środa, 6 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.2)

Kolejnego dnia...
Promienie wschodzącego Słońca na niebo wdarły się przez okno do pokoju mężczyzny. Wybrał sobie pokój, który kiedyś należał do niego. Zanim od ojca jego własny syn odwrócił się i wyrzekł się go. Na ścianach wisiały stare, lekko okurzone kartki, na których były różne rysunki z jego dziecięcych lat. Pamiętał jak dziadek zachęcał go by mu coś namalował, a pomimo jego sprzeciwów i twierdzeń ,,nie umiem malować" czy ,,będziesz się śmiał" zawsze dawał się namówić. Dom ten,  a w szczególności ten pokój, sprawiało że coraz bardziej rozumiał ból Spencer'a, który po prostu chronił rodzinę, a mimo to, został odrzucony.
Wpadające promienie, padały prosto na łóżko. Powolnym ruchem zasłonił oczy ręką odrzucając kołdrę na bok.
- Cholera... - przeklął cicho pod nosem i zsunął rękę z oczu, przecierając je.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Ospale wstał z łóżka, chwycił ręcznik oraz ubrania leżące na krześle i skierował się do łazienki. Kiedy ogarnął się, zszedł na parter posiadłości, uważając by nie obudzić Mayi. W tej chwili przypomniało mu się, że jedynym miejscem, na którym nie był, jest taras do którego wchodzi się z kuchni. Szybszym krokiem doszedł do drzwi prowadzących na taras. Przekręcił klamkę i popchnął je. Świeże powietrze poranka i zapach kwiatów sprawił, że chłopakowi ode chciało się wyjeżdżać stąd.
- O, wstałeś. Dzień dobry. - usłyszał głos za plecami.
- Maya..? - odwrócił się powoli, jakby chciał się upewnić że to ona. Westchnął cicho i uśmiechnął się. - Dzień dobry.
Achh...wygląda zupełnie jak zwykłe dziecko, które czyta książkę. A mimo to jest, zupełnie inna.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i przyjrzała się jemu. Z jego postaci wzrok skierowała na kwiaty, a następnie jej zielone oczy znów utkwiły na książce.
* * * * *
Stary zegar wiszący w salonie wybił godzinę 10:30. Od kiedy Johnny wstał, Maya w domu pojawiała się tylko na chwilę, by pójść do biblioteki i zabrać nowe książki. Pochłaniała je jak spragniony człowiek wodę.
- Maya, co tak cię wciągnęło w te książki ? - spytał zaciekawiony opierając się o framugę drzwi i przyglądając kwiatom.
- Lubię książki, ich zapach, dotyk.
- Hah, w sumie, jesteś bramą do Eikoku. Nic dziwnego, że je lubisz. - mruknął.
- Może nie wiesz, ale mimo bycia bramą, mam uczucia, zupełnie jak człowiek. - fuknęła wymijając go z jedną z książek w rękach.
- C-Czekaj, nie o to mi chodziło. - odwrócił się szybko próbując ją złapać, jednak ta była za daleko. Widział tylko szybko oddalającą się niewielką postać o kruczoczarnych włosach. - Echh..spaprałem sprawę. - puknął się w czoło.
Nagle blondyn doznał olśnienia. Wyszedł przed dom i szybszym krokiem doszedł do auta. Wyciągnął z schowka nie dużą książkę, po czym wrócił z powrotem do posiadłości. Skierował się w stronę biblioteki, a widząc zamknięte drzwi zapukał.
- Chce pobyć sama, zostaw mnie.  - usłyszał cichą odpowiedź, jednak zignorował to i powoli otworzył drzwi. Maya siedziała pod jedyną pustą ścianą, a wokół niej leżały książki. Z jej szmaragdowych oczu spływały pojedyncze łzy, które co chwila wycierała rękawem sukni. - To głupie. Żyję tyle lat, a mimo to nadal kiedy ktoś powie że jestem tylko bramą, zaczynam płakać. Powinnam do tego przywyknąć, już nie raz w końcu to słyszałam... - brązowooki poczuł się głupio, nie sądził, że aż tak źle to odbierze. Przykucnął przed nią i wysunął w jej kierunku książkę, którą przyniósł.
- Dziadek mi ją kiedyś dał, pewnie jej nie czytałaś. - uśmiechnął się. - Nie chciałem Cię urazić, naprawdę.
- A-Arigato... - mruknęła, biorąc z rąk chłopaka podarunek.
- ,,Arikatso"..? - spróbował powtórzyć przyglądając się dziewczynie. Ta cicho się zaśmiała.
- A-ri-ga-to. To znaczy dziękuję, z japońskiego. Bycie bramą ma zalety, znam sporo legend, tym samym języki i niektóre obyczaje, występujące z krajów z których pochodzą. - uśmiechnęła się i wstała. - To co ? Zbieramy się ?
Młody Storm pokiwał głową i wyprostował nogi. Kiedy wyszli z biblioteki, zamknął ją na klucz i wręczył czarnowłosej.
Maya wygodnie siedziała  już w aucie i czekała aż Johnny skończy pakować niewielkie zapasy jedzenia oraz ubrania. Kiedy w końcu zobaczyła go, stał przed drzwiami przyglądając się kluczowi do posiadłości. Zauważyła jak coś mówi pod nosem i wkłada klucz do zamku. Wrzucił torbę na tył, zapalił silnik i wyjechał z obszaru posiadłości.
Zielonooka nie pytała o to co mówił gdy zamykał posiadłość, po kilku minutach drogi, wciągnęła się w świat, opisany w książce, którą dostała od niego.
* * * * *
Po ponad 2-godzinnej jeździe, chłopak czuł jak samochód stopniowo zwalnia. Kiedy wjeżdżali do niewielkiego miasteczka, pojazd zatrzymał się i mimo starań chłopaka nie ruszył dalej. Johnny otworzył maskę auta i przyjrzał się uważnie. Maya wyskoczyła z samochodu i stanęła obok niego.
- Wygląda na to, że to coś grubszego. - westchnął. - Musimy znaleźć mechanika.
Czarnowłosa pokiwała głową.
Dość szybko znaleźli odpowiednią osobę, a w sumie to on znalazł ich. Młody mężczyzna miał około 35 lat i kiedy napotkał ich na wjeździe od razu zobaczył pod maskę. Zaproponował im naprawę.
- Jest jednak zła wiadomość, nie naprawię tego dzisiaj. Muszę znaleźć część w innym mieście, bo u nas jej nie ma. Ale nie martwcie się, jutro samochód powinien być gotowy. - oznajmił.
- Dobre i to. Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnął się.
- A, bym zapomniał. Ostatnio po zmroku znikają ludzie, lepiej znajdźcie do tego czasu jakiś nocleg.
Mężczyzna nie żartował, dało się to wyczuć w jego głosie.
* ** * *
Kiedy przepytali kilkoro przechodni dowiedzieli się o tanim noclegu, na obrzeżach miasta. Jednak każdy z nich powtarzał to samo co mechanik.
Oboje szli w ciszy. Słychać było ćwierkanie ptaków, szum drzew, które rosły niedaleko. Po kilku minutach spaceru doszli na skraj miasteczka. Okazało się że jest to mały pensjonat, a właściciel jest zapalonym strzelcem. Storm rozmawiając z właścicielem dopytywał się jakim cudem ludzie znikają.
- Ludzie mówią, że w lesie pojawił się wilkołak.
- Wilkołak ?
- Pół człowiek i pół wilk. Wilkołak przemienia się co noc, a w czasie pełni ogarnia go morderczy szał, potężniejszy od zwykłego. Mają nie zwykły słuch i węch. Bardzo zwinnie polują na zarówno ludzi jak i zwierzęta. - oznajmiła Maya.
- Brawo dziewczynko. Ale chyba pańska siostrzyczka jest za mała na takie historie. - szepnął do Johnny'ego. - Wilkołaki to bestie. - Maya słysząc słowa właściciela fuknęła cicho, jednak na jego ręce ujrzała dziwny symbol. - Wybaczcie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, o to wasz pokój. - wskazał palcem i poszedł w kierunku schodów prowadzących na parter. Po chwili drzwi zamknęły się.
Johnny wzruszył rękoma i wszedł do pokoju. Pierwsze co go zaskoczyło to zapach. Zapach sierści.
- Tak jak myślałam. - usiadła na łóżku.
- Co masz na myśli ?
- Widziałeś symbol na dłoni pana Black'a ? Ma niewielki pentagram. Mówił, że widział wielkiego wilka w lesie który go podrapał, a mimo to nie ma żadnych zadrapań ani nawet blizn.
- Sądzisz, że jest on wilkołakiem o którym mówią ludzie ? - spojrzał na nią prostując się. Ta pokiwała głową. - Skoro tak, to chodźmy poszperać, może coś znajdziemy. Poza tym, ten odór przyprawia mnie o mdłości.
Przeszukali dyskretnie cały parter jak i piętro oraz wypytali nową pomocnicę o wilkołaka. Okazało się, że dziś musi zostać na noc, bo jej dom został spustoszony przez złodziei. Wracając po schodach do pokoju, Johnny zauważył zadrapania na końcu korytarza.
- Powinniśmy ostrzec tą dziewczynę ? - mruknął.
- Nie, nie uwierzy nam. Nas zna może godzinę, pana Black'a o wiele dłużej. - odparła wchodząc do pokoju. - Musimy poczekać do zmierzchu, wtedy się okaże czy mam rację.
Johnny wbiegł za nią do pokoju i zamknął drzwi.
* * * * *
Gdy nadszedł czas kolacji, zeszli na dół. Posiłek odbył się w ciszy, jedynie młoda pomocnica na koniec próbowała podjąć jakąś rozmowę. Na daremno jednak. Właściciel pensjonatu nie zwracał nawet uwagi. Maya zerknęła na niego kątem oka. Kiedy Clara zabrała się za czyszczenie starych talerzy, Derig zabrała szybko jeden z nich i podeszła z nim do Black'a. Ten widząc ją wzruszył tylko ramionami i przyglądał się dalej. Kiedy jednak ta wręczyła jemu talerz, mężczyzna szybko go wyrzucił i wydarł się na szmaragdo oką, po czym szybko wybiegł i zamknął się w swoim pokoju.
- B-Bardzo przepraszam. Nigdy tak się nie zachowywał. - przepraszała i kłaniała się młoda kobieta.
- Nic się nie stało...po prostu może miał stresujący dzień. - zaczął blond włosy zabierając Maye do pokoju. - My już pójdziemy na górę. - kiedy weszli do pokoju, Johnny zamknął drzwi na klucz i zerknął na dziewczynę. - To było ryzykowne.
- Tak, ale teraz wiemy, że jest wilkołakiem. A raczej opętanym przez niego.
- Opętanym ? Przecież wilkołaki nie są duchami.
- Masz rację, jednak w ludzkiej postaci nie zareagował by na srebro. Srebro osłabia wilkołaki,  a pentagram znajduje się na zewnętrznej stronie dłoni, a nie na wewnętrznej.
- Czyli...jedynym sposobem by wypędzić tego ducha wilkołaka jest zabicie żywiciela ?
- Poniekąd... - odparła.
* * * * *
Kiedy Słońce chowało się za horyzont, brązowooki czuł narastający nie pokój. Jednak gdy Słońce całkiem zaszło, a na nieboskłonie pojawił się w swej okazałości Księżyc, nie pokój nasilił się. Kilka minut później usłyszeli ciche warczenie i wycie wilka. Był to jasny i klarowny znak. Oboje o tym wiedzieli.
Mijały minuty, a kiedy zbliżała się godzina od zachodu Słońca, oboje usłyszeli krzyk.
- To Clara.! - krzyknął Johnny wybiegając z pokoju.
Zbiegłszy na parter, zobaczył poro zszarpywane ciało dziewczyny, a gdy stwór się odwrócił, w jego pysku zobaczył głowę jasnowłosej. Całe ciało wilkołaka było poplamione, lepkie i cuchnące od świeżej krwi. Mimo tego iż zapach krwi był wyraźny, czuć było też zgnilizną.
- C-Coś ty zrobił... - chłopak czuł jak całe jego ciało jest paraliżowane na widok rozszarpanego ciała. Bestia powoli zaczęła się zbliżać do blondyna, który kiedy tylko usłyszał krzyk Mayi ocknął się. Lykaon przyspieszył tempa. Storm szybko wyciągnął rewolwer i wycelował, jednak ten uskoczył. Młodzieniec wypuścił kilka naboi na darmo. Po kolejnej serii udało mu się trafić w nogę stwora, przez co ten zwolnił.
- Johnny, teraz.!
- Mhm. - skinął głową i wyciągnął z kieszeni klucz, chwytając Maye za talię i trzymając ją blisko. Przyłożył kluczyk do klatki dziewczyny, a jasne światełko rozbłysło. - Orzeźwiam się w spowitej mrokiem nocy. Skrywam za tarczą z błękitnego smoka, w koncentracji i skupieniu siłę swą gromadzę w sercu. W mglistym brzasku poranka rozbrzmiewa legenda o Bibliotece Czasu. - wilkołak skoczył ku nim, jednak Johnny był szybszy. Jasne światło oświetliło całe pomieszczenie, zmuszając potwora skryć się.
Kiedy światło zmalało, wokół Johnny'ego niczym tarcza krążyły różne Księgi Demonów, które zostały sprowadzone przez otwarcie bramy do Biblioteki Czasu i Przestrzeni, do Biblioteki Eikoku.
- ,,Przybędzie bohater z lśniącym mieczem. Z mieczem wykutym z czystego żelaza. Poskromi bestię, która zagnieździła się w nieszczęśniku." - Johnny czytając Księgę przyglądał się zwijającemu z bólu wilkołaki. W swojej głowie słyszał głos Mayi : ,,Czytaj dalej." - ,,Gdy ta próbując uciec, porzuci ciało swego żywiciela, blask srebra pozbawi ducha wilka mocy. Nieszczęśnik pozostanie nieświadom swych czynów, a bestia zamknięta tam gdzie jej miejsce."
Ponad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny zaczęła unosić się szarawa postać. Przyjęła postać wilka, który próbował się wyrwać z objęć słów. Jednak na darmo, został wciągnięty do Księgi Demonów. Księga zamknęła się, a pozostałe zniknęły. Natomiast obok chłopaka, stanęła nie wysoka zielonooka.
Pan Black leżał spokojnie na podłodze. Zupełnie jakby spał.
- Maya...czy on będzie pamiętał to co zrobił...? - spytał zmywając ślady krwi.
- Nie. Nie będzie pamiętał ani tego co robił, ani nas. Bedzie miał wrażenie że był to sen, koszmar. Co do Clary...będzie ją pamiętał jako niewinną dziewczynę. - mruknęła.
Skinął głową. Gdy uporał się z plamami krwi, zauważył że Słońce już wzeszło. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła ósma.
- Musimy iść, w każdej chwili może się obudzić pan Black.
Po cichu weszli na górę, zabrali plecak i wyszli z pensjonatu. Na szczęście mechanik miał już otwarty warsztat i skończył naprawiać ich samochód. Jednak gdy spytał ich o noc, Johnny lekko uśmiechnął się, miał nadzieję, że mężczyzna nie pozna, że jest sztuczny. Blondyn zapłacił, podziękował i pożegnał się.
Kiedy opuścili miasteczko, Maya spojrzała na niego.
- Ostrzegałam. Musisz być przygotowany na więcej takich widoków.
- Wiem...tylko, nie sądziłem, że tak to wszystko wygląda...

- Spokojnie, jestem przy tobie. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę. - mruknęła opierając głowę o jego ramię.

wtorek, 5 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.1)

Moja autorska praca, powstała w wyniku konkursu do szkoły :> 
Pomysł zaczerpnięty z anime/mangi Dantalian no Shoka.
______________________________________________________________
Wielka Brytania roku pańskiego 1890.
Mglisty Londyn powoli budził się do życia. Kiedy mieszkańcy miasta leniwie wstawali z łóżek, młody blondyn właśnie ubierał płaszcz i wychodził z mieszkania. Zamykając drzwi przypomniał sobie o pistolecie, który miał zabrać. Wolnym ruchem wszedł ponownie, wyjął pistolet i komody i opuścił dom. W ręce trzymał niewielką torbę, którą wrzucił na siedzenie pasażera w swoim samochodzie.
- Gdzie tak wcześnie się wybierasz młodzieńcze ? - blondyn odwrócił głowę w kierunku ciepłego kobiecego głosu.
- Witam, pani Holmes. - uśmiechnął się. Była to kobieta w starszym wieku, wieloletnia przyjaciółka jego rodziców. Mimo swojego wieku, była w świetnym stanie. Bujne siwe włosy ułożone w kok, a na głowie jasnoniebieska chusta, podarowana przez zmarłego męża. - Sprawy rodzinne wzywają.
- Prosiłam żebyś tak nie mówił. - odparła. - Dobrze, w takim razie nie zatrzymuję. Bezpiecznej drogi.
- Dobrze, pani Kristoff. - w rzeczy samej, ludzie którzy znali ją, często tak ją nazywali. Była osobą bardzo dokładną, przykładała dużą wagę do szczegółów i umiała znaleźć niekonwencjonalne rozwiązania. Dlatego przylgnął do niej przydomek znanego, fikcyjnego detektywa, Sherlock'a Holmes'a.
On ukłonił się grzecznie i ruszył ulicą przed siebie. Czekała go podróż do posiadłości, którą to wybudował jego dziadek. Ostatnią wolą Spencer'a Storm'a było to, by jego kochany wnuk zajął się domem. W testamencie, starzec napomknął o tajemnicach i skarbach, znajdujących się za ścianami posiadłości. Młody mężczyzna nie rozumiał, jaki skarb mógłby dziadek ukryć, ale postanowił spełnić wolę starca.
Posiadłość znajdowała się w oddalonej o około 60 km wsi.
* * * * *
Po jakiejś godzinie jazdy, w oddali można było dostrzec pierwsze wiejskie domy.
- Teraz w którą stronę... - mruknął rozglądając się.
Do mężczyzny podeszła młoda kobieta, ubrana w długi płaszcz.
- Zgubił się pan ?
- Można tak rzec...szukam posiadłości Spencer'a Storm'a. - gdy ciemnooki wspomniał nazwisko ,,Storm" zauważył jak kobietę przeszył dreszcz, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech. Kobieta wskazała ręką drogę, która wiodła przez las. Wspomniała, żeby lepiej nie zostawał tam na dłużej. Blondyn ukłonił się i odjechał. - Czyżby to co mówiono o dziadku to prawda..? I o co chodziło tej kobiecie...
Obecnie jechał wyboistą drogą pomiędzy drzewami. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma. Po kilku minutach, ujrzał wielkich rozmiarów budowle.
Podjechał pod bramę, która okazała się być lepiej zamknięta niż się spodziewał. Dwie kłódki, a do każdej inny klucz. Wyciągnął z kieszeni płaszcza cztery klucze, które były załącznikiem testamentu.
- Szkoda, że nie podpisane.. - mruknął, sprawdzając wielkość klucza do otworów w kłódkach.
Kiedy otworzył bramę, wjechał do środka. Zaparkował tuż przed drzwiami posiadłości, jednak przed tym, wrócił by zamknąć bramę wjazdową.
Tym samym sposobem otworzył drzwi do domu. Poczuł jak zimne powietrze obejmuje jego ciało. Kiedy po kilku sekundach przywykł do chłodu, postanowił przejść się po starej posiadłości. Po drodze znalazła lampę naftową. Zapalił ją i ruszył dalej, sprawdzając pokoje. W głowie ciągle zastanawiał się nad tym co mówił testament i kobieta we wsi. Kurczowo trzymając lampę szedł w głąb domu. Budynek został wzniesiony na początku XIX wieku, a dokładnie w 1815 roku. Rządzący wówczas król przyjaźnił się ze Spencer'em, a za jego zasługi w wojsku, dał mu ziemię, na której zbudował tą posiadłość. Kiedy dom był budowany, Spencer chciał żeby jego jedyny syn tu zamieszkał, jednak on postanowił odciąć się od ojca, który według niego był dziwakiem. Młody Storm przyjeżdżał tutaj, jednak gdy ludzie zaczęli gadać, że w tym domu dzieje się coś podejrzanego, jego ojciec zabronił mu jeździć do dziadka. Przez jakiś czas miał o to żal do ojca, jednak młodzieniec postanowił nie walczyć z ojcem.
 Stare drewniane deski leżące na podłodze trzeszczały kiedy blondyn stawiał kolejne kroki na przód. Po obejściu piętra, zszedł na dół. Rozglądając się po parterze ujrzał błysk. Podszedł bliżej do jego źródła. Okazało się że to promień słoneczny pada na klamkę od drzwi. Jednak klamkę nie pokrywał kurz. Wyciągnął pistolet i niepewnym, wolnym ruchem nacisnął na klamkę, popychając drzwi do przodu. Jednak były zamknięte. W tej chwili przypomniał sobie o ostatnim kluczyku. Wyciągnął go z kieszeni. Był mały i lekko zdobiony, wygrawerowany miał zegar. Włożył go w zamek, przekręcił. Zgrzyt zamka, który chował się w drzwi sprawił, że chłopak poczuł dreszcz podniecenia i niecierpliwości.
Czy to tutaj są te skarby ?! - To właśnie myślał.
Drzwi otworzyły się, a ten ostrożnie i powoli wszedł do środka.
- K-Książki...? To zwykła biblioteka... - jęknął pod nosem. - Gdzie te skarby schowałeś, dziadku ?
Kiedy rozczarowanie młodzieńca minęło, objechał wzrokiem pomieszczenie. Kilka regałów zapełnionych książkami po sam sufit. Na ziemi również leżało dużo książek, wyglądało to jakby ktoś je niedawno czytał. Mimo wszystko to co go zaskoczyło znajdowało się na środku pokoju. W samym sercu biblioteki znajdował się piedestał, a na nim natomiast leżał jakiś zwinięty, stary pergamin. Blond włosy postawił lampę na piedestale i oświetlił nim pergamin od tyłu. Uważnie przyjrzał się słowom zapisanym na nim.
- Łacina...? - po chwili zastanowienia postanowił przeczytać zawartość pergaminu. - Cae lie imam plati nor main. Tempo le imam celer or mint. Nihil dis scio Igo rina nis. Colle Sintac mi Scina cader plutien.
Po przeczytaniu ostatniego słowa zapisanego piórem, kawałek papieru zaczął lekko się błyszczeć. Mężczyzna odruchowo odrzucił go i wyciągnął zza pazuchy pistolet. Światło stawało się coraz jaśniejsze przez co przysłonił oczy ręką. Kiedy zabrał rękę z oczu nie było książek, ani pergaminu, ani nawet biblioteki.
Za plecami usłyszał dziecięcy śmiech. Znajomy głos. Nerwowo odwrócił się. Kiedy zobaczył siebie sprzed wielu lat oraz swoich rodziców, poczuł ból w klatce, jakby ktoś miażdżył mu płuca, chcąc dotrzec do serca.
- C-Co to ma być do cholery ?! To jakiś żart ?!
- Słowa mają moc. Szczególnie te, które mają coś wspólnego z Księgami Demonów.
Słysząc kolejny głos wymierzył pistolet w dal, gdzie widział kontury ciała. Postać stopniowo zbliżała się, a kiedy w końcu ją ujrzał, zdębiał. Była to bowiem ta sama osoba, która śniła mu się i której wisiał portret w jednym z pokoi.
- To jest sen, prawda ? - szepnął.
W tym samym momencie znowu rozbłysło światło. Mężczyzna nadal trzymając wymierzony pistolet przysłonił znów oczy.
Kiedy je otworzył znów znajdował się w bibliotece, lecz tym razem nie sam.
- Nazywam się Maya. A ty kim jesteś ? - dziewczyna spojrzała na niego, stojąc kilka kroków dalej.
- Jonathan Anthony Storm. Wnuk Spencer'a William'a Storm'a.
- Wnuk Spencer'a..? - jej oczy rozbłysły. - Może porozmawiajmy.
- Mam ci jedno do powiedzenia. Mianowicie, wyjdź z mojego domu. - rzekł stanowczym tonem.
- Ja mimo wszystko mam więcej do powiedzenia, więc wole zostać.
Odparła krótko i ruszyła w stronę drzwi. Johnny niepewnym krokiem ruszył za nią. Była niższa od niego o jakieś 40-50 cm. Ubrana w długa, ciemną spódnicę. Kruczoczarne włosy sięgały jej trochę poniżej pasa.
Kiedy weszli do salonu, ta wygodnie usadowiła się w fotel. Młody Storm zauważył, że to jedyne tak dobrze oświetlone miejsce w całym domu. Ogromne okno naprzeciwko wejścia wpuszczało pełno światła z zewnątrz, kiedy w innych pokojach nie było okien, albo było tylko jedno.
- A więc co tutaj robisz ? I skąd się tutaj wzięłaś ? Jesteś dzieckiem.
- Uwierz mi, jestem starsza nawet niż ten dom, ale po kolei. - Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem słysząc jej słowa, kiedy ta zmierzyła go wzrokiem, uspokoił się i usiadł naprzeciwko. - Mam na imię Maya. Tak naprawdę to nie jestem 100% dzieckiem. Jestem Derig'iem, czyli bramą do Biblioteki Eikoku, gdzie znajdują się zakazane Księgi Demonów.
- Czekaj. Chcesz mi wmówić, że demony żyją i stworzyły księgi ? Masz ciekawą wyobraźnie mała. - uśmiechnął się i pogładził ją po głowie. Ta odtrąciła jego rękę i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczami.
- Spoważniej. Widać, że ze Spencer'em jesteście rodziną. - warknęła. - Skoro to co mówię to nieprawda, to jak wytłumaczysz swoje wspomnienia w bibliotece i moje pojawienie się ? To że twój ojciec miał Spencer'a za dziwaka, nie znaczy, że musiałeś się go słuchać jak pies.
- Mimo że jesteś dziewczynką istnieją granice, których lepiej nie przekraczać jak i tematy których lepiej nie poruszać. - warknął patrząc na nią spod byka. Zielonooka otworzył usta, jednak po chwili dał sobie spokój. W pokoju nastała cisza. Po kilku minutach, przerwało ją burczenie brzucha Mayi. Johnny zwrócił swój wzrok na nią. - Może pójdziemy najpierw coś zjeść ? - uśmiechnął się łagodnie.
Ciemnowłosa pokiwała głową, wstała z fotela i z opuszczoną głową skierowała się do kuchni.
* * * * *
Po skończonym obiedzie, wygodnie usadowili się w salonie.
- Czyli podsumowując. Jesteś bramą do mitycznej Biblioteki Eikoku, gdzie znajdują się Księgi Demonów. Każda z Ksiąg opisuje jeden mit bądź legendę, która po przeczytaniu i po spełnieniu warunków przyzwania, ożywa. Księgi same w sobie nie przekraczają granic, chyba że inny Derig je tutaj sprowadzi. Zgadza się ? - podniósł filiżankę z herbatą cały czas obserwując swoją rozmówczynię. Ta tylko pokiwała głową i upiła herbatę. - Ponadto, mój dziadek był przez 15 lat twoim partnerem, a teraz ja nim jestem.
- Widze, że rozumiesz. Mimo to brakuje Ci czegoś. A mianowicie klucza. - odstawiła filiżankę.
- To mi go daj. - wzruszył ramionami.
- Kiedy dostaniesz klucz, połączy nas kontrakt. Nie ma możliwości by go zdjąć. Zostanie on zerwany przez śmierć - twoją lub moją. Chcesz tego nadal ?
- Skoro Strażników jest mało, bo każdy Derig woli się nie angażować w sprawy ludzi, a potwory z Ksiąg przedostają się korzystając z uczuć ludzi, to raczej nie mam wyjścia.
- Zupełnie jak Spencer... - westchnęła uśmiechając się delikatnie, po czym rzuciła w jego stronę klucz. - Mam tylko nadzieję, że nie masz fetyszu na punkcie małych dziewczynek.  - upiła łyk herbaty.
- O-Oczywiście, że nie.! Za kogo ty mnie masz ?! - krzyknął w jej stronę, lekko czerwieniąc się na twarzy.
Derig cicho zaczęła się śmiać, a po chwili wybuchła śmiechem widząc reakcję oburzonego młodego mężczyzny na jej wypowiedź. Storm widząc uśmiech na twarzy szmaragdo okiej również lekko się uśmiechnął, podpierając się ręką.