnieniu warunków przyzwania, ożywa. Księgi same w sobie nie przekraczają granic, chyba że inny Derig je tutaj sprowadzi. Zgadza się ? - podniósł filiżankę z herbatą cały czas obserwując swoją rozmówczynię. Ta tylko pokiwała głową i upiła herbatę. - Ponadto, mój dziadek był przez 15 lat twoim partnerem, a teraz ja nim jestem.
- Widze, że rozumiesz. Mimo to brakuje Ci czegoś. A mianowicie klucza. - odstawiła filiżankę.
- To mi go daj. - wzruszył ramionami.
- Kiedy dostaniesz klucz, połączy nas kontrakt. Nie ma możliwości by go zdjąć. Zostanie on zerwany przez śmierć - twoją lub moją. Chcesz tego nadal ?
- Skoro Strażników jest mało, bo każdy Derig woli się nie angażować w sprawy ludzi, a potwory z Ksiąg przedostają się korzystając z uczuć ludzi, to raczej nie mam wyjścia.
- Zupełnie jak Spencer... - westchnęła uśmiechając się delikatnie, po czym rzuciła w jego stronę klucz. - Mam tylko nadzieję, że nie masz fetyszu na punkcie małych dziewczynek.  - upiła łyk herbaty.
- O-Oczywiście, że nie.! Za kogo ty mnie masz ?! - krzyknął w jej stronę, lekko czerwieniąc się na twarzy.
Derig cicho zaczęła się śmiać, a po chwili wybuchła śmiechem widząc reakcję oburzonego młodego mężczyzny na jej wypowiedź. Storm widząc uśmiech na twarzy szmaragdo okiej również lekko się uśmiechnął, podpierając się ręką.

sobota, 5 sierpnia 2017

One-Shot - William & Dantalion (yaoi)

XIX-wieczna Anglia. Akademia. ~
Młody Twining wychodził właśnie z Kościoła, po krótkiej rozmowie z Kevin'em.
- Nikt nie pamięta Dantaliona ani pozostałych...tak jakby nie istnieli.. - mruknął zamykając kościelne drzwi. - A z resztą.! To były tylko irytujące demony.! - fuknął i szybkim krokiem podążył w stronę swojego pokoju.
Nagle blondyn upadł, a z kieszeni mundurka wypadł srebrny pierścień, który zatrzymał się przed czyimiś nogami.
- Powinieneś uważać, w końcu to rodzinna pamiątka.
William na chwilę zamarł. Niski i stanowczy głos, który znał. Wyciągnął w jego kierunku rękę, a ten powoli podniósł głowę, odsłaniając postać chłopaka.
- Dantalion.! - krzyknął ze zdziwienia i szczęścia, rzucając się na demona.
- W-William.. - szepnął zaskoczony Nefilim1. W momencie kiedy ten już chciał objąć młodego chłopaka, do prefekta dotarło ci się stało, po czym szybko odepchnął go od siebie. Wielki Książę był bliski spotkania z podłogą, jednak w ostatnim momencie odzyskał równowagę, a po chwili spojrzał na blondwłosego. - To Tak mnie witasz po tym jak posprzątałem bałagan, który zrobiłeś w Piekle ?!
- Nikt nie prosił cię o to.! - odparł, odwracając się do demona plecami. Starał się opanować.
- Spokojnie...jesteś realistą, nawet wielkie umysły miały w życiu pewne chwilę słabości. - myślał, próbując usprawiedliwiać się jak zawsze.
- W ramach przeprosin i podziękowań możesz mnie wybrać. - uśmiechnął się demon.
- Znowu zaczynasz ? - mruknął podirytowany.
- Spokojnie Twining, póki co nie musisz nikogo wybierać.
Słysząc kolejny znajomy głos spojrzał za siebie.
- Przewodniczący.!
- Echh...i nie wyszło.. - mruknął, zawiedziony czerwonooki.
Zielonooki zmierzył go wzrokiem, po czym wrócił do Piekielnego Dowódcy, Camio.
- Czemu nikt was nie pamięta ?
- Nie mamy po co tutaj być, skoro Jego Wysokość Lucyfer się obudził. To znaczy, że zarówno dla Piekła i Nieba nie masz aż takiej władzy. Przynajmniej do czasu.
- Czyli wrócicie do Piekła ? - mruknął Twining.
- Owszem. - odparł Camio, z takim samym poważnym wyrazem twarzy jak zwykle.
- Ja tu trochę zabawię jeszcze. - dopowiedział Huber, opierając sięo potomka Salomona. - Cieszysz się, William ? 
- Nie rób ze mnie podpórki, cholerny demonie.!! - krzyknął, uderzając czarnowłosego w głowę. - Mattaku2...jak mogłem zatęsknić za takim irytującym stworzeniem. - burknął, kierując się w stronę akademika świętego Jakuba.
W tym samym czasie, przez kościelne okno, wszystkiemu bacznie przyglądał się, młody ksiądz wraz ze swoim pomocnikiem.
- Książę Piekieł znowu się pojawił.
- Mhm..widzę.. - odparł spokojnym tonem mężczyzna.
 - Oby Panicz był bezpieczny... - pomyślał.
Kilka godzin później...
- Rozumiem, że jesteś Księciem i obecnie gościem..ale mógłbyś ruszyć się z mojego łóżka ?! - warknął Twining widząc jak Dantalion wygodnie leży na jego łóżku i czyta jakiś komiks. - Poza tym, skąd wytrzasnąłeś ten komiks ?
- Po primo, mówiłem, że zostanę. Mimo wszystko Niebo może chcieć wykorzystać to i porwać Cię, a potem zniewolić. - poważny ton demona zaskoczył realistę. - A po secundo, tęskniłeś ?
- A-Aho3.!! Za takim upierdliwym demonem kto by tęsknił.! - natychmiast odparł, lekko czerwieniąc się na twarzy. - Złaź z MOJEGO ŁÓŻKA.!!
Następnego dnia...
Przez cały poranek i popołudnie pogoda była pochmurna i burzowa. Po godzinie 14 krople deszczu zaczęły stukać w okna szkoły, przez co zajęcia sportowe zostały odwołane.
Pod koniec zajęć Twinig był całkiem zmęczony, więc myśl o tym, że zajęcia sportowe zostały odwołane poprawiał mu nastrój.
- Mam nadzieję, że nie obija się.. - mruknął, wkładając kluczyk do drzwi swojego pokoju. Kiedy otworzył je, wszedł do środka. Okazało się, że pomieszczenie było puste.
- Czyżby moja moc sprawiła, że zniknął ?! - myślał zachwycony. - Nie, jesteś realistą Wailliamie.! - dodał po chwili.
Deszcz coraz mocniej uderzał o okna. Prefekt przez chwilę przyglądał się jak krople szybko spływały, po czym ściągnął kamizelkę i skierował się do łazienki.
Położył rękę na klamce, lecz zanim zdążył na nią nacisnąć i popchnąć, same się otworzyły a chłopak stracił równowagę i poleciał do środka łazienki. Zamiast upaść na podłogę, poczuł czyjąś rękę na swoim brzuchu.
- William ? Co ty tu robisz ? - spytał kładąc ręce na jego barkach.
Chłopak spojrzał na twarz demona, po czym, nie wiedząc czemu, zniżył wzrok niżej, a kiedy zorientował się, że mężczyzna jest nagi, błyskawicznie obrócił się.
- C-Co ja tu robię ?! To moja łazienka, zboczony demonie.!! Ubierz się w coś. - dodał ciszej.
- Mhm...nie wolisz żeby tak zostało ? - wymruczał, obejmując delikatnie blondyna od tyłu. - Pewnie nie wiesz, ale umiem czytać w ludzkich myślach. - szepnął. - Nie pomyślałbym, że możesz o czymś takim pomyśleć. - dodał śmiejąc się cicho.
Zielonooki słuchając Hubera coraz bardziej czerwienił się na twarzy, a gdy ten skończył mówić, prefekt porządnie uderzył go w głowę.
- Nie czytaj moich myśli.! Masz się natychmiast ubrać.! - krzyknął, trzaskając drzwiami.
Potomek Salomona usiadł na łóżku i postanowił się uspokoić. Po kilku sekundach, Dantalion wyszedł z łazienki, Nie miał na sobie żadnych ubrań, poza ręcznikiem owiniętym wokół pasa. Roztrzepane i wilgotne włosy, umięśniona klatka.
Na twarzy Williama pojawił się lekki rumieniec, a kiedy Książę Piekieł zaczął się do niego zbliżać, czuł jak jego serce przyspiesza. Czarnowłosy oparł się rękoma o łóżku, sprawiając, że chłopak nie mógł się ruszyć.
- Może jednak chciałbyś żeby tamta myśl się spełniła ? - wyszeptał mu do ucha, wsuwając jedną rękę pod jego bluzkę.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Paniczu, mogę wejść ?
- K-Kevin ?!
- Wchodzę. - rzekł, pchając drzwi. Na łóżku siedział teraz tylko szmaragdooki.
- C-Co się stało ? - spytał, próbując zachowywać się naturalnie.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku, usłyszałem jakiś krzyk. Czemu kołdra ma takie wybrzuszenie ??
- A..a to...to tylko książki. Ha..haha...
- Cholerny anioł.! Wciął się w takim momencie... - myślał Dantalion, słysząc głos szkolnego proboszcza.
- Skoro wszystko w porządku, to w takim razie, dobranoc Paniczu. - uśmiechnął się, po czym wyszedł i zamknął drzwi.
- Oyasumi...
Młody Twining odczekał jeszcze chwilę i pozwolił czarnowłosemu wyjść spod kołdry.
- Prawie udusiłeś Wielkiego Księcia Piekła. - mówił co chwila łapiąc oddech. - Ale skoro już nikt nie przeszk-
- Nie. - odparł stanowczo blondyn, nie dając jemu dokończyć.
- C-Co takiego ? Przed chwilą przecież.. - odparł
- Chwila słabości. - stanowczo i szybko chciał zakończyć ten temat.
- Pff...najpierw napali, a terasz zostawia... - mruknął zawiedziony, jednak w momencie kiedy William chciał się do niego obrócić, ten chwycił go za ręce i pocałował. - Tym razem ci daruje, ale następnym razem już nie. - powiedział, kiedy położył głowę na jego ramieniu. Oboje byli cali czerwoni na twarzach.  - To teraz spać.! - dodał po chwili, kładąc się.
- Nie będziemy spać razem.! I nadal jesteś praktycznie nagi.! - warknął na demona, który szybkim ruchem chwycił go za ręce, którą opierał się i pociągnął do siebie, sprawiając, że William wleciał w niego.
- Też tęskniłem za tobą. - mruknął czerwonooki, opierając swoją głowę o jego.
________________________________________________________
Nefilim1 - określenie używane w przypadku demona, który będąc człowiekiem zawarł pakt z demonem i przybył do Piekła to swojej śmierci
Mattaku2 - jejku, rany, naprawdę, serio

Aho3 - głupek, idiota

środa, 5 lipca 2017

One-Shot - Sorey & Alisha ~

Hyland. Ladylake.~
Stolica królestwa Hylandu rozkwitała od kiedy pojawił się nowy Pasterz, który według legendy zawartej w Niebiańskich Kronikach miał zapobiec nieszczęściu i katastrofom, które nękały od niedawna wodne miasto. Na ulicach widniały flagi z złotym symbolem Czabana.
Atmosfera ta trwałą od czasu kiedy Sorey wyciągnął miecz strzeżony przez Panią Jeziora, czyli od blisko tygodnia.
Podziw i uwielbienie wśród ludzi nie sprawiało jednak, że Sorey zapominał choć na chwilę o Elizjum. Mimo przebywania wśród ludzi, czasem czuł się bardziej samotny niż wśród niewidocznych dla ludzkiego oka Serafinów. Spokój mógł znaleźć tylko przy boku księżniczki.
* * * * *
Obecnie Sorey udał się do pobliskiego lasu. Tęsknił za swoim domem, za bliskimi, mimo że inni nie mogli tego zobaczyć.
Słońce osiągało swój szczyt, powoli wdrapując się na samą górę nieboskłonu.
* * * * *
Po dwóch godzinach, Pasterz wrócił do Ladylake, a wraz z nim dwójka Serafinów, którzy mieli zamiar poszukać go.
Jadąc przez miasto, ludzie pozdrawiali go, kłaniając się co chwilę.
- Ci ludzie traktują cie prawie jak Boga, Sorey. - odezwał się w końcu niebiesko włosy Serafin.
- Tak.. - odparł, kłaniając się znowu, jako odpowiedź pewnej kobiety.
Lekko poruszył nogami, trącając nimi o boki konia, po czym ten powoli zaczął przyspieszać i mijać przechodniów. Po chwili Czaban był pod królewskim pałacem. Wszedł do pałacu i skierował się do pomieszczenia w którym księżniczka Hylandu spędzała najwięcej czasu. Po drodze do sali minął kilku strażników.
Gdy dotarł do drzwi, zapukał, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Była to bardziej biblioteka niż pokój Alishy. Pod ścianami stały regały z książkami, na przeciwko drzwi natomiast stało biurko, a za nim, rozciągało się wielkie okno ukazujące panoramę miasta.
- Sorey. - powitała go uśmiechem jasnowłosa.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
- Skądże. Coś sie stało ? - odparła.
Ten pokiwał przecząco głową. Blond włosa księżniczka poprosiła służkę o przyniesienie herbaty na pałacowy taras.
* * * * *
Po długiej i przyjemnej rozmowie w ogrodzie, Lailah zaproponowała aby poćwiczył. Kiedy Alisha nie mając nic przeciwko, wyraziła zgodę, Sorey wraz z Serafinem władającym ogniem wyszedł spod zadaszonej części. Stanął po środku i wyciągnął rękę ku niebu.
- Fethmus Mioma.! - po tych słowach, kilka centymetrów nad jego dłonią pojawił się magiczny krąg, który zaczął powoli się obniżać, otaczając sylwetkę brązowowłosego.
Po chwili, chłopak nie przypominał siebie sprzed paru sekund. Miał teraz długie, blond włosy spięte w kucyk, a na sobie biały kombinezon z czerwonymi dodatkami.  W dłoni dzierżył czerwono-złoty miecz, wokół którego tańczyły płomienie.
- Mikleo.! Możesz mnie zaatakować ?
- Yhm. - fioletowo oki szybkim susem skoczył ku niemu. Będąc w powietrzu, wyczarował swój kostur. - Twin Flow.! - bliźniacze strumienie wypłynęły z jego laski, kierując się ku Czabanowi.
Ten zaczął zręcznie odskakiwać bądź obijając jego atak mieczem.
- Fire Spin.! - kreśląc mieczem kółka, stworzył płonące dyski, które skierował ku Serafinowi wody.
* * * * *
Po około godzinnej walce, Sorey musiał zrobić sobie przerwę.
- Wszystko w porządku ? - spytała Alisha, pomagając podnieść się szmaragdookiemu.
- Tak... - westchnął.
- To z powodu obciążonego organizmu. Twoje ciało musi przywyknąć do Nieczystości oraz Armartyzacji. - objaśniła Laila.
- To znaczy, że Sorey obecnie nie może zawrzeć paktu z innymi Serafinami ? - spytał Mikleo, łapiąc chłopaka za drugą rękę i podnosząc go.
- Obecnie nie...jego organizm musi najpierw sie oswoić z tą mocą.
Kilka godzin później...
Zaczął zapadać zmierzch, następnie wieczór i noc. Młody Pasterz jeszcze dwukrotnie armartyzował z Lailą.
Dochodziła teraz północ, a mimo zmęczenia treningiem, zielonooki nie mógł zasnąć. Myślał o domu, o księżniczce Diphda.
Postanowił wyjść z pokoju. Starał się zachowywać jak najciszej, by nie obudzić dwójki śpiących przyjaciół. Gdy zamknął drzwi, stał chwilę nie wiedząc gdzie pójść, a chwilę później, udał się na taras.
Widok czystego, bezchmurnego nieba oraz Księżyca w całej swojej okazałości sprawił, że młody chłopak poczuł się cudownie.
- Dzisiaj pełnia, co ? - usłyszał głos zza pleców. - Tez nie możesz zasnąć ?
Brązowowłosy pokiwał głową, a Diphda podeszłą do barierki.
Nie rozmawiali.
Wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo i wsłuchiwali w nocną pieśń wiatru.
Jasnooka wzięła głęboki wdech.
- Sorey. - zaczęła. - Wiem, że nie znamy się długo, ale musze ci coś powiedzieć... - mruknęła.
- Ja też chce ci coś powiedzieć....jesteś pierwszym człowiekiem jakiego poznałem, cieszę się, że tak się stało. Bardzo sie przywiązałem do ciebie, i nie wiem czemu, ale przy tobie czuje się szczęśliwy, spokojny.

- Sorey... - jej oczy zaczęły się lekko szklić. - Ja czuję to samo. - powoli stanęła na palcach, zbliżając się do jego ust, po czym delikatnie dotknęła je swoimi.  Po chwili bycia w tej pozycji, Alisha zarumieniona, odsunęła się. - Kocham cię. ~

wtorek, 6 czerwca 2017

One-shot - Fairy Tail - Misja Lucy.~ (cz.2)

Cztery godziny później...
Kiedy Lucy dotarła do wschodniej granicy, czuła jak jest zmęczona. Długa podróż, zabawa z dziećmi i znowu podróż trwająca kilka godzin.
- Może i mogłam odpocząć... - mruknęła przystawiając przed wejściem do jaskiń. - No ale cóż, zaszłam tak daleko, to nie będę sie wracać.
Heartfilia weszła do tunelu jaskiń, które ciągnęły się do kolejnego, sąsiedniego królestwa. Powoli wchodziła coraz dalej, zagłębiając się w kręte, skalne tunele.
- Hime.
- Kyaa.!! - krzyknęła robiąc kilka kroków w przód, jednak po chwili otrząsnęła się. - V-Virgo..nie strasz mnie tak. - westchnęła.
- Pomyślałam, że dotrzymam ci towarzystwa. Nie zużywam twojej energii, więc nie ma problemu, prawda ?
Heartfilia uśmiechnęła się i pokiwała głową przytakując. Fakt, że Virgo tu jest, dodawał młodej kobiecie trochę otuchy.
* * * * *
Po niedługim spacerze, Panna zatrzymała się i przyjęła postawę obronną. Lucy również poczuła dziwną, magiczną aurę i chwyciła za swój bicz.
- Jest tu za ciemno...
Obie poczęły kierować się ku wyjściu, jednak zanim tam dotarły, ujrzały błysk jakby pazurów, a po chwili, Gwiezdny Duch zaczął znikać.
Blondynka ruszyła biegiem w stronę wejścia do jaskiń, zaciskając rękę na biczu. W momencie gdy opuściła sieć jaskiń, rozwinęła bicz.
- Eridanusu-za no Hoshi no Taiga1.!
Czarny bicz, zaczął teraz się wydłużać, a po chwili przypominał długi, podłużny strumień, migoczących światełek, które przypominały gwiazdy.
Zanim jednak zdarzyła się zamachnąć, z jaskini wyskoczył wróg. Teraz go widziała. Był to dość wysoki, szczupły, jasnoskóry mężczyzna, z długimi, srebrnymi włosami. W miejscu uszów, miał coś na kształt kocich, a za nim, Heartfilia dostrzegła wąski biało-czarny ogon. Kiedy przeciwnik opadł na ziemię, Lucy stała od niego kilka metrów. Miał na sobie błękitno-srebrne kimono, gdzie góra była luźno zawiązana. Na przedramieniu zauważyła jakiś symbol.
/- Wygląda trochę jak humanoidalny kot.../ - pomyślała
Lucy zakręciła kilka razy nadgarstkiem, wprawiając Gwiezdną Rzekę w ruch i nakierowując go na białowłosego. Ten niczym kot zrobił błyskawiczny unik.
Kolejne próby spalały na panewce, a ten szybko odskakując, oddalał się od niej. Był już oddalony od dziewczyny o jakieś kilkanaście metrów. Jednak Fleuve d'etoiles2 nadal był w stanie dosięgnąć wyglądem przypominającym tygrysa chłopaka. Brązowooka zamachnęła się i skierowała bicz w jego stronę.
- Jest.! - krzyknęła kiedy Fleuve d'etoiles oplótł nadgarstek wroga.
Złotooki chwycił bicz drugą ręką i pociągnął z całych sił, ciągnąc tym samym Heartfilie.
Ze zmęczenia dziewczyna poleciała do przodu kawałek, po czym szybko wypuściła magiczny przedmiot. Kiedy ten również wyrzucił za siebie bat, szybkim susem skoczył ku niej. Szczęśliwym trafem, dziewczynie udało się przeturlać kawałek dalej. Z pokrowca przyczepionego do pasa, wyciągnęła Złoty Klucz w kształcie topora.
- Hirake, Kingyuukyuu no Tobira, Taurus.! - nikłe światło zebrało się wokół klucza, a po chwili rozmyło się.
Kiedy Słońce zostało przysłonięte, dziewczyna przekręciła się znowu w bok, jednak ten szybkim ruchem chwycił ją za rękę, w której trzymała klucz Byka.
- Jesteś magiem Gwiez-
Zanim skończył mówić, odskoczył od niej. Fala ciepła po chwili przemknęła nad dziewczyną, mknąc niczym strzała.
- Żyjesz Lucy ?
Usłyszała głos za sobą, Znała ten ogień, ten głos. Szybko podniosła się z ziemi i spojrzała.
- N...Natsu... - jęknęła cicho, zbliżając ręce do twarzy. Widok chłopaka, który odszedł, zostawiając jedynie kartkę papieru. Miała go teraz przed sobą. Przydługa grzywka opadała, delikatnie przysłaniając ciemne oczy maga.
Różowo włosy podszedł do niej i położył dłoń na blondwłosach.
- Wybacz, że kazałem ci tyle czekać. - mruknął, a następnie skierował się ku przeciwnikowi. Po kilku krokach stanął, z zaciśniętych pięści wydobywały się pojedyncze iskry, które jakby chciały uciec przed płomieniami. - Karyuu no Hou...
- Czekaj. - mruknął pod nosem chłopak.
- Haaa...? - zdziwił sięNatsu. - Nie ma przerwy. Rudna druga. Karyuu no Kagitsume.! - Zabójca Smoków powoli zaczła biec w kierunku wroga, zbierając ogień w nogach.
Ten kilkoma szybkimi ruchami zbliżył się do niego od góry, przeskoczył nad nim i kopnął go w plecy.
- Jesteś magiem Gwiezdnych Duchów ? - spytał podchodząc spokojnie do brązowookiej.
Widząc jak Natsu szykuje się do kolejnego ataku, spojrzała na niego.
- Natsu, czekaj. - teraz spojrzała na sprawcę problemów. - Tak, nazywam się Lucy Heartfilia. A ty ?
- Bai Hu. Ale tutejsi ludzie nazywają mnie Tora. - mruknął. - Jesteś córką Cornelii Heartfilii ?
- Kogo ? - wtrącił się Smoczy Zabójca.
- To była moja prababcia.. - odparła. - Skąd ją znasz ?
- była moją przyjaciółką, a potem miała mój klucz.
- Klucz ? Jesteś Gwiezdnym Duchem ?? - ten tylko pokiwał głowa. - Srebrny czy brązowy ??
- Złoty. - odparł krótko.
- Jak to ?! - zdziwiła się Heartfilia.
- Jakby to ująć...są różne zestawy złotych kluczy. Te, które ty posiadasz, oraz te do których ja nalezę. Są one mniej znane. Cornelia, twoja prababcia, miała mnie i troje innych.
- Dlaczego nie ma o tym w żadnej księdze...moja mama pewnie o tym wiedziała, dlaczego mi nie powiedziała...?
- Lucy ? - po dłuższym milczeniu Natsu odezwał się.
- Spokojnie...wszystko jest okey. - uśmiechnęła się odwracając do chłopaka, na co ten, lekko odwzajemnił uśmiech.
- Prawie zapomniałem jaka ona piękna.. - mruknął pod nosem.
Uszy Ducha delikatnie się poruszyły.
- Mówiłeś coś Natsu ?
- Huh ? Nie, nic ważnego. - speszył się.
- Nie prawda. - Lucy i Natsu spojrzeli na jasnookiego. - Powiedział, że jesteś p-
W tym momencie Natsu zaczerwienił się i pędem rzucił na Bai Hu. Srebrnowłosy chciał się wyrwać, jednak Dragneel nie pozwalał mu, trzymając mocno i trzymając dłoń na jego ustach.
Walkę obojga przerwał nasilający się śmiech blondwłosej. Natsu z Bai Hu zmierzyli się wzrokiem, po czym znowu skierowali wzrok na Lucy, oboje uśmiechnięci.
* * * * *
Kiedy odchodzili od jaskiń, Gwiezdny Ducha zaczął smutnieć.
Będąc już znaczy kawałek drogi od nich, Lucy poczuła znajomą aurę.
- Tora. Możesz wyjść. - odezwała się i obróciła na pięcie. Chłopak w kimonie zeskoczył z korony drzewa i podszedł powoli. - Chcesz zostać moim przyjacielem ?
- Hai.! - wykrzyknął bez namysłu, jednak po chwili posmutniał ponownie. - Ale..nie wiem gdzie jest mój klucz. Niedawno jeden z magów walczył ze mną i wtedy mój klucz zginął...
- Znajdziemy go. - odezwał się Natsu.
- Tak, a ja nawet wiem gdzie. - Lucy wyciągnęła świstek papieru z kieszeni i pokazała go srebrnowłosemu. - To twój klucz ?
- Tak.
- Pewnie Hisui z tobą walczyła, i zabrała go myśląc, że go ukradłeś. - westchnęła dziewczyna.
- A więc, wracamy do Magnolii i do zamku Mercurius. - skomentował ciemnooki mag, szczerząc zęby do młodej Heartfilii. ~
_____________________________________________________________
1Eridanusu-za no Hoshi no Taiga - jest to pełna nazwa, czyli Rzeka Gwiazd z Gwiazdozbioru Erydanu

2Fleuve d'etoiles (franc.) - Rzeka Gwiazd

poniedziałek, 5 czerwca 2017

One-shot - Fairy Tail - Misja Lucy. ~ (cz.1)

Małe miasteczko na zachód od Magnolii. ~
- Hirake.! Shojokyuu no Tobira, Virgo.! - krzyknęła blondynka machając złotym kluczem. - Star Dress, Virgo.! - po chwili ze zwykłego ubrania, dziewczyna miała na sobie krótką czarno-białą sukienkę jak kelnerki oraz włosy spięte w dwa kucyki. Na ramieniu widniał znak Panny.
- Kelnereczka...hyhyhy... - wymruczał ochrypłym głosem człekopodobny stwór. Oblizał się jaszczurowatym językiem na widok skąpego stroju przeciwnika.
- Hime-sama. - szepnęła Virgo.
- Nie przemyślałam, że śluzowy potwór może mieć fetysz kelnerek... - westchnęła zrezygnowana.
* * * * *
W odbudowanej siedzibie gildii Fairy Tail jak zawsze tętniło życie. Mira wraz z mistrzem i Lisanną siedzieli przy barze.
Pozostali z członków siedzieli przy stołach i byli zajęci swoimi sprawami. Kilka osób zwróciło uwagę gdy brązowooka weszła do budynku gildii.
-  Lu-chan.! - uśmiechnięta niebiesko włosa podbiegła do blondynki. - Jak poszło na misji ?
- Użycie Virgo, przy potworze mającym fetysz kelnerki ? Słaby wybór....
- Hehe... - zaśmiała się cicho niższa dziewczyna.
- Ale ogółem dobrze, coraz lepiej i dłużej utrzymuję oraz kontroluję Star Dress.
Obie dziewczyny trochę porozmawiały, po czym Heartfilia pożegnała się i wyszła z budynku.
Wieczorem Lucy siedział w swoim mieszkaniu. Gdy zegar wybił dwudziestą pierwszą, blondynka właśnie siedziała przy swoim biurku nad swoją powieścią. Nadal pamiętała słowa pewnej osoby.
,,Gdy tylko skończysz pisać książkę, chcę być pierwszą osobą, która ją przeczyta. Nie ważne jak będzie źle napisana czy nudna.!"
Książka była skończona, jednak Natsu przy niej nie było....
Następnego dnia...
- Lu-chan.! - krzyknęła białowłosa widząc wchodzącą blondynkę do gildii. - Mam dla Ciebie ciekawą misję.
Brązowooka podeszła do baru i usiadła przy stole. Mirajane podała kartkę Heartfilii.
- Co to znaczy Mira ? - blondynka chwyciła kartkę papieru. - ,,W jaskiniach nieopodal wschodniej granicy Królestwa Fiore znaleziono dziwny klucz, emanujący silną magiczną energią. Od kiedy go znaleziono, dzieją się podejrzane rzeczy, a do jaskiń nie można nawet podejść, bo zostaje się zaatakowanym. Nikt mimo to nie może rozpoznać sprawcy. Osoba, która powstrzyma owe ataki zostanie nagrodzona." - przeczytała na głos.
- Nagroda jest od księżniczki Hisui.
- Nawet rodzina królewska się zainteresowała..? Chwila, Hisui też jest posiadaczką kluczy. Czemu sama się nie podjęła ?
- Dobre pytanie, Lucy.
- Chyba przejdę się do Zamku.
W momencie gdy blondynka chciała odejść od baru, jasnooka złapała ją za ramię.
- Lucy...nie musisz wykonywać misji sama. Masz przyjaciół, którzy się martwią i ci pomogą z chęcią.
- Wiem Mira. Ale tutaj, w tym przypadku, moja magia jest najskuteczniejsza. Poza tym...nie mam z kim ich wykonywać. Nie jestem w żadnej drużynie. - szepnęła i szybkim krokiem opuściła gildie.
- Lucy...  - Levy spojrzała na szybko wychodzącą Heartfilie, a potem na Mirajane.
Kiedy Hartfilia była prawie przy swoim mieszkaniu, zatrzymała się. Przetarła ręką oczy i spojrzała na swoją prawą rękę, na której widniał różowy emblemat wróżkowej gildii.
* * * * *
Kolejnego dnia o poranku, dziewczyna wybrała się w podróż do wschodnich jaskiń państwa.
Poprzedniego dnia była w zamku i rozmawiała z Hisui. Niewiele dowiedziała się od księżniczki Fiore.
- Skoro nawet władca nie wie co to za moc, to skąd ja mam wiedzieć ? - westchnęła dziewczyną idąc polną dróżką. - Niestety, żaden z Duchów się nie przyda, a jestem już zmęczona...jednak droga na pieszo to nie był dobry pomysł...
Jakiś czas później...
Po nie całych trzech godzinach, Heartfilia natrafiła na niewielką wioskę, w której postanowiła się zatrzymać i odpocząć.
Siedząc w karczmie, poczuła wzrok mężczyzny za barem na sobie. Czuła się dziwnie, jakby on nie chciał by tutaj była. Nagle poczuła jak coś ciągnie ją za tył bluzki. Kiedy się odwróciła, zobaczyła dwóję małych dzieci, a przed wejściem do karczmy kilkoro kolejnych.
- Jesteś magiem z Fairy Tail ? - zaczęła dziewczynka.
- Pobawisz się z nami ?? - spytał odważnie chłopczyk, przechodząc do sedna.
Blondynka lekko uśmiechnęła się, po czym pokiwała głową. Oboje krzyknęli zadowoleni i wybiegli z budynku do innych dzieci.
Niedaleko od lokalu, na polanie, zebrały się dzieci, a Lucy ciągnięta za ręce przez dwójkę dzieciaków szła. Kiedy w końcu tam doszła, dzieci zaczęły wypytywać ją o różne rzeczy. Między innymi o to, co tutaj robi, czy jaką włada magią.
- Co to Gwiezdne Duchy ? - spytała dziewczynka siedząca z tyłu.
- Hmmm...to istoty pochodzące ze Świata Gwiezdnych Duchów. Są ludzko podobnym przedstawieniem Znaków Zodiaku. Pokazać wam kilkoro z nich ? - po pytaniu dziewczyny, wszyscy popatrzyli po sobie, po czym zgodnie krzyknęli. - Tak myślałam. - uśmiechnęła się i chwyciła w dłoń dwa Złote Klucze i jeden Srebrny. -Hirake.! Shishikyuu no Tobira, Loki.! Hirake.! Shojokyuu no Tobira, Virgo.! Hirake.! Koinuza no Tobira, Nikora.! - po wypowiedzeniu zaklęć, wzbił się obłok dymu, a gdy opadł, dzieci zobaczyły przed sobą trzy Gwiezdne Duchy.
- Waaa... - oczy dzieciaków zaczęły błyszczeć.
Uwagę Lucy przykuł jeden chłopiec, który stał nie wzruszony.
- Widziałeś już Gwiezdne Duchy ? - podeszła do niego.
- Tak. Mój starszy brat też takie ma, choć jego są fajniejsze. - burknął.
- Twój brat również jest magiem Gwiezdnych Duchów ? A umie zrobić tak ? - wszystkie obecne Gwiezdne Duchy zniknęły, Lucy wzięła głęboki wdech, po czym wzięła do dłoni klucz Raka. - Hirake.! Kyokaikyuu no Tobira, Cancer.! Star Dress, Cancer.!!
Po chwili, Lucy miała na sobie krótkie, japońskie kimono w jasnych kolorach, gdzie przeważała czerwień. Włosy spięte w dwa kuce, a w dłoniach trzymała dwa ostrza, przypominające oddzielone od siebie ostrza nożyczek. Na klatce piersiowej widniał znak Cancer'a.
Wszystkie dzieci były zaskoczone i radosne, nawet brunet, który wcześniej wyśmiał jej ,,oryginalną" magię.
- Mimo wszystko, mój brat ma lepsze Gwiezdne Duchy.!
- Naprawdę ? A jakie posiada ? - spytała dziewczyna przyglądając się chłopcu.
- Hmmm...Węża, Konia i Krowę. - wyliczył na placach.
Dziewczyna lekko się zdziwiła. Usłyszała głos Cancer'a w swojej głowie.
/- Nie możliwe.! Ty posiadasz Sagittarius'a, Taurus'a-ebi. Ophiuchus ma Yukino-sama-ebi./
W tym czasie, gdy Lucy pytała młodego bruneta o swojego brata, w karczmie, przez okno, wszystko bacznym okiem obserwował właściciel.
- Seirei no Maho...? - mruknął.
- Skarbie, na co patrzysz ? - spytała starsza kobieta podchodząc do męża. - Dzieci mają jakieś zajęcie. Spójrz poza tym, są szczęśliwe. - dodała kobieta.
- Tak..masz racje. - westchnął mężczyzna i delikatnie podniósł kąciki ust do góry.
Po około godzinnej zabawie dzieci z kilkoma Gwiezdnymi Duchami, Lucy zaczęła się powoli szykować do dalszej drogi, mimo protestu dzieci.
- Może umówimy się tak. Kiedy będę wracać, zatrzymam się tutaj i znowu pobawimy się trochę. Co wy na to ? - spytała kucając przy dzieciach.
- Haaaii.!! - krzyknęli zgodnie, po czym uściskali młodą kobietę.
Odchodząc, Lucy czuła, że nic praktycznie nie odpoczęła. Jednak kiedy się odwróciła, dzieci nadal się uśmiechały i machały do niej.
- Lucy, dobrze sie czujesz ?
- Nie martw się o mnie, jestem w stanie iść. - odparła zerkając w bok.  Idący obok niej Gwiezdny Duch Lwa rozmawiał z nią przez jakiś czas i nalegał by odpoczęła naprawdę. Blondynka jednak twierdząc, że czuje się dobrze, prosiła by ten wrócił do Świata Gwiezdnych Duchów i odpoczął. - Loki. - zatrzymała się. - Teraz, kiedy nie ma ze mną Natsu, Gray'a, Erzy i Aquarius...na tobie polegam. Musisz być w pełni sił, gdy dotrę do jaskiń.
- Echhh...zgoda. - uśmiechnął się delikatnie, a chwilę później, po rudowłosym zostały malutkie iskierki światła.

piątek, 5 maja 2017

Son Goku & Grandpa Gohan - Ojiisan...

Ziemia. ~
W lesie słychać było śpiew ptaków, a z rzeki wyskakiwały co jakiś czas kolorowe ryby. Nad strumieniem klękał mały chłopczyk. Wpatrywał się w wodne stworzenia i wyczekiwał.
Z leśnego buszu wyłonił się starszy mężczyzna mający na plecach kosz, a w nim pełno świeżych, soczystych jabłek. Chłopiec odwrócił się słysząc szelest. Uśmiechnięty podbiegł do niego. Wilgotne włosy zostawiały za nim ślady.
- Dziadku, złapałem rybkę.! – krzyknął biegając wokół mężczyzny.
- Naprawdę ? A gdzie ona jest ?
- Wypuściłem, bo była bardzo mała. – odparł chłopczyk.
- Hah, no dobrze Goku, to chodźmy złowić dużą. – spod wąsa czarnowłosy zauważył uśmiech. Pokiwał głową i znów pobiegł na swoje wcześniejsze miejsce. Gdy mężczyzna doszedł do chłopca, ściągnął z ramion kosz i usiadł obok niego. Wyciągnął z kosza długi bambusowy kij, nawinął żyłkę i zarzucił. Oboje siedzieli w ciszy.
Mężczyzna swoimi małymi czarnymi oczami spojrzał na ,,wnuka” i na jego dziwny, małpi ogon. Przymknął zmęczone oczy, a w jego głowie pojawił się obraz dnia, w którym ujrzał Goku po raz pierwszy. Małego chłopca w kosmicznej kapsule z małpim ogonkiem.
,,Nie wiem kim jesteś, ale zaopiekuje się tobą.”
To myślał wtedy, gdy postanowił zabrać go do swojego domu. Obcego chłopca, który przybył nie wiadomo skąd i dlaczego.
- Dziadku, ryba.! – usłyszał krzyk. Otworzył oczy i pociągnął wędką w górę. Ku ich oczom ukazała się pokaźnych rozmiarów ryba, która wylądowała za małpim chłopcem. Po tym siedzieli nad rzeką jeszcze trochę, po czym ruszyli do domu.
- Goku...pamiętasz co dzisiaj będzie w nocy ? – spytał, gdy zbliżali się do domu.
- Hmm..pełnia ? – przyjrzał się staruszkowi kiedy go wyprzedził.
- A pamiętasz czego nie możesz robić w takie noce ? – znów spytał.
- Patrzeć na Księżyc. – popchnął drzwi wchodząc do domku.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i zamknął drzwi.
* * * * *
Czarnowłosy obudził się w środku nocy. Leniwie przeciągnął się po przebudzeniu i rozejrzał wokół. Nie było dziadka. Przez okno wpadały promienie Księżyca. Chłopiec nie miał pojęcia dlaczego nie może patrzeć na Księżyc w pełni. Był ciekawy jak wygląda, czy czymś się różni. Poczuł nagle wielką chęć zobaczenia go. Okno niestety nie mogło zaspokoić jego ciekawości.
Goku podszedł do drzwi, a one przy popychaniu zaskrzypiały. Wyszedł z domu i spojrzał na biały Księżyc wysoko na niebie. W tym momencie usłyszał głos dziadka. Jednak było za późno.
Z jego dziecięcego ciała i małego ogonka nic nie zostało. Przed siwowłosym, stała teraz ogromnych rozmiarów małpa. Głośny ryk spłoszył ptaki z lasu. Ogon uderzył o ziemię, zostawiając ślad, a dłońmi zaciśniętymi w pięści walił o klatkę piersiową.
- Goku...?
Cichy szept zagłuszony rykiem bestii, a po chwili cisza. Oozaru1 spojrzał na swoją łapę. Szkarłat lepiący się do sierści stwora. Odwrócił cielsko w drugą stronę, a ogon sunął za nim, zostawiając ślad czerwieni.
/Kilka lat później.../
Słońce rzucało promienie na wysoką postać o kruczoczarnych włosach. Cień padał na niewielkich rozmiarów kopiec usypany z ziemi, a w niego wbity pal. Dłuższy czas stał w ciszy i przyglądał się nagrobkowi osoby, która go kochała nie zważając na to kim był. Mimo to, zginęła ona z jego własnych rąk.
Saiyanin zawsze czuł wtedy do siebie wstręt, obrzydzenie. Podniósł rękę i zobaczył na niej ślady świeżej krwi. Przyglądał się ręce, a gdy zacisnął ją i spuścił w dół, ujrzał swojego dziadka. Niskiego, wąsatego i czułego staruszka, który przyglądał się młodemu mężczyźnie z uśmiechem.
Chłopak poczuł jak jego nogi wiotczeją i padł na ziemię. Pojedyncze łzy spływały z jego twarzy na grób tego, który jako pierwszy go pokochał...~
­­­­­­­________________________________________________

Oozaru1 – inaczej Wielka Małpa, Księżycowy Potwór. Każdy Saiyanin podczas pełni przemienia się w niego, pod warunkiem , że posiada on ogon. Moc wzrasta dziesięciokrotnie, jednak nie jest w stanie zapanować nad sobą i niszczy wszystko co napotka na drodze. By wrócić do swojej normalnej formy trzeba obciąć ogon lub poczekać do świtu.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Two Guardians - Miłość, Magia i Walka. ~ (cz.2)

Leżąc na łóżku myślała o dzisiejszym dniu. O tym czego dowiedziała się na swój temat, na temat wszechświata, na temat Kaito...
Dwa tygodnie później...
Młoda Japonka przez kolejne dni, po szkole trenowała z Kaito swoje moce. Przez ten czas, bardzo zbliżyła się do chłopaka. Poziom jej zaklęć rósł szybciej niż ten by się spodziewał. Jednak mimo dobrego humoru, w jego głowie nie było tak wesoło.
Po skończonym treningu, oboje zeszli na chwilę do biblioteki, po czym wyszli z budynku szkoły. Jasnooka spojrzała na chłopaka i poczuła coś dziwnego.
- Wszystko w porządku, Kaito ?
- Tak, tak. Wybacz, zamyśliłem się. - podrapał się po włosach i zerknął na nią.
- Nie kłam, widzę, że coś nie gra. A w sumie, czuję to. To trochę jakbym czuła twój niepokój o coś... - odparła ściszając głos, kiedy obok nich przechodziły dziewczyny z klasy.
- Echhh...Strażniczka panująca nad elementem wody może mieć takie zdolności, są jednak ograniczone. Nazywają to Czuciem Aury. - uśmiechnął się, tym razem był to prawdziwy uśmiech. Po chwili jednak spoważniał. - Martwię się faktem, że Xander nadal gdzieś jest na Ziemi i chcę dodać do swojej kolekcji kolejną moc planety. Na Ziemi dużo osób nie wie o istnieniu Strażników i innych rzeczy, ale to i tak poważna sprawa.
- Co w sumie się stanie, jeśli ją zabierze ?
- Zwyczajnym ludziom - nic poważnego, natomiast tobie czy samej planecie może się coś stać. Dla Strażników utrata Energii planety to poważna sprawa. Po utracie może nas coś boleć, jakby wbijano w nas igły czy coś w tym stylu. W najgorszym przypadku możemy stracić swoje moce albo nawet zginąć.
- Zginąć...? - powtórzyła niedowierzając.
- W skrajnych przypadkach tak. Na szczęście, na razie nikomu nic takiego się nie stało. Jednak póki on jest na wolności, każdy może być zagrożony.
Nic nie odpowiedziała. Szła po prostu dalej. Zielonooki był lekko zdziwiony, że nie zareagowała jakoś specjalnie na to, jednak dogonił ją by iść ramię w ramię. Po kilku sekundach chłopak usłyszał dziwny świst, a zaraz po tym poczuł silną energię, która nie należała ani do niej ani do niego. Szybkim ruchem chwycił ją w pasie i odskoczył.
- No, no, a podobno ludzie z Senrei są dobrzy tylko w sprawach dotyczących sztuki, a nie w walkach. - Kaito od razu podniósł głowę do góry.
- Xander.! - warknął.
- Chyba nie spodziewałeś się, że daruje tobie i tej smarkuli ? - parsknął śmiechem.
- Chikara: Kitsune.!
Obłok kurzu po uderzeniu kuli ognia zniknął przez transformację chłopaka. Kiedy ogień wokół niego opadł, znowu miał na sobie kimono, a w ręku od razu dzierżył miecz z błyskawic. Czarnowłosy wzbił się pędem w niebo niczym błyskawica i zaatakował wroga.
- Aquarius.! - ciało dziewczyny zostało zamknięte w bańce wody, która po chwili pękła ukazując jej strażniczą formę. Wzniosła się w niebo, ponad walczących mężczyzn i zaczęła mówić coś pod nosem. Kiedy kończyła mówić, chłopak oberwał do czarownika zaklęciem. - Kaito.!! - krzyknęła, a chłopak szybkim susem oddalił się od niego na większą odległość. Złączyła ręce i wycelowała w ziemię. - Magiczny Gejzer.! - z jej palców wystrzeliła cienka wiązka wody, która doleciała do czerwonookiego, a po chwili znikła.
- To wszystko ? Nawet nie poczułem tego gejzeru. - wyszczerzył zęby, przedziwnie uśmiechając się do niej. Po jego słowach dziwny dźwięk, przykuł jego uwagę i spojrzał w dół. Wielki słup wody zmierzał ku niemu. Odleciał kawałek dalej, jednak strumień wody skierował się ponownie ku niemu, a po krótkim czasie, nie mając gdzie uciec, został przyciśnięty do muru siłą gejzeru. - Ghh...ty mała...zapłacisz mi za to...kolejny raz krzyżujesz mi plany.
- Uwierz, nauczyłam się więcej. Wodny Bicz.! - wiązka wody uformowała się w długi bicz. Kiedy ta zamachnęła się by go użyć, poczuła jak zaczyna piec ją skóra. - C-Co się dzieje..? - jej wodny twór zniknął, a skrzydła przestały się ruszać, przez co zaczęła tracić na wysokości.
- Podoba ci się moje zaklęcie, Wzrok Kobry ? - wymruczał spod nosa, przecierając ręką twarz. - Skuteczne, prawda ?
- Ayano.!! - krzyknął chłopak, po czym zaczął nurkować, by ją dosięgnąć. - Cholera...nie dogonię jej... - warknął widząc coraz bardziej oddalającą się niebieskooką.  - Użycz mi swojej potęgi i pojaw się przede mną. Jako pan twój, a ty jako Opiekun mój, spełnij me żądanie. Natsu.!
Na ziemi zaczął unosić się dym, a dziewczyna będąc blisko podłoża, ocknęła się i zaczęła krzyczeć. Po chwili poczuła jak zaczyna zwalniać, a kiedy leżała na ziemi, zobaczyła pięknego, majestatycznego lisa jasnej maści. Zaraz po tym na ziemi stanął Kaito.
- To twój Opiekun ? - spojrzała jak lis podchodzi do chłopaka.
- Yhm. - pokiwał głową. - Ale teraz to mało ważne. - warknął patrząc na Xander'a. - Dasz radę, Ayano ?
- Tak łatwo mnie nie załatwi. - potrząsnęła skrzydłami, unosząc się.
- Mam pomysł. Musisz zmaterializować swojego Opiekuna, tak jak ja to zrobiłem. Wiem, że nie ćwiczyliśmy tego, ale to jest potrzebne do tego co chce zrobić. Wierzę w ciebie.
- Postaram się. - dziewczyna zamknęła oczy, a szmaragdooki stworzył wokół nich barierę. - N-Nie mogę...nic nie czuję... - szepnęła opadając na ziemię.
- Nie poddawaj się. Jestem z tobą. - uśmiechnął się i położył dłoń na jej ramieniu. - Musisz do niego dotrzeć, musisz go usłyszeć.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Przybywaj Smoku strzegący Wschodu. Sprowadź na mych wrogów swój gniew, zalej ich falami oceanów. Stań przede mną i przestrasz wrogów, Seiryuu.!!
Po słowach młodej Strażniczki, kilka centymetrów od niej powstał słup wody, który wydrążył dziurę w barierze. Z rwącej pionowo wody zaczęły wydostawać się łapy pokryte jakby skórą. Przeszywający ryk spowodował rozproszenie się słupa, który ochlapał pobliski teren. Oczom całej trójki ukazał się potężnych rozmiarów smok o niebiesko-zielonych łuskach, mieniących się od kropel wody.
- Wooo...jednak to coś większego niż jaszczurka, jak mówiłaś.
- Niesamowite... - szepnęła.
- Teraz, kiedy już go sprowadziłaś, spróbuj wydać jemu jakieś polecenie, telepatycznie.
Skinęła głową i skierowała wzrok z chłopaka na Opiekuna. Kilka sekund później, stworzenie szybkim ruchem okrążyło Xander'a, a będąc za jego plecami, uderzył go ogonem.
- Udało się.!
- I czas na wielki finał. Opiekunowie wzmacniają naszą moc, oraz sami posiadają duże zasoby energii. Istnieje stare zaklęcie, do którego jest potrzebnych minimum dwóch Strażników i ich Opiekunowie. - ciemnowłosy zaczął szeptać coś do ucha dziewczyny, a kiedy skończył, przyjrzał się jej uważnie. - Dasz radę ?
- Możesz liczyć na moją pomoc. - odparła.
Kiedy Xander podnosił się z ziemi po silnym uderzeniu spojrzał z jeszcze większą nienawiścią do dwójki nastolatków. Chcąc to szybko zakończyć, wypowiedział zaklęcie pod nosem, po czym ruszył w ich stronę. Został jednak powstrzymany przez obu Opiekunów.
- Żywioł żywiołowi nie równy, tak jak ja nie jestem równy Tobie. Kiedy żywioły współgrają, tworzą idealną harmonię, więc weźmy z nich przykład. Wykorzystując  mądrość Natury, która włada w sposób absolutny potęgą świata, powstrzymajmy tego, który zagraża tej harmonii...Komety Żywiołów.!!
Ich ciała zostały otoczone przez jasną aurę, a obaj Opiekunowie zmienili się w jasne, kuliste pociski.
- To koniec Xander.! - krzyknął Kaito.
Pociski podzieliły się na pół, tworząc cztery kule, reprezentujące wodę, ogień, ziemię oraz powietrze, po czym trafiły czerwonookiego, który krzyknął z bólu. Gdy dym po uderzeniach opadł, mężczyzny nie było, natomiast były skrawki czarno-czerwonego ubioru, który miał na sobie.
Kitsune i Seiryuu zniknęli, a chwilę później, Ayano zaczęła kiwać się na boki. W ostatniej chwili została złapana przez zielonookiego, który sam będąc u kresu sił, padł na kolana.
Strój obojga wrócił do normalności.
* * * * *
Po około dwóch godzinach, dziewczyna ocknęła się, będąc w swoim pokoju.
- Gdzie ja jestem ?! - krzyknęła zdezorientowana, podnosząc się z łóżka.
- U siebie w domu. - odparł spokojnym tonem chłopak siedzący na jej krześle. - Twoich rodziców nadal nie ma, całe szczęście.
- Ughh...masz rację... - szepnęła spokojniejsza. Odkryła się i zobaczyła, że jest ubrana w koszulę, którą zakłada na noc. - C-Czy ty mnie przebrałeś...?
- Ettooo.... - wymruczał drapiąc się po głowie. - A jak się czujesz ??
- Nie zmieniaj tematu.! - rzuciła w niego poduszką. - Widziałeś...? - mruknęła, a jej policzki przyozdobił róż.
- M-Mój Opiekun mi pomógł...mimo wszystko musiałem zerkać, lisy zazwyczaj nie wkładają ubrań na nieprzytomną osobę...ale patrzyłem tylko tyle, ile było konieczne. - odparł trzymając poduszkę w rękach.
- To ma zostać tylko między nami. Inaczej skorzystam z tego co mnie nauczyłeś w trochę inny sposób... - odparła, trzymając głowę spuszczoną w dół.
Nastała niezręczna cisza...
- Wiesz, zawsze dla odwetu możesz mnie rozebrać. - uśmiechnął się, unikając zegarka, którym rzuciła Ayano, kiedy ten kończył mówić. - Żartowałem tylko. - dodał szybko, zanim zdążyła znaleźć coś jeszcze do rzucenia w niego.
- Moo...baka. - fuknęła. - W ogóle, co stało się z Xander'em ? Sądzisz, że pozbyliśmy się go na dobre ? - spojrzała na niego.
- Szczerze...nie wiem. Jeśli go pokonaliśmy, Energia, którą zabrał innym planetom, powinna wrócić. Jednak nie wiemy czy wróciła, a póki co jesteśmy oboje zbyt słabi by użyć zaklęcia teleportacji.  Jeśli nie zginął, nadal będzie chciał zagarnąć Energię Ziemi. - mruknął zerkając w stronę okna.
- Czyli walka nadal trwa...
- Pamiętaj, Strażnikiem zostaje się na całe życie. - uśmiechnął się.
Oboje spojrzeli na siebie, uśmiechając się. Kaito usiadł obok niej na łóżku. Blondynka nie mogąc oderwać się od jego  jasnych, błyszczących oczu, wpatrywała się w nie cały czas. Chciała zagłębić się w nie jeszcze bardziej i nim się spostrzegła, ich usta złączyły się w pocałunku. Nie oddalając się od siebie ani o centymetr, nie przerywając czynności, był to znak dla chłopaka, że ona czuje to samo. Lekkim naciskiem położył dziewczynę na łóżko, nie przerywając odwzajemniania jej oznak czułości.
Po chwili usłyszeli jak drzwi na dole otwierają się, a do środka ktoś wchodzi.
- Ayano...oo..mamy gościa. - usłyszeli kobiecy głos.
- Może to ten chłopak, który ją odprowadza ostatnio. - dodał męski głos.
Strażnicy odskoczyli od siebie jak poparzeni, cali zaczerwienieni. Ayano szybkim ruchem chwyciła bieliznę i spodenki, a Kaito stanął twarzą do drzwi. Słysząc nadchodzące kroki, oboje robili się coraz bardziej nerwowi.
- Skarbie, może się uczą, nie przeszkadzajmy.
- A-Ale...to moja córeczka.! - odparł z oburzeniem mężczyzna, jednak dał odprowadzić się żonie na parter domu, do kuchni.
W pokoju dało się jeszcze słyszeć oburzenie mężczyzny, który argumentował, że chciał zobaczyć się z ukochanym dzieckiem. Jednak kobieta wolała, by ten pomógł jej przy kolacji. Nastała cisza w całym domu, a w pokoju nastolatki atmosfera była przepełniona czymś dziwnym. Sama nie wiedziała co stało się przed chwilą. Nie wiedziała, że może tak dać się ponieś chwili i uczuciu.
- Słuch-
Zaczęli w tym samym momencie. Parsknęli śmiechem ze swoich reakcjach. Oboje czerwoni na twarzach, ale szczęśliwi.
- Może nie mów swoim rodzicom o tym. Wydaje mi się, że twój tata by mnie zabił i używając zaklęć nie dałbym rady.
- Masz rację. Z troskliwym ojcem lepiej nie zadzierać, nawet kiedy władasz ogniem. - zaśmiała się.
Schodząc na dół domu, rozmawiali o szkole i o ,,dodatkowych zajęciach". Matka dziewczyny bardzo nalegała, by ten został z nimi i zjadł kolację. Zdania tego nie podzielał starszy mężczyzna, jednak piorunujący wzrok żony sprawił, że ojciec Ayano cicho obierał warzywa, mówiąc coś pod nosem.
Czarnowłosy nie mogąc się wykręcić, przystanął na zaproszenie od kobiety i wraz z niebieskooką usiedli przy stole w kuchni, gdy jej rodzice kończyli przygotowywać jedzenie.
- Sądzisz, że jeśli on to przeżył, zdołam go pokonać ? Jestem Strażniczką Ziemi, więc to mój obowiązek. - szepnęła.
- Sama nie dasz rady, ale ze mną istnieje szansa, że pokonamy go. - wyszczerzył zęby. - Poza tym, tak będzie ciekawiej. - dodał.
Blond włosa przyjrzała się chłopakowi uważnie, po czym z uśmiechem skinęła głową. 

czwartek, 6 kwietnia 2017

Two Guardians - Miłość, Magia i Walka. ~ (cz.1)

Tym razem, dumnie przedstawiam, moją własną pracę, z własną historią oraz postaciami :D
________________________________________________________________
Wybrzeża wyspy Hokkaido. Japonia.
Młoda dziewczyna szła brzegiem plaży. Słoneczny dzień sprawiał, że plaża była zapełniona ludźmi. Deszczowy poranek i chłodna noc, sprawiło, że nad wodą przyjemnie spędzało się czas. Rodzice z małymi dziećmi bawili się odbijając piłkę lub ucząc je dopiero pływać. Blondynka trzymała w prawej ręce swoje buty.
- Dawno nie było takiej pogody. - uśmiechnęła się, przysłaniając oczy przed blaskiem Słońca. Woda obmywała jej nogi z piasku, dodając przy tym uczucie lekkiego chłodu. Dziewczyna ujrzała w oddali jak coś błyszczy się przy skałach, więc postanowiła podejść bliżej i przyjrzeć się temu. Kiedy podeszła, okazało się, że na skałach znajdował się osad, który błyszczał gdy padały na niego promienie słoneczne.
Nagle usłyszała krzyk jakiejś kobiety, a po chwili piasek obok niej uniósł się w górę. Dziewczyna szybkim ruchem odwróciła się w stronę skały i zasłoniła twarz, kuląc się. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła coś na kształt wielkiej tarczy. Podniosła się, a za jej plecami znajdował się chłopak o kruczoczarnych włosach.
- Jesteś cała ? - spytał, odwracając głowę w jej kierunku.
- Mmm...tak.. - odparła niepewnie.
- To dobrze, uciekaj stąd. Ja się tym zajmę.
- Ale...
- Uciekaj.! - krzyknął po czym osłonił ją przed kolejnym ciosem, przypominającym lawinę kamieni.
- Ayano.! - słysząc swoje imię, odwróciła głowę.
- Mamo, tato.! - dziewczyna podbiegła do nich.
- Jak ja nie lubię kiedy ludzie tak się drą... - warknął mężczyzna zawieszony nad plażą, po czym cisnął kilka ognistych kul w stronę uciekających w popłochu ludzi.
Dziewczyna po chwili namysłu postanowiła wrócić. Jednak poczuła uścisk na swoim ramieniu.
- Gdzie ty idziesz ? To niebezpieczne. - rzekł zdumiony ojciec, który sam chciał szybko uciekać.
- Ten chłopak mnie uratował. Nie mogę bezczynnie stać i się przyglądać, a co gorsza uciec jak tchórz. - mocnym ruchem wyrwała rękę z uścisku ojca i pobiegła w stronę chłopaka.
Gdy była już nie daleko, mężczyzna uśmiechnął się i cisnął kulę ognia w jej stronę. Odruchowo zamknęła oczy i wystawiła prawą dłoń na przód, jakby chciała się obronić.
- Ayano.!!
Kiedy piasek opadł dziewczyna stała w tym samym miejscu, w nienaruszonym stanie.
- Hmm...a więc to nie jest zwyczajna, bezbronna dziewczyna. - mruknął pod nosem. - Zdołała zatrzymać moje zaklęcie tak prosto... - dodał.
Czarnowłosy skoczył ku dziewczynie.
- Co ty wyprawiasz ?! Mówiłem, że masz uciekać.! Tutaj jest niebezpiecznie. - warknął.
- Skoro tak, to co ty tu robisz ?
- Matko, trafiła mi sie jakaś ciekawska księżniczka... - westchnął.
- Umiem sama zadbać o siebie. - fuknęła na niego. - Poza tym, kim wy jesteście ? To jakiś pokaz pirotechniczny ?
- Dla twojej informacji, on jest zły, chce zawładnąć całym Wszechświatem. A teraz jak możesz, to spadaj. - burknął.
- Chcę ci pomóc. - odparła. - Uważaj.!
Popchnęła chłopaka, a ognista kula trafiła prosto przed nią. Siła wybuchu odrzuciła ją do tyłu. Jej rodzice szybko podbiegli do niej, a lewitujący mężczyzna wygenerował kolejną kulę i cisnął w nich. Kiedy czarnowłosy zdołał oprzytomnieć wiedział, że nie zdąży na czas. Nagle z dłoni dziewczyny zaczęły wydobywać się iskry światła, a po kilku sekundach całe jej ciało zostało objęte błyszczącym światłem i uniesione w górę. Wszyscy zaskoczeni patrzyli na jasną otoczkę wokół jej ciała, tylko jasnowłosy mężczyzna patrzył zirytowany.
- Taka potężna energia... - szepnął, po czym szybko stworzył ogromnych rozmiarów ognistą kulę i wycelował w nią.
Jednak nie zdążył. Po chwili światło zniknęło, a po dziewczynie nie było widać żadnego śladu wcześniejszych obrażeń.
- Jesteś czarodziejką ? - rzekł zdziwiony chłopak kiedy podbiegł do niej.
- Jaką czarodz-
W tym momencie spojrzała na swój strój. Z jej krótkich spodenek i bluzki na ramiączkach nie zostało nic. Zamiast tego, miała na sobie jasnoniebieską spódniczkę z elementami żółtego koloru. Z tyłu spódniczka była dłuższa, a jej koniec wpadał w odcień czerwieni. Długie, blond włosy były rozpuszczone. Jednak to co najbardziej ją zdziwiło, to skrzydła mieniące się na żółto-fioletowy kolor. 
-A-Ale...czarodziejki istnieją tylko w bajkach...to fikcyjne stworzenia... - mruknęła zszokowana, oglądając swój strój i skrzydła.
- Czyli nie istniejesz ? - uśmiechnął się. - Pomóż mi lepiej, jak tak bardzo chcesz. Rzuć jakieś zaklęcie, ja go zajmę czymś.
- Jak ja nie wiem jak. - odparła.
- Skup się. Odciągnę go, a wtedy użyj swojej mocy. Pewnie jak byłaś mała to oglądałaś bajki czy coś. Wyobraź to sobie i z wizualizuj.
Ona tylko pokiwała głową, po czym chłopak rzucił we wroga czymś na kształt boomerangu. Ayano wzięła głęboki wdech, po czym poczuła jak zaczyna wzlatywać coraz wyżej.
- W porządku Ayano. Skup się. Pomyślmy, jakieś zaklęcie...Cięcie Wiatru.! - krzyknęła.
Zero efektu.
- Ej, księżniczko, pośpiesz się tam. - krzyknął chłopak słysząc jak dziewczyna coś wykrzykuje.
- Aghhh...dobra, skoro jesteśmy na plaży, to może coś z wodą. - zastanowiła się chwilę po czym wyprostowane ręce skierowała na przeciwnika. - Strzała Neptuna.!
Przed jej rękoma ukształtował się wodny pierścień, z którego wyleciały trzy strzały powstałe z wody, trafiając bezpośrednio w brązowowłosego mężczyznę.
- Dwóch na jednego. Ciekawie. - warknął. - Jeszcze się spotkamy i nie liczcie na podobny wynik. - dodał, po czym zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Dziewczyna podleciała do jasnookiego. Ten zręcznie obrócił kilka razy boomerang, który zaraz zniknął.
- Jak na kogoś kto nie istnieje, masz dobrego cela. - Ayano cicho fuknęła. - Wybacz, księżniczko. Na mnie już pora, mam nadzieję, że niedługo się spotkamy. - zasalutował w jej kierunku, po czym zniknął.
Po chwili dziewczyna wróciła do swojej poprzedniej postaci.
* * * * *
Wracając do domu z rodzicami, wypytywała ich o to co się stało, czy wiedzieli, że ma takie moce. Ci jednak nie rozumieli o co dokładnie chodzi córce, mieli jakby zamazane wspomnienia z tego czasu.
Przez resztę dnia, Ayano nie poruszała tematu dotyczącego magicznych mocy, a próby ponownej przemiany spłonęły na panewce.
Dwa dni później...
Kiedy klasa weszła do sali lekcyjnej i wygodnie się rozsiadła nauczyciel oznajmił, że dojdzie nowy uczeń. Ayano nie szczególnie zainteresowana, zaczęła rysować w zeszycie siebie ze skrzydłami, kiedy pozostali z klasy zaczęli rozmawiać z innymi i snuć przypuszczenia  kto to może być. Gdy usłyszeli jak ktoś otwiera drzwi, wszyscy ucichli, a ona zerknęła kątem oka. Dziewczyna po kilku sekundach tępo spojrzała, kiedy ujrzała wysokiego, przystojnego chłopaka o pięknych zielonych oczach i czarnych niczym węgiel włosach. Przyglądając się jemu, chłopak lekko uśmiechnął się, po czym na powitanie zasalutował.
- Ohayo, hime-sama.
Blondynka lekko zaczerwieniła się na twarzy, a osoby siedzące w klasie wybuchły śmiechem. Po tym jak nauczyciel uciszył klasę, chłopak ponownie zabrał głos.
- Nazywam się Stones Kaito. Pochodzę z Wielkiej Brytanii. Mam nadzieję, że dogadamy się przez okres mojego pobytu. - na koniec ukłonił się nisko, po czym ponownym uśmiechem, oszołomił wszystkie dziewczyny w klasie.
- Kaito jest uczniem z wymiany. Zostanie tutaj najprawdopodobniej do końca semestru, ale może to ulec zmianie. Teraz, proszę żebyś usiadł tam. - wychowawca wskazał miejsce obok jasnowłosej.
* * * * *
Po skończonej lekcji wszyscy opuścili salę i poszli do szkolnej kafejki na lunch, a w sali zostali Ayano i Kaito.
- Śledzisz mnie ?
- Wiesz co...to mnie obraża. - odparł. - Poza tym nie jestem tutaj dla ciebie. Musze rozprawić się z Xander'em.
- Kim ?
- To był ten mężczyzna, który wtedy atakował. - wyjaśnił.
- Właśnie, co do tamtego dnia. Kim ty jesteś ? O co mu chodziło ? Co z moją transformacją ?
- Oi, oi, dziewczyno. Masz strasznie dużo pytań. - skomentował.
- Cóż...zaatakował mnie na plaży jakiś facet, który latał, później miałam skrzydła i nikt praktycznie tego nie pamięta. Fakt, to zdarza się każdemu, codziennie. - odparła podirytowana.
- Echh.... po lekcjach. Bądź na dachu szkoły. - popatrzył na nią poważnie.
* * * * *
Po dwóch godzinach, dziewczyna skończyła lekcje i omijając innych uczniów wbiegła na dach budynku. Od rozmowy z chłopakiem, ten nie pojawił się na lekcjach. Będąc na dachu rozejrzała się wokół, szukając go.
- Wystawił mnie... - mruknęła.
- Kto niby księżniczko ? - usłyszała zza pleców.
- Kyaa.!! - krzyknęła. - Nie strasz mnie i nie mów tak do mnie, wiesz jak mam na imię. - spojrzała zdenerwowana.
- Hai, hai. - uśmiechnął się i zeskoczył do niej. - A więc, mam ci odpowiedzieć na twoje pytania ? - pokiwała głową przyglądając się czarnowłosemu. - Mattaku...jesteś upierdliwa..a więc, prócz wymiaru w którym znajdujemy się obecnie, istnieją inne wymiary. Są one magiczne. - usiadł na podłodze, a Ayano po chwili usiadła naprzeciwko niego. Na ziemi zaczął nakreślać jakiś symbol, a po chwili pojawił się trójwymiarowy obraz. - To zaklęcie nazywa się Strumień Wiedzy. Potrafi zobrazować i podać informacje, które w danym momencie chcesz. Wracając do głównego wątku. Każda planeta ma swoich Strażników. Zazwyczaj po ukończeniu specjalnych szkół, uzyskuje się to miano. Strażnicy mają za zadanie chronić swoją planetę, jej magiczną energię.
- Jesteś Strażnikiem ? - wtrąciła się w wyjaśnienia chłopaka.
- Mhmm...tylko bardziej zaawansowanym niż ty. Ja wychowałem się wiedząc o tym wszystkim, a ty dowiedziałaś się o tym kilka dni temu. Aby obudzić w sobie magiczną moc, musisz w obliczu ryzyka i niebezpieczeństwa wykazać się odwagą.
- Wtedy jak Xander wycelował kolejne kule w moim kierunku, chciałam ochronić rodziców. Bez względu na cenę.
- O tym mowa. W ten sposób twoja uśpiona moc miała szansę się przebudzić, kiedy w obliczu zagrożenia pomyślałaś o innych, a nie o sobie. Poza tym, każdy z nas otrzymuje Opiekuna. Symbole Opiekunów pojawiają się w różnych miejscach na ciele. Najczęściej to ręce, dłonie. Ty masz na wewnętrznej stronie dłoni, prawda ?
Ayano zerknęła na swoje dłonie i zobaczyła połyskujące linie na prawej dłoni.
- To przypomina trochę...jaszczurkę... - cicho westchnęła. Ten tylko cicho zaśmiał się na jej zawiedzioną minę.
- Mówiłaś, że późniejsze próby zmiany nic nie dały. Widzisz, zmiana nie zawsze jest łatwa na początku. Czasami trzeba ogromnego skupienia, a czasami jakiegoś hasła na które twoja moc się obudzi, uwolni. Skup się na tym symbolu. Spróbuj się przemienić. - wstał i odsunął się kawałek. Blondynka wzięła głęboki wdech. W głowie miała obraz siebie ze skrzydłami. - Wymyśl sobie jakieś hasło, może będzie ci łatwiej wtedy.
Ponownie zaczerpnęła powietrza i wypuściła je. Skupiona cały czas na symbolu, zacisnęła dłonie w pięści.
- Aquarius.! - krzyknęła.
Po tym słowie, z zaciśniętej ręki zaczęło wydostawać się jasne światło. Jej ciało zostało objęte światłem, a ta czuła jak jej włosy zaczynają odrywać się od pleców i falować w powietrzu. Powoli zaczęła unosić się w powietrzu. Chłopak lekko uniósł brwi, jednak milczał. Ciało dziewczyny emanowało silną energią, którą chłopak czuł wyraźnie. Chwilę potem, światło rozbłysło mocniej, a kiedy zniknęło, Ayano unosiła się nad podłożem.
- Udało mi się.! - uśmiechnęła się szeroko i zaczęła robić kółka w powietrzu, okrążając Kaito.
- Świetnie. A teraz... - chłopak nabrał powietrza, wypuścił je z płuc, a po chwili zamiast spodni, luźnej koszulki i rozpiętej koszuli miał na sobie luźno założone kimono. - Ken.! - po tym krótkim słowie w jego dłoni pojawił się miecz zrodzony z błyskawic. Szczególną uwagę dziewczyny przykuła para białych uszu na jego głowie oraz puszysty ogon. - Pokaż co umiesz. - skoczył ku niej, jednak ta wzbiła się szybko wyżej. - Wzbicie się na większą wysokość dużo ci nie da. Mimo wszystko też umiem latać. Zaatakuj mnie.!
- A-Ale jak...wtedy to był przypadek... - mruknęła.
- Zaatakowałaś wtedy elementem wody, skup się. - odparł. - Cięcie Błyskawic.! - kiedy machnął kilka razy mieczem, wydostały się z niego pojedyncze smugi energii, które leciały prosto na dziewczynę. Jasnowłosa skrzyżowała ręce i zamknęła oczy.  - O to chodzi. Używaj magii. - uśmiechnął się.
Ayano otworzyła powoli oczy słysząc słowa Kaito.
- Ta tarcza...hmm...jak chcesz. - dziewczyna zrobiła kilka kółek nad chłopakiem, po czym zatrzymała się będąc nad jego głową. - Wodna Klatka.!
* * * * *
Po trzech godzinach trenowania, Ayano padła na ziemie ze zmęczenia. Jej forma Strażniczki zniknęła i miała na sobie zwykłe, szkolne ciuchy. Ciemnowłosy też wrócił do swoich normalnych ubrań.
- Dobrze ci poszło jak na pierwszy raz.  - uśmiechnął się i wyciągnął ku niej dłoń.
- Dzięki za dziś. Było męcząco, ale całkiem fajnie. Towarzystwo też nie najgorsze. - chwyciła jego rękę, podniosła się i poprawiła spódniczkę.
- To sie cieszę. Może...odprowadzę cię, późno się zrobiło.
- Czyżbyś się martwił ? - spojrzała podejrzanie. - Czy po prostu chcesz wiedzieć gdzie mieszkam ?
- Baka. - mruknął, jednak kiedy ta ruszyła, zaczął iść za nią.
Po kilku minutach doszli do domu, w którym mieszkała.
-  To jesteśmy umówieni na jutrzejszy trening ?
- Pewnie. Ale jutro już tak łatwo ci nie pójdzie. Koniec taryfy ulgowej. - wyszczerzył chytrze zęby.
- Uważaj, bo się przestraszę... - zaśmiała się. Wchodząc do domu, pomachała chłopakowi na pożegnanie, a kiedy zniknęła za drzwiami, ten ruszył spod jej domu.
* * * * *
Blond włosa siedziała u siebie w pokoju. Porozmawiała trochę z rodzicami, jednak kiedy ci chcieli wiedzieć więcej na temat młodego chłopaka, którego widzieli przez okno, dziewczyna wymyśliła wymówkę i poszła do swojego pokoju.
Leżąc na łóżku myślała o dzisiejszym dniu. O tym czego dowiedziała się na swój temat, na temat wszechświata, na temat Kaito...
________________________________
Cześć 2 pojawi sie najprawdopodobniej w tym tygodniu jeszcze ;)

EDIT : ze względu, że zaliczyło moje wyświetlenia, których było 10, wstawiam ponownie.