Moja autorska praca, powstała w wyniku konkursu do szkoły :>
Pomysł zaczerpnięty z anime/mangi Dantalian no Shoka.
______________________________________________________________
Wielka Brytania roku pańskiego 1890.
Mglisty Londyn powoli budził się do życia. Kiedy mieszkańcy
miasta leniwie wstawali z łóżek, młody blondyn właśnie ubierał płaszcz i
wychodził z mieszkania. Zamykając drzwi przypomniał sobie o pistolecie, który
miał zabrać. Wolnym ruchem wszedł ponownie, wyjął pistolet i komody i opuścił
dom. W ręce trzymał niewielką torbę, którą wrzucił na siedzenie pasażera w
swoim samochodzie.
- Gdzie tak wcześnie się wybierasz młodzieńcze ? - blondyn
odwrócił głowę w kierunku ciepłego kobiecego głosu.
- Witam, pani Holmes. - uśmiechnął się. Była to kobieta w
starszym wieku, wieloletnia przyjaciółka jego rodziców. Mimo swojego wieku,
była w świetnym stanie. Bujne siwe włosy ułożone w kok, a na głowie
jasnoniebieska chusta, podarowana przez zmarłego męża. - Sprawy rodzinne
wzywają.
- Prosiłam żebyś tak nie mówił. - odparła. - Dobrze, w takim
razie nie zatrzymuję. Bezpiecznej drogi.
- Dobrze, pani Kristoff. - w rzeczy samej, ludzie którzy
znali ją, często tak ją nazywali. Była osobą bardzo dokładną, przykładała dużą
wagę do szczegółów i umiała znaleźć niekonwencjonalne rozwiązania. Dlatego
przylgnął do niej przydomek znanego, fikcyjnego detektywa, Sherlock'a Holmes'a.
On ukłonił się grzecznie i ruszył ulicą przed siebie.
Czekała go podróż do posiadłości, którą to wybudował jego dziadek. Ostatnią
wolą Spencer'a Storm'a było to, by jego kochany wnuk zajął się domem. W
testamencie, starzec napomknął o tajemnicach i skarbach, znajdujących się za
ścianami posiadłości. Młody mężczyzna nie rozumiał, jaki skarb mógłby dziadek
ukryć, ale postanowił spełnić wolę starca.
Posiadłość znajdowała się w oddalonej o około 60 km wsi.
* * * * *
Po jakiejś godzinie jazdy, w oddali można było dostrzec
pierwsze wiejskie domy.
- Teraz w którą stronę... - mruknął rozglądając się.
Do mężczyzny podeszła młoda kobieta, ubrana w długi płaszcz.
- Zgubił się pan ?
- Można tak rzec...szukam posiadłości Spencer'a Storm'a. -
gdy ciemnooki wspomniał nazwisko ,,Storm" zauważył jak kobietę przeszył
dreszcz, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech. Kobieta wskazała ręką drogę, która
wiodła przez las. Wspomniała, żeby lepiej nie zostawał tam na dłużej. Blondyn
ukłonił się i odjechał. - Czyżby to co mówiono o dziadku to prawda..? I o co
chodziło tej kobiecie...
Obecnie jechał wyboistą drogą pomiędzy drzewami. Spojrzał na
zegarek. Dochodziła ósma. Po kilku minutach, ujrzał wielkich rozmiarów budowle.
Podjechał pod bramę, która okazała się być lepiej zamknięta
niż się spodziewał. Dwie kłódki, a do każdej inny klucz. Wyciągnął z kieszeni
płaszcza cztery klucze, które były załącznikiem testamentu.
- Szkoda, że nie podpisane.. - mruknął, sprawdzając wielkość
klucza do otworów w kłódkach.
Kiedy otworzył bramę, wjechał do środka. Zaparkował tuż
przed drzwiami posiadłości, jednak przed tym, wrócił by zamknąć bramę wjazdową.
Tym samym sposobem otworzył drzwi do domu. Poczuł jak zimne
powietrze obejmuje jego ciało. Kiedy po kilku sekundach przywykł do chłodu,
postanowił przejść się po starej posiadłości. Po drodze znalazła lampę naftową.
Zapalił ją i ruszył dalej, sprawdzając pokoje. W głowie ciągle zastanawiał się
nad tym co mówił testament i kobieta we wsi. Kurczowo trzymając lampę szedł w
głąb domu. Budynek został wzniesiony na początku XIX wieku, a dokładnie w 1815
roku. Rządzący wówczas król przyjaźnił się ze Spencer'em, a za jego zasługi w
wojsku, dał mu ziemię, na której zbudował tą posiadłość. Kiedy dom był
budowany, Spencer chciał żeby jego jedyny syn tu zamieszkał, jednak on
postanowił odciąć się od ojca, który według niego był dziwakiem. Młody Storm
przyjeżdżał tutaj, jednak gdy ludzie zaczęli gadać, że w tym domu dzieje się
coś podejrzanego, jego ojciec zabronił mu jeździć do dziadka. Przez jakiś czas
miał o to żal do ojca, jednak młodzieniec postanowił nie walczyć z ojcem.
Stare drewniane deski
leżące na podłodze trzeszczały kiedy blondyn stawiał kolejne kroki na przód. Po
obejściu piętra, zszedł na dół. Rozglądając się po parterze ujrzał błysk.
Podszedł bliżej do jego źródła. Okazało się że to promień słoneczny pada na
klamkę od drzwi. Jednak klamkę nie pokrywał kurz. Wyciągnął pistolet i
niepewnym, wolnym ruchem nacisnął na klamkę, popychając drzwi do przodu. Jednak
były zamknięte. W tej chwili przypomniał sobie o ostatnim kluczyku. Wyciągnął
go z kieszeni. Był mały i lekko zdobiony, wygrawerowany miał zegar. Włożył go w
zamek, przekręcił. Zgrzyt zamka, który chował się w drzwi sprawił, że chłopak
poczuł dreszcz podniecenia i niecierpliwości.
Czy to tutaj są te
skarby ?! - To właśnie myślał.
Drzwi otworzyły się, a ten ostrożnie i powoli wszedł do
środka.
- K-Książki...? To zwykła biblioteka... - jęknął pod nosem. -
Gdzie te skarby schowałeś, dziadku ?
Kiedy rozczarowanie młodzieńca minęło, objechał wzrokiem
pomieszczenie. Kilka regałów zapełnionych książkami po sam sufit. Na ziemi również
leżało dużo książek, wyglądało to jakby ktoś je niedawno czytał. Mimo wszystko
to co go zaskoczyło znajdowało się na środku pokoju. W samym sercu biblioteki
znajdował się piedestał, a na nim natomiast leżał jakiś zwinięty, stary
pergamin. Blond włosy postawił lampę na piedestale i oświetlił nim pergamin od
tyłu. Uważnie przyjrzał się słowom zapisanym na nim.
- Łacina...? - po chwili zastanowienia postanowił przeczytać
zawartość pergaminu. - Cae lie imam plati nor main. Tempo le imam celer or mint. Nihil dis scio Igo
rina nis. Colle Sintac mi Scina cader plutien.
Po przeczytaniu ostatniego słowa zapisanego piórem, kawałek
papieru zaczął lekko się błyszczeć. Mężczyzna odruchowo odrzucił go i wyciągnął
zza pazuchy pistolet. Światło stawało się coraz jaśniejsze przez co przysłonił
oczy ręką. Kiedy zabrał rękę z oczu nie było książek, ani pergaminu, ani nawet
biblioteki.
Za plecami usłyszał dziecięcy śmiech. Znajomy głos. Nerwowo
odwrócił się. Kiedy zobaczył siebie sprzed wielu lat oraz swoich rodziców, poczuł
ból w klatce, jakby ktoś miażdżył mu płuca, chcąc dotrzec do serca.
- C-Co to ma być do cholery ?! To jakiś żart ?!
- Słowa mają moc. Szczególnie te, które mają coś wspólnego z
Księgami Demonów.
Słysząc kolejny głos wymierzył pistolet w dal, gdzie widział
kontury ciała. Postać stopniowo zbliżała się, a kiedy w końcu ją ujrzał,
zdębiał. Była to bowiem ta sama osoba, która śniła mu się i której wisiał
portret w jednym z pokoi.
- To jest sen, prawda ? - szepnął.
W tym samym momencie znowu rozbłysło światło. Mężczyzna
nadal trzymając wymierzony pistolet przysłonił znów oczy.
Kiedy je otworzył znów znajdował się w bibliotece, lecz tym
razem nie sam.
- Nazywam się Maya. A ty kim jesteś ? - dziewczyna spojrzała
na niego, stojąc kilka kroków dalej.
- Jonathan
Anthony Storm. Wnuk Spencer'a William'a Storm'a.
- Wnuk Spencer'a..? - jej oczy rozbłysły. - Może
porozmawiajmy.
- Mam ci jedno do powiedzenia. Mianowicie, wyjdź z mojego
domu. - rzekł stanowczym tonem.
- Ja mimo wszystko mam więcej do powiedzenia, więc wole
zostać.
Odparła krótko i ruszyła w stronę drzwi. Johnny niepewnym
krokiem ruszył za nią. Była niższa od niego o jakieś 40-50 cm. Ubrana w długa,
ciemną spódnicę. Kruczoczarne włosy sięgały jej trochę poniżej pasa.
Kiedy weszli do salonu, ta wygodnie usadowiła się w fotel.
Młody Storm zauważył, że to jedyne tak dobrze oświetlone miejsce w całym domu.
Ogromne okno naprzeciwko wejścia wpuszczało pełno światła z zewnątrz, kiedy w
innych pokojach nie było okien, albo było tylko jedno.
- A więc co tutaj robisz ? I skąd się tutaj wzięłaś ? Jesteś
dzieckiem.
- Uwierz mi, jestem starsza nawet niż ten dom, ale po kolei.
- Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem słysząc jej słowa, kiedy ta zmierzyła go
wzrokiem, uspokoił się i usiadł naprzeciwko. - Mam na imię Maya. Tak naprawdę
to nie jestem 100% dzieckiem. Jestem Derig'iem, czyli bramą do Biblioteki
Eikoku, gdzie znajdują się zakazane Księgi Demonów.
- Czekaj. Chcesz mi wmówić, że demony żyją i stworzyły
księgi ? Masz ciekawą wyobraźnie mała. - uśmiechnął się i pogładził ją po
głowie. Ta odtrąciła jego rękę i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi
oczami.
- Spoważniej. Widać, że ze Spencer'em jesteście rodziną. -
warknęła. - Skoro to co mówię to nieprawda, to jak wytłumaczysz swoje
wspomnienia w bibliotece i moje pojawienie się ? To że twój ojciec miał
Spencer'a za dziwaka, nie znaczy, że musiałeś się go słuchać jak pies.
- Mimo że jesteś dziewczynką istnieją granice, których
lepiej nie przekraczać jak i tematy których lepiej nie poruszać. - warknął
patrząc na nią spod byka. Zielonooka otworzył usta, jednak po chwili dał sobie
spokój. W pokoju nastała cisza. Po kilku minutach, przerwało ją burczenie
brzucha Mayi. Johnny zwrócił swój wzrok na nią. - Może pójdziemy najpierw coś
zjeść ? - uśmiechnął się łagodnie.
Ciemnowłosa pokiwała głową, wstała z fotela i z opuszczoną
głową skierowała się do kuchni.
* * * * *
Po skończonym obiedzie, wygodnie usadowili się w salonie.
- Czyli podsumowując. Jesteś bramą do mitycznej Biblioteki
Eikoku, gdzie znajdują się Księgi Demonów. Każda z Ksiąg opisuje jeden mit bądź
legendę, która po przeczytaniu i po spełnieniu warunków przyzwania, ożywa.
Księgi same w sobie nie przekraczają granic, chyba że inny Derig je tutaj
sprowadzi. Zgadza się ? - podniósł filiżankę z herbatą cały czas obserwując
swoją rozmówczynię. Ta tylko pokiwała głową i upiła herbatę. - Ponadto, mój
dziadek był przez 15 lat twoim partnerem, a teraz ja nim jestem.
- Widze, że rozumiesz. Mimo to brakuje Ci czegoś. A
mianowicie klucza. - odstawiła filiżankę.
- To mi go daj. - wzruszył ramionami.
- Kiedy dostaniesz klucz, połączy nas kontrakt. Nie ma
możliwości by go zdjąć. Zostanie on zerwany przez śmierć - twoją lub moją.
Chcesz tego nadal ?
- Skoro Strażników jest mało, bo każdy Derig woli się nie
angażować w sprawy ludzi, a potwory z Ksiąg przedostają się korzystając z uczuć
ludzi, to raczej nie mam wyjścia.
- Zupełnie jak Spencer... - westchnęła uśmiechając się
delikatnie, po czym rzuciła w jego stronę klucz. - Mam tylko nadzieję, że nie
masz fetyszu na punkcie małych dziewczynek.
- upiła łyk herbaty.
- O-Oczywiście, że nie.! Za kogo ty mnie masz ?! - krzyknął
w jej stronę, lekko czerwieniąc się na twarzy.
Derig cicho zaczęła się śmiać, a po chwili wybuchła śmiechem
widząc reakcję oburzonego młodego mężczyzny na jej wypowiedź. Storm widząc
uśmiech na twarzy szmaragdo okiej również lekko się uśmiechnął, podpierając się
ręką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz