środa, 6 września 2017

Słowa to potęga, a Ty nimi władasz. ~ (cz.2)

Kolejnego dnia...
Promienie wschodzącego Słońca na niebo wdarły się przez okno do pokoju mężczyzny. Wybrał sobie pokój, który kiedyś należał do niego. Zanim od ojca jego własny syn odwrócił się i wyrzekł się go. Na ścianach wisiały stare, lekko okurzone kartki, na których były różne rysunki z jego dziecięcych lat. Pamiętał jak dziadek zachęcał go by mu coś namalował, a pomimo jego sprzeciwów i twierdzeń ,,nie umiem malować" czy ,,będziesz się śmiał" zawsze dawał się namówić. Dom ten,  a w szczególności ten pokój, sprawiało że coraz bardziej rozumiał ból Spencer'a, który po prostu chronił rodzinę, a mimo to, został odrzucony.
Wpadające promienie, padały prosto na łóżko. Powolnym ruchem zasłonił oczy ręką odrzucając kołdrę na bok.
- Cholera... - przeklął cicho pod nosem i zsunął rękę z oczu, przecierając je.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się. Ospale wstał z łóżka, chwycił ręcznik oraz ubrania leżące na krześle i skierował się do łazienki. Kiedy ogarnął się, zszedł na parter posiadłości, uważając by nie obudzić Mayi. W tej chwili przypomniało mu się, że jedynym miejscem, na którym nie był, jest taras do którego wchodzi się z kuchni. Szybszym krokiem doszedł do drzwi prowadzących na taras. Przekręcił klamkę i popchnął je. Świeże powietrze poranka i zapach kwiatów sprawił, że chłopakowi ode chciało się wyjeżdżać stąd.
- O, wstałeś. Dzień dobry. - usłyszał głos za plecami.
- Maya..? - odwrócił się powoli, jakby chciał się upewnić że to ona. Westchnął cicho i uśmiechnął się. - Dzień dobry.
Achh...wygląda zupełnie jak zwykłe dziecko, które czyta książkę. A mimo to jest, zupełnie inna.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i przyjrzała się jemu. Z jego postaci wzrok skierowała na kwiaty, a następnie jej zielone oczy znów utkwiły na książce.
* * * * *
Stary zegar wiszący w salonie wybił godzinę 10:30. Od kiedy Johnny wstał, Maya w domu pojawiała się tylko na chwilę, by pójść do biblioteki i zabrać nowe książki. Pochłaniała je jak spragniony człowiek wodę.
- Maya, co tak cię wciągnęło w te książki ? - spytał zaciekawiony opierając się o framugę drzwi i przyglądając kwiatom.
- Lubię książki, ich zapach, dotyk.
- Hah, w sumie, jesteś bramą do Eikoku. Nic dziwnego, że je lubisz. - mruknął.
- Może nie wiesz, ale mimo bycia bramą, mam uczucia, zupełnie jak człowiek. - fuknęła wymijając go z jedną z książek w rękach.
- C-Czekaj, nie o to mi chodziło. - odwrócił się szybko próbując ją złapać, jednak ta była za daleko. Widział tylko szybko oddalającą się niewielką postać o kruczoczarnych włosach. - Echh..spaprałem sprawę. - puknął się w czoło.
Nagle blondyn doznał olśnienia. Wyszedł przed dom i szybszym krokiem doszedł do auta. Wyciągnął z schowka nie dużą książkę, po czym wrócił z powrotem do posiadłości. Skierował się w stronę biblioteki, a widząc zamknięte drzwi zapukał.
- Chce pobyć sama, zostaw mnie.  - usłyszał cichą odpowiedź, jednak zignorował to i powoli otworzył drzwi. Maya siedziała pod jedyną pustą ścianą, a wokół niej leżały książki. Z jej szmaragdowych oczu spływały pojedyncze łzy, które co chwila wycierała rękawem sukni. - To głupie. Żyję tyle lat, a mimo to nadal kiedy ktoś powie że jestem tylko bramą, zaczynam płakać. Powinnam do tego przywyknąć, już nie raz w końcu to słyszałam... - brązowooki poczuł się głupio, nie sądził, że aż tak źle to odbierze. Przykucnął przed nią i wysunął w jej kierunku książkę, którą przyniósł.
- Dziadek mi ją kiedyś dał, pewnie jej nie czytałaś. - uśmiechnął się. - Nie chciałem Cię urazić, naprawdę.
- A-Arigato... - mruknęła, biorąc z rąk chłopaka podarunek.
- ,,Arikatso"..? - spróbował powtórzyć przyglądając się dziewczynie. Ta cicho się zaśmiała.
- A-ri-ga-to. To znaczy dziękuję, z japońskiego. Bycie bramą ma zalety, znam sporo legend, tym samym języki i niektóre obyczaje, występujące z krajów z których pochodzą. - uśmiechnęła się i wstała. - To co ? Zbieramy się ?
Młody Storm pokiwał głową i wyprostował nogi. Kiedy wyszli z biblioteki, zamknął ją na klucz i wręczył czarnowłosej.
Maya wygodnie siedziała  już w aucie i czekała aż Johnny skończy pakować niewielkie zapasy jedzenia oraz ubrania. Kiedy w końcu zobaczyła go, stał przed drzwiami przyglądając się kluczowi do posiadłości. Zauważyła jak coś mówi pod nosem i wkłada klucz do zamku. Wrzucił torbę na tył, zapalił silnik i wyjechał z obszaru posiadłości.
Zielonooka nie pytała o to co mówił gdy zamykał posiadłość, po kilku minutach drogi, wciągnęła się w świat, opisany w książce, którą dostała od niego.
* * * * *
Po ponad 2-godzinnej jeździe, chłopak czuł jak samochód stopniowo zwalnia. Kiedy wjeżdżali do niewielkiego miasteczka, pojazd zatrzymał się i mimo starań chłopaka nie ruszył dalej. Johnny otworzył maskę auta i przyjrzał się uważnie. Maya wyskoczyła z samochodu i stanęła obok niego.
- Wygląda na to, że to coś grubszego. - westchnął. - Musimy znaleźć mechanika.
Czarnowłosa pokiwała głową.
Dość szybko znaleźli odpowiednią osobę, a w sumie to on znalazł ich. Młody mężczyzna miał około 35 lat i kiedy napotkał ich na wjeździe od razu zobaczył pod maskę. Zaproponował im naprawę.
- Jest jednak zła wiadomość, nie naprawię tego dzisiaj. Muszę znaleźć część w innym mieście, bo u nas jej nie ma. Ale nie martwcie się, jutro samochód powinien być gotowy. - oznajmił.
- Dobre i to. Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnął się.
- A, bym zapomniał. Ostatnio po zmroku znikają ludzie, lepiej znajdźcie do tego czasu jakiś nocleg.
Mężczyzna nie żartował, dało się to wyczuć w jego głosie.
* ** * *
Kiedy przepytali kilkoro przechodni dowiedzieli się o tanim noclegu, na obrzeżach miasta. Jednak każdy z nich powtarzał to samo co mechanik.
Oboje szli w ciszy. Słychać było ćwierkanie ptaków, szum drzew, które rosły niedaleko. Po kilku minutach spaceru doszli na skraj miasteczka. Okazało się że jest to mały pensjonat, a właściciel jest zapalonym strzelcem. Storm rozmawiając z właścicielem dopytywał się jakim cudem ludzie znikają.
- Ludzie mówią, że w lesie pojawił się wilkołak.
- Wilkołak ?
- Pół człowiek i pół wilk. Wilkołak przemienia się co noc, a w czasie pełni ogarnia go morderczy szał, potężniejszy od zwykłego. Mają nie zwykły słuch i węch. Bardzo zwinnie polują na zarówno ludzi jak i zwierzęta. - oznajmiła Maya.
