Kolejnego dnia...
Promienie wschodzącego Słońca na niebo wdarły się przez okno
do pokoju mężczyzny. Wybrał sobie pokój, który kiedyś należał do niego. Zanim
od ojca jego własny syn odwrócił się i wyrzekł się go. Na ścianach wisiały
stare, lekko okurzone kartki, na których były różne rysunki z jego dziecięcych
lat. Pamiętał jak dziadek zachęcał go by mu coś namalował, a pomimo jego
sprzeciwów i twierdzeń ,,nie umiem malować" czy ,,będziesz się śmiał"
zawsze dawał się namówić. Dom ten, a w
szczególności ten pokój, sprawiało że coraz bardziej rozumiał ból Spencer'a,
który po prostu chronił rodzinę, a mimo to, został odrzucony.
Wpadające promienie, padały prosto na łóżko. Powolnym ruchem
zasłonił oczy ręką odrzucając kołdrę na bok.
- Cholera... - przeklął cicho pod nosem i zsunął rękę z
oczu, przecierając je.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Ospale
wstał z łóżka, chwycił ręcznik oraz ubrania leżące na krześle i skierował się
do łazienki. Kiedy ogarnął się, zszedł na parter posiadłości, uważając by nie
obudzić Mayi. W tej chwili przypomniało mu się, że jedynym miejscem, na którym
nie był, jest taras do którego wchodzi się z kuchni. Szybszym krokiem doszedł
do drzwi prowadzących na taras. Przekręcił klamkę i popchnął je. Świeże
powietrze poranka i zapach kwiatów sprawił, że chłopakowi ode chciało się
wyjeżdżać stąd.
- O, wstałeś. Dzień dobry. - usłyszał głos za plecami.
- Maya..? - odwrócił się powoli, jakby chciał się upewnić że
to ona. Westchnął cicho i uśmiechnął się. - Dzień dobry.
Achh...wygląda
zupełnie jak zwykłe dziecko, które czyta książkę. A mimo to jest, zupełnie
inna.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i przyjrzała się jemu.
Z jego postaci wzrok skierowała na kwiaty, a następnie jej zielone oczy znów
utkwiły na książce.
* * * * *
Stary zegar wiszący w salonie wybił godzinę 10:30. Od kiedy
Johnny wstał, Maya w domu pojawiała się tylko na chwilę, by pójść do biblioteki
i zabrać nowe książki. Pochłaniała je jak spragniony człowiek wodę.
- Maya, co tak cię wciągnęło w te książki ? - spytał
zaciekawiony opierając się o framugę drzwi i przyglądając kwiatom.
- Lubię książki, ich zapach, dotyk.
- Hah, w sumie, jesteś bramą do Eikoku. Nic dziwnego, że je
lubisz. - mruknął.
- Może nie wiesz, ale mimo bycia bramą, mam uczucia,
zupełnie jak człowiek. - fuknęła wymijając go z jedną z książek w rękach.
- C-Czekaj, nie o to mi chodziło. - odwrócił się szybko
próbując ją złapać, jednak ta była za daleko. Widział tylko szybko oddalającą
się niewielką postać o kruczoczarnych włosach. - Echh..spaprałem sprawę. -
puknął się w czoło.
Nagle blondyn doznał olśnienia. Wyszedł przed dom i szybszym
krokiem doszedł do auta. Wyciągnął z schowka nie dużą książkę, po czym wrócił z
powrotem do posiadłości. Skierował się w stronę biblioteki, a widząc zamknięte
drzwi zapukał.
- Chce pobyć sama, zostaw mnie. - usłyszał cichą odpowiedź, jednak zignorował
to i powoli otworzył drzwi. Maya siedziała pod jedyną pustą ścianą, a wokół
niej leżały książki. Z jej szmaragdowych oczu spływały pojedyncze łzy, które co
chwila wycierała rękawem sukni. - To głupie. Żyję tyle lat, a mimo to nadal
kiedy ktoś powie że jestem tylko bramą, zaczynam płakać. Powinnam do tego
przywyknąć, już nie raz w końcu to słyszałam... - brązowooki poczuł się głupio,
nie sądził, że aż tak źle to odbierze. Przykucnął przed nią i wysunął w jej
kierunku książkę, którą przyniósł.
- Dziadek mi ją kiedyś dał, pewnie jej nie czytałaś. -
uśmiechnął się. - Nie chciałem Cię urazić, naprawdę.
- A-Arigato... - mruknęła, biorąc z rąk chłopaka podarunek.
- ,,Arikatso"..? - spróbował powtórzyć przyglądając się
dziewczynie. Ta cicho się zaśmiała.
- A-ri-ga-to. To znaczy dziękuję, z japońskiego. Bycie bramą
ma zalety, znam sporo legend, tym samym języki i niektóre obyczaje, występujące
z krajów z których pochodzą. - uśmiechnęła się i wstała. - To co ? Zbieramy się
?
Młody Storm pokiwał głową i wyprostował nogi. Kiedy wyszli z
biblioteki, zamknął ją na klucz i wręczył czarnowłosej.
Maya wygodnie siedziała
już w aucie i czekała aż Johnny skończy pakować niewielkie zapasy
jedzenia oraz ubrania. Kiedy w końcu zobaczyła go, stał przed drzwiami
przyglądając się kluczowi do posiadłości. Zauważyła jak coś mówi pod nosem i
wkłada klucz do zamku. Wrzucił torbę na tył, zapalił silnik i wyjechał z
obszaru posiadłości.
Zielonooka nie pytała o to co mówił gdy zamykał posiadłość,
po kilku minutach drogi, wciągnęła się w świat, opisany w książce, którą
dostała od niego.
* * * * *
Po ponad 2-godzinnej jeździe, chłopak czuł jak samochód
stopniowo zwalnia. Kiedy wjeżdżali do niewielkiego miasteczka, pojazd zatrzymał
się i mimo starań chłopaka nie ruszył dalej. Johnny otworzył maskę auta i
przyjrzał się uważnie. Maya wyskoczyła z samochodu i stanęła obok niego.
- Wygląda na to, że to coś grubszego. - westchnął. - Musimy
znaleźć mechanika.
Czarnowłosa pokiwała głową.
Dość szybko znaleźli odpowiednią osobę, a w sumie to on
znalazł ich. Młody mężczyzna miał około 35 lat i kiedy napotkał ich na wjeździe
od razu zobaczył pod maskę. Zaproponował im naprawę.
- Jest jednak zła wiadomość, nie naprawię tego dzisiaj.
Muszę znaleźć część w innym mieście, bo u nas jej nie ma. Ale nie martwcie się,
jutro samochód powinien być gotowy. - oznajmił.
- Dobre i to. Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnął się.
- A, bym zapomniał. Ostatnio po zmroku znikają ludzie,
lepiej znajdźcie do tego czasu jakiś nocleg.
Mężczyzna nie żartował, dało się to wyczuć w jego głosie.
* ** * *
Kiedy przepytali kilkoro przechodni dowiedzieli się o tanim
noclegu, na obrzeżach miasta. Jednak każdy z nich powtarzał to samo co mechanik.
Oboje szli w ciszy. Słychać było ćwierkanie ptaków, szum
drzew, które rosły niedaleko. Po kilku minutach spaceru doszli na skraj
miasteczka. Okazało się że jest to mały pensjonat, a właściciel jest zapalonym
strzelcem. Storm rozmawiając z właścicielem dopytywał się jakim cudem ludzie
znikają.
- Ludzie mówią, że w lesie pojawił się wilkołak.
- Wilkołak ?
- Pół człowiek i pół wilk. Wilkołak przemienia się co noc, a
w czasie pełni ogarnia go morderczy szał, potężniejszy od zwykłego. Mają nie
zwykły słuch i węch. Bardzo zwinnie polują na zarówno ludzi jak i zwierzęta. -
oznajmiła Maya.
- Brawo dziewczynko. Ale chyba pańska siostrzyczka jest za
mała na takie historie. - szepnął do Johnny'ego. - Wilkołaki to bestie. - Maya
słysząc słowa właściciela fuknęła cicho, jednak na jego ręce ujrzała dziwny
symbol. - Wybaczcie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, o to wasz
pokój. - wskazał palcem i poszedł w kierunku schodów prowadzących na parter. Po
chwili drzwi zamknęły się.
Johnny wzruszył rękoma i wszedł do pokoju. Pierwsze co go
zaskoczyło to zapach. Zapach sierści.
- Tak jak myślałam. - usiadła na łóżku.
- Co masz na myśli ?
- Widziałeś symbol na dłoni pana Black'a ? Ma niewielki
pentagram. Mówił, że widział wielkiego wilka w lesie który go podrapał, a mimo
to nie ma żadnych zadrapań ani nawet blizn.
- Sądzisz, że jest on wilkołakiem o którym mówią ludzie ? -
spojrzał na nią prostując się. Ta pokiwała głową. - Skoro tak, to chodźmy
poszperać, może coś znajdziemy. Poza tym, ten odór przyprawia mnie o mdłości.
Przeszukali dyskretnie cały parter jak i piętro oraz
wypytali nową pomocnicę o wilkołaka. Okazało się, że dziś musi zostać na noc,
bo jej dom został spustoszony przez złodziei. Wracając po schodach do pokoju,
Johnny zauważył zadrapania na końcu korytarza.
- Powinniśmy ostrzec tą dziewczynę ? - mruknął.
- Nie, nie uwierzy nam. Nas zna może godzinę, pana Black'a o
wiele dłużej. - odparła wchodząc do pokoju. - Musimy poczekać do zmierzchu,
wtedy się okaże czy mam rację.
Johnny wbiegł za nią do pokoju i zamknął drzwi.
* * * * *
Gdy nadszedł czas kolacji, zeszli na dół. Posiłek odbył się
w ciszy, jedynie młoda pomocnica na koniec próbowała podjąć jakąś rozmowę. Na
daremno jednak. Właściciel pensjonatu nie zwracał nawet uwagi. Maya zerknęła na
niego kątem oka. Kiedy Clara zabrała się za czyszczenie starych talerzy, Derig
zabrała szybko jeden z nich i podeszła z nim do Black'a. Ten widząc ją wzruszył
tylko ramionami i przyglądał się dalej. Kiedy jednak ta wręczyła jemu talerz,
mężczyzna szybko go wyrzucił i wydarł się na szmaragdo oką, po czym szybko
wybiegł i zamknął się w swoim pokoju.
- B-Bardzo przepraszam. Nigdy tak się nie zachowywał. -
przepraszała i kłaniała się młoda kobieta.
- Nic się nie stało...po prostu może miał stresujący dzień.
- zaczął blond włosy zabierając Maye do pokoju. - My już pójdziemy na górę. -
kiedy weszli do pokoju, Johnny zamknął drzwi na klucz i zerknął na dziewczynę.
- To było ryzykowne.
- Tak, ale teraz wiemy, że jest wilkołakiem. A raczej
opętanym przez niego.
- Opętanym ? Przecież wilkołaki nie są duchami.
- Masz rację, jednak w ludzkiej postaci nie zareagował by na
srebro. Srebro osłabia wilkołaki, a
pentagram znajduje się na zewnętrznej stronie dłoni, a nie na wewnętrznej.
- Czyli...jedynym sposobem by wypędzić tego ducha wilkołaka
jest zabicie żywiciela ?
- Poniekąd... - odparła.
* * * * *
Kiedy Słońce chowało się za horyzont, brązowooki czuł
narastający nie pokój. Jednak gdy Słońce całkiem zaszło, a na nieboskłonie
pojawił się w swej okazałości Księżyc, nie pokój nasilił się. Kilka minut
później usłyszeli ciche warczenie i wycie wilka. Był to jasny i klarowny znak.
Oboje o tym wiedzieli.
Mijały minuty, a kiedy zbliżała się godzina od zachodu
Słońca, oboje usłyszeli krzyk.
- To Clara.! - krzyknął Johnny wybiegając z pokoju.
Zbiegłszy na parter, zobaczył poro zszarpywane ciało
dziewczyny, a gdy stwór się odwrócił, w jego pysku zobaczył głowę jasnowłosej.
Całe ciało wilkołaka było poplamione, lepkie i cuchnące od świeżej krwi. Mimo
tego iż zapach krwi był wyraźny, czuć było też zgnilizną.
- C-Coś ty zrobił... - chłopak czuł jak całe jego ciało jest
paraliżowane na widok rozszarpanego ciała. Bestia powoli zaczęła się zbliżać do
blondyna, który kiedy tylko usłyszał krzyk Mayi ocknął się. Lykaon przyspieszył
tempa. Storm szybko wyciągnął rewolwer i wycelował, jednak ten uskoczył.
Młodzieniec wypuścił kilka naboi na darmo. Po kolejnej serii udało mu się
trafić w nogę stwora, przez co ten zwolnił.
- Johnny, teraz.!
- Mhm. - skinął głową i wyciągnął z kieszeni klucz,
chwytając Maye za talię i trzymając ją blisko. Przyłożył kluczyk do klatki
dziewczyny, a jasne światełko rozbłysło. - Orzeźwiam
się w spowitej mrokiem nocy. Skrywam za tarczą z błękitnego smoka, w
koncentracji i skupieniu siłę swą gromadzę w sercu. W mglistym brzasku poranka
rozbrzmiewa legenda o Bibliotece Czasu. - wilkołak skoczył ku nim, jednak
Johnny był szybszy. Jasne światło oświetliło całe pomieszczenie, zmuszając
potwora skryć się.
Kiedy światło zmalało, wokół Johnny'ego niczym tarcza
krążyły różne Księgi Demonów, które zostały sprowadzone przez otwarcie bramy do
Biblioteki Czasu i Przestrzeni, do Biblioteki Eikoku.
- ,,Przybędzie bohater z lśniącym mieczem. Z mieczem wykutym
z czystego żelaza. Poskromi bestię, która zagnieździła się w
nieszczęśniku." - Johnny czytając Księgę przyglądał się zwijającemu z bólu
wilkołaki. W swojej głowie słyszał głos Mayi : ,,Czytaj dalej." - ,,Gdy ta
próbując uciec, porzuci ciało swego żywiciela, blask srebra pozbawi ducha wilka
mocy. Nieszczęśnik pozostanie nieświadom swych czynów, a bestia zamknięta tam
gdzie jej miejsce."
Ponad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny zaczęła unosić
się szarawa postać. Przyjęła postać wilka, który próbował się wyrwać z objęć
słów. Jednak na darmo, został wciągnięty do Księgi Demonów. Księga zamknęła
się, a pozostałe zniknęły. Natomiast obok chłopaka, stanęła nie wysoka
zielonooka.
Pan Black leżał spokojnie na podłodze. Zupełnie jakby spał.
- Maya...czy on będzie pamiętał to co zrobił...? - spytał
zmywając ślady krwi.
- Nie. Nie będzie pamiętał ani tego co robił, ani nas.
Bedzie miał wrażenie że był to sen, koszmar. Co do Clary...będzie ją pamiętał
jako niewinną dziewczynę. - mruknęła.
Skinął głową. Gdy uporał się z plamami krwi, zauważył że
Słońce już wzeszło. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła ósma.
- Musimy iść, w każdej chwili może się obudzić pan Black.
Po cichu weszli na górę, zabrali plecak i wyszli z
pensjonatu. Na szczęście mechanik miał już otwarty warsztat i skończył
naprawiać ich samochód. Jednak gdy spytał ich o noc, Johnny lekko uśmiechnął
się, miał nadzieję, że mężczyzna nie pozna, że jest sztuczny. Blondyn zapłacił,
podziękował i pożegnał się.
Kiedy opuścili miasteczko, Maya spojrzała na niego.
- Ostrzegałam. Musisz być przygotowany na więcej takich
widoków.
- Wiem...tylko, nie sądziłem, że tak to wszystko wygląda...
- Spokojnie, jestem przy tobie. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę.
- mruknęła opierając głowę o jego ramię.