- Brawo dziewczynko. Ale chyba pańska siostrzyczka jest za mała na takie historie. - szepnął do Johnny'ego. - Wilkołaki to bestie. - Maya słysząc słowa właściciela fuknęła cicho, jednak na jego ręce ujrzała dziwny symbol. - Wybaczcie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, o to wasz pokój. - wskazał palcem i poszedł w kierunku schodów prowadzących na parter. Po chwili drzwi zamknęły się.
Johnny wzruszył rękoma i wszedł do pokoju. Pierwsze co go zaskoczyło to zapach. Zapach sierści.
- Tak jak myślałam. - usiadła na łóżku.
- Co masz na myśli ?
- Widziałeś symbol na dłoni pana Black'a ? Ma niewielki pentagram. Mówił, że widział wielkiego wilka w lesie który go podrapał, a mimo to nie ma żadnych zadrapań ani nawet blizn.
- Sądzisz, że jest on wilkołakiem o którym mówią ludzie ? - spojrzał na nią prostując się. Ta pokiwała głową. - Skoro tak, to chodźmy poszperać, może coś znajdziemy. Poza tym, ten odór przyprawia mnie o mdłości.
Przeszukali dyskretnie cały parter jak i piętro oraz wypytali nową pomocnicę o wilkołaka. Okazało się, że dziś musi zostać na noc, bo jej dom został spustoszony przez złodziei. Wracając po schodach do pokoju, Johnny zauważył zadrapania na końcu korytarza.
- Powinniśmy ostrzec tą dziewczynę ? - mruknął.
- Nie, nie uwierzy nam. Nas zna może godzinę, pana Black'a o wiele dłużej. - odparła wchodząc do pokoju. - Musimy poczekać do zmierzchu, wtedy się okaże czy mam rację.
Johnny wbiegł za nią do pokoju i zamknął drzwi.
* * * * *
Gdy nadszedł czas kolacji, zeszli na dół. Posiłek odbył się w ciszy, jedynie młoda pomocnica na koniec próbowała podjąć jakąś rozmowę. Na daremno jednak. Właściciel pensjonatu nie zwracał nawet uwagi. Maya zerknęła na niego kątem oka. Kiedy Clara zabrała się za czyszczenie starych talerzy, Derig zabrała szybko jeden z nich i podeszła z nim do Black'a. Ten widząc ją wzruszył tylko ramionami i przyglądał się dalej. Kiedy jednak ta wręczyła jemu talerz, mężczyzna szybko go wyrzucił i wydarł się na szmaragdo oką, po czym szybko wybiegł i zamknął się w swoim pokoju.
- B-Bardzo przepraszam. Nigdy tak się nie zachowywał. - przepraszała i kłaniała się młoda kobieta.
- Nic się nie stało...po prostu może miał stresujący dzień. - zaczął blond włosy zabierając Maye do pokoju. - My już pójdziemy na górę. - kiedy weszli do pokoju, Johnny zamknął drzwi na klucz i zerknął na dziewczynę. - To było ryzykowne.
- Tak, ale teraz wiemy, że jest wilkołakiem. A raczej opętanym przez niego.
- Opętanym ? Przecież wilkołaki nie są duchami.
- Masz rację, jednak w ludzkiej postaci nie zareagował by na srebro. Srebro osłabia wilkołaki,  a pentagram znajduje się na zewnętrznej stronie dłoni, a nie na wewnętrznej.
- Czyli...jedynym sposobem by wypędzić tego ducha wilkołaka jest zabicie żywiciela ?
- Poniekąd... - odparła.
* * * * *
Kiedy Słońce chowało się za horyzont, brązowooki czuł narastający nie pokój. Jednak gdy Słońce całkiem zaszło, a na nieboskłonie pojawił się w swej okazałości Księżyc, nie pokój nasilił się. Kilka minut później usłyszeli ciche warczenie i wycie wilka. Był to jasny i klarowny znak. Oboje o tym wiedzieli.
Mijały minuty, a kiedy zbliżała się godzina od zachodu Słońca, oboje usłyszeli krzyk.
- To Clara.! - krzyknął Johnny wybiegając z pokoju.
Zbiegłszy na parter, zobaczył poro zszarpywane ciało dziewczyny, a gdy stwór się odwrócił, w jego pysku zobaczył głowę jasnowłosej. Całe ciało wilkołaka było poplamione, lepkie i cuchnące od świeżej krwi. Mimo tego iż zapach krwi był wyraźny, czuć było też zgnilizną.
- C-Coś ty zrobił... - chłopak czuł jak całe jego ciało jest paraliżowane na widok rozszarpanego ciała. Bestia powoli zaczęła się zbliżać do blondyna, który kiedy tylko usłyszał krzyk Mayi ocknął się. Lykaon przyspieszył tempa. Storm szybko wyciągnął rewolwer i wycelował, jednak ten uskoczył. Młodzieniec wypuścił kilka naboi na darmo. Po kolejnej serii udało mu się trafić w nogę stwora, przez co ten zwolnił.
- Johnny, teraz.!
- Mhm. - skinął głową i wyciągnął z kieszeni klucz, chwytając Maye za talię i trzymając ją blisko. Przyłożył kluczyk do klatki dziewczyny, a jasne światełko rozbłysło. - Orzeźwiam się w spowitej mrokiem nocy. Skrywam za tarczą z błękitnego smoka, w koncentracji i skupieniu siłę swą gromadzę w sercu. W mglistym brzasku poranka rozbrzmiewa legenda o Bibliotece Czasu. - wilkołak skoczył ku nim, jednak Johnny był szybszy. Jasne światło oświetliło całe pomieszczenie, zmuszając potwora skryć się.
Kiedy światło zmalało, wokół Johnny'ego niczym tarcza krążyły różne Księgi Demonów, które zostały sprowadzone przez otwarcie bramy do Biblioteki Czasu i Przestrzeni, do Biblioteki Eikoku.
- ,,Przybędzie bohater z lśniącym mieczem. Z mieczem wykutym z czystego żelaza. Poskromi bestię, która zagnieździła się w nieszczęśniku." - Johnny czytając Księgę przyglądał się zwijającemu z bólu wilkołaki. W swojej głowie słyszał głos Mayi : ,,Czytaj dalej." - ,,Gdy ta próbując uciec, porzuci ciało swego żywiciela, blask srebra pozbawi ducha wilka mocy. Nieszczęśnik pozostanie nieświadom swych czynów, a bestia zamknięta tam gdzie jej miejsce."
Ponad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny zaczęła unosić się szarawa postać. Przyjęła postać wilka, który próbował się wyrwać z objęć słów. Jednak na darmo, został wciągnięty do Księgi Demonów. Księga zamknęła się, a pozostałe zniknęły. Natomiast obok chłopaka, stanęła nie wysoka zielonooka.
Pan Black leżał spokojnie na podłodze. Zupełnie jakby spał.
- Maya...czy on będzie pamiętał to co zrobił...? - spytał zmywając ślady krwi.
- Nie. Nie będzie pamiętał ani tego co robił, ani nas. Bedzie miał wrażenie że był to sen, koszmar. Co do Clary...będzie ją pamiętał jako niewinną dziewczynę. - mruknęła.
Skinął głową. Gdy uporał się z plamami krwi, zauważył że Słońce już wzeszło. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła ósma.
- Musimy iść, w każdej chwili może się obudzić pan Black.
Po cichu weszli na górę, zabrali plecak i wyszli z pensjonatu. Na szczęście mechanik miał już otwarty warsztat i skończył naprawiać ich samochód. Jednak gdy spytał ich o noc, Johnny lekko uśmiechnął się, miał nadzieję, że mężczyzna nie pozna, że jest sztuczny. Blondyn zapłacił, podziękował i pożegnał się.
Kiedy opuścili miasteczko, Maya spojrzała na niego.
- Ostrzegałam. Musisz być przygotowany na więcej takich widoków.
- Wiem...tylko, nie sądziłem, że tak to wszystko wygląda...

- Spokojnie, jestem przy tobie. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę. - mruknęła opierając głowę o jego ramię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